Kolejny szary dzień

17 3 1
                                    


Sala była wysoka na odległość kilku wystrzałów z katapulty, a długość prezentowała się tak okazale, jakby architekt zapomniał, że powinna mieć jakikolwiek koniec. Od ściany do ściany bez problemu położyłoby się wyrwane z korzeniami stuletnie drzewo i, i tak żadna z gałęzi nie miałaby problemu z wygodnym ułożeniem się na posadzce. Na każdym kroku rzeźby, freski i złote ozdoby zasłaniające tyle gładkiej przestrzeni ile było możliwe. Nie pozostał nawet drobny fragment pustej, białej marmurowej ściany, sufitu czy podłoża. Łukowaty sufit trzymał kilka żyrandoli na grubych, niemal przeźroczystych łańcuchach, na których również znajdowały się wyżłobione sylwetki jakichś postaci. Same żyrandole (w całości diamentowe) były podobne do wiszących świeczników na których z każdej strony świata znajdowała się odnoga podtrzymująca świeczkę. Nigdzie nie umieszczono okien czy nawet palących się knotów. W pomieszczeniu było jednak tyle światła, jakby ktoś sprowadził do środka młodszego syna słońca, we własnej osobie.

-To kiedy nipy dostane mój nofiuśki miec? No i zbloje któlej nic nie psebije? Eee, ten, jesce królestfo i jakąś genialną kobitę?

- Och, nie ufasz mi?

- Nie no, skont. Po prostu jesce nic nie widzę, a podobno potrafis wsystko.

- He he he, dostaniesz w swoim czasie. Zaraz ci wszystko wytłumaczę.

Wysoki mężczyzna którego ciało zajmowało dwa metry szerokości dzięki napakowanym mięśniom, stał na środku sali w starej, lekko podrdzewiałej zbroi, trzymając miecz który właśnie opierał o ziemię- broń była wyższa od rycerza o co najmniej głowę, natomiast jej szerokość można by porównać z dwoma ramionami właściciela. Człowiek nie miał na sobie żadnego nakrycia głowy. Dzięki temu, doskonale była widoczna kasztanowa fryzura, której nie byłoby problemem- pomylić z gniazdem jakiegoś chorego psychicznie bociana. W sumie, to nad właściwym kolorem fryzury również można by polemizować. Dwa siekacze wystawały zza zamkniętych ust, a lewe oko zdawało się niemal oglądać wnętrze czaszki. Człowiek ten rozmawiał z czymś, co lewitowało na suficie. Czarna chmura, w której delikatne zarysy przerażającej twarzy poruszały eterycznymi mięśniami podczas każdej wypowiedzi.

- Widzisz przyjacielu, nikt nie wspomniał tobie, że nie rozdaję prezentów za darmo? Najpierw musisz coś dla mnie zrobić.

- Ta? A niby ze co?

- Przejdź się dalej tą salą. Po pewnym czasie dostrzeżesz coś, co aktualnie ukrywa swoją obecność, a żeby ujawniło się twym oczom, musisz po prostu podejść bliżej. Będą tam drzwi. Musisz przez nie przejść. Tylko tyle.

- Mas mnie za idiotę? Kazesz psejść pses dzwi, by spełnić moje zyczenia?

- Tak

-Więc spełnię tfoje ządania z psyjemnością.

Rycerz zaśmiał się niczym chochlik po ciężkich przeżyciach między trybami mechanizmu ogromnego zegara i ruszył we wskazanym kierunku. Czarny dym uśmiechnął się szyderczo za plecami pewnego siebie człowieka, którego gigantyczne broń szurała po ziemi, fundując podłużne blizny twarzom rzeźb wystającym z podłogi. Wyglądały na ostro wnerwione z tego powodu. Jednak nie chciało im się ruszać, pozostawiły to bez komentarza.

W oddali zaczęły pojawiać się zarysy gigantycznych, marmurowych drzwi sięgających sufitu. Nie były pokryte ani złotem, ani kolorowymi freskami. Ograniczały się jedynie to wyrzeźbionych profilów kobiet i mężczyzn. Wejście nie było jednak pozostawione bez opieki, bowiem tuż przed nimi stało przerażające, dwunożne stworzenie. Przywoływało na myśl fauna, choć nie do końca. Miało bowiem wysokość czterech dorosłych mężczyzn, a ciało od pasa w górę nie było w stu procentach ludzkie. Kaloryfer miał podobny do przystojnego rycerza, lecz całe jego ciało pokrywała gęsta warstwa niemal czarnego futra. Głowę natomiast miał bezsprzecznie byczą z jedynie ludzko podobnymi, pojedynczymi fragmentami twarzy. Istota opierała się znudzona o ścianę nieopodal przejścia, a w ręce trzymała coś na wzór sierpa przymocowanego do kilkumetrowego kija o ile nie była to zwykła, długa kłoda. Znudzone, zwierzęce oczy przyjrzały się nowemu nabytkowi. Mógł załatwić sprawę od razu, ale postanowił się nieco zabawić. Ot, tak po prostu. Stanie od kilku milionów lat na straży nie jest ciekawym zajęciem. Z czasem, nawet poczucie obowiązku zanika i robota wykonuje się niczym odruchowe naciskanie na klamkę w drzwiach gdy zechce się przez nie przejść. Czemu by więc nie uciąć sobie krótkiej pogawędki z nowym gościem? Tak, to dobry pomysł. Pracownik skazany na wieczną harówę oparł swoją broń o róg pomieszczenia. I przygotował się na wizytę.

