25. Rodzina jest najważniejsza

ابدأ من البداية
                                    

– Ty... też jesteś ładny?

– Aurorito! Czyżbyś mnie podrywała?

Kurde. Cholerne podpowiadające myśli, które jedyne co przynoszą to wstyd.

– Eee... tak?

– W takim razie idź już spać, bo posunę się o krok za daleko i będziesz... chyba zła – mówi spokojnie i wskazuje dłonią łóżko. Spoglądam na jego twarz, tors i przez głupi przypadek zawieszam oko na jego dolnych partiach ciała, co Lucyfer zauważa i uśmiecha się złośliwie.

– Spokojnie, ubiorę się i cię nie dotknę. Odległość jednego metra, tak?

– Niekoniecznie – mamroczę pod nosem i szybko wchodzę do łazienki, by zrzucić te przepocone łachmany. Ja i on znowu w jednym pokoju, na jednym łóżku. We Francji po pierwszym dniu osobnych drzemek postanowiliśmy jakoś się podzielić materacem, ale nie chcieliśmy go przepoławiać, więc spaliśmy razem na dwóch osobnych końcach. Dziś jednak jest inaczej. Coś nas łączy i ukryć tego się nie da, ale... ale to nie czas, by mówić o miłości. Powinniśmy... W ogóle nic nie powinniśmy. Jesteśmy z dwóch różnych światów. Ja stąd i jestem człowiekiem. On... z Nieba i z Piekła, i ukradł naczynie.

Spoglądam w lustro na swoje odbicie i dziwię się sama sobie, że usłyszałam takie określenie jak "ładna". Żaden z