Rycerz stał tuż przed monstrum. Gapił się swoim "lekko" koślawym spojrzeniem na dziwaczny ryj który właśnie przybliżył się do mężczyzny. Zetknęli się nosami. Zgarbiony strażnik dmuchnął nozdrzami na twarz dzielnego wojownika. Wydawało się, jakby oczy potwora mogły spalić cały las jednym mrugnięciem. Aura grozy i totalnej bezsilności owiałaby dusze wszystkich śmiertelników. Ugięłaby w kolanach, opróżniła pęcherze, jelita i wprawiła w podwójny zawał serca, każdego! Ale nie tego jednego człowieka. Śmiałek odpłacił się tym samym. Niestety, dwa dni wcześniej złapał go silny katar. Zadarta głowa ku górze zionęła niezwykle silnym kontrargumentem, który zdołał trafić nie tylko do samego właściciela, ale i w pokaźnej ilości wprost na twarz strażnika.

Przerośnięte coś na wzór minotaura, wyprostowało się, otarło pobrudzoną twarz, dłonią i przeniosło zarazki na zdobienia prze świętych, gigantycznych drzwi. Mina nie wskazywała gniewu czy zaskoczenia, choć w bezkresnej psychice wszystko to, miało jak najbardziej miejsce.

- Kazał tu psyjsć.- rycerz wskazał palcem bezpośrednio za siebię, po czym odwrócił głowę. Za nim była goła ściana.- Eee?

- A, to... Zwykła sugestia, byś nie próbował się cofać. Powiedz, co cię tutaj przygnało robaczku, he?

- Ten, lobiłem u klóla. Ciongle jakieś wyjasdy i walka. Ić utłuc tego i tamtego, psynieś głowe smoka, dlugiego smoka, tseciego itd. Co z tego mialem? Tanie zalcie i...

- Milcz- słuchacz niemal wrzasnął- Nie mogę tego słuchać...

Pstryknięcie owłosionych palców spowodowało błyskawiczne zmiany w anatomii człowieka. Wielkie wystające siekacze skruszyły się nieco i wsunęły do środka jamy ustnej.

- Nie mogłem ciebie już więcej słuchać. Potraktuj to, jako darmowy prezent.

- Dzięki! Chociaż mama mi mówiła, że moje uzębienie jest uroczę- chwila zawahania, twarz marszczy się, by ewidentnie spróbować coś przemyśleć- Spróbuje z tym jakoś żyć... W każdym razie, jeśli o mnie chodzi, to powiem tyle, że zaczęto nakładać na mnie coraz więcej obowiązków pod pretekstem jakiegoś idiotycznego słowa, hmm jak to było... A, pod pretekstem wyższego stanowiska. No to żem poszedłem do króla, odrombałem mu łeb, wyrżnąłem dworzan bo co jak co, ale do czynienia z królem mieli na co dzień, więc i oni mieli w głowach mnóstwo dziwacznych sposobów udupienia solidnych obywateli. Wsiadłem na konia i o to jestem. Jak najszybciej pognałem do świątyni. Podobno spełniacie życzenia. Odsuń się i daj mi przejść.

- He he he he he he- strażnik wpadł w nagły atak śmiechu tak mocny, że musiał opaść na kolana, by całkiem nie położyć się na ziemi.

W tym momencie, wielka klinga nadnaturalnie szerokiego miecza ostrzejszego od wiadra sosu tabasco zatopiła się w barku potwora. Ten pstryknął w olbrzymi miecz palcem u drugiej, nienaruszonej ręki. Stal czy z czego broń była, rozprysła się na tysiące drobnych kawałeczków. Stworzenie podniosło się na swoich zwierzęcych nogach z kopytami i kiwnęło głową na znak dezaprobaty.

- To mówisz, że chcesz otrzymać od niego to, o co poprosiłeś i na co rzekomo zasługujesz, tak?

Milczenie ze strony walecznego rycerza świadczyło o napełnianiu zbroi od środka substancją, której lepiej nie wymieniać wprost, a spojrzenie mówiło jedno "o Kurde". W kilku kolejnych sekundach miała miejsce następująca sytuacja: Strażnik dobył broni i wyginając jedynie nadgarstek, machnął swoją kosą z niebywałą gracją jak na zawodowego mordercę. Ludzka głowa odleciała w kierunku drzwi niczym piłka do rugby rzucona przez perfekcyjnie wyćwiczonego zawodnika. Gigantyczne, marmurowe skrzydła rozwarły się, ukazując nieskończenie głęboki dół. Gdy strażnik wrzucił w bezkresną otchłań resztę ciała, poleciała reszta ciała, drzwi zamknęły się głucho, znów bez najmniejszej ingerencji bestii. Nowa ściana za jego plecami zniknęła, a zamiast niej, powoli wyłaniała się z korytarza czarna lewitująca chmura, która przyprowadziła kolejnego chętnego do spełnienia swoich życzeń. Cuchnącego wieśniaka w poszarpanych, lnianych szmatach.

Był to niezwykle owocny dzień. Bóg specjalizujący się w spełnianiu ludzkich zachcianek, wyrobił się od kilkuset lat, ponad dzienną normę przyjętych. W ciągu całego dnia, zdołał przywitać około tysiąca chętnych z całego świata. Cieszył się bowiem dużą popularnością wśród ludu. Legendy głoszą, że ci którzy pójdą z nim na układ, dostają czego zapragną, a dodatkowo zostają odsyłani do idealnego miasta pełnego szczęścia. Tylko nieliczni uczeni w wielkich metropoliach wiedzą, że Stultit jest starożytnym bogiem głupoty, oszustw, skończonych idiotów, a w najstarszych księgach nawet uosobieniem śmierci. Jednakże ustne opowieści zmieniają się z biegiem lat, i pokoleń.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 06, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kolejny szary dzieńWhere stories live. Discover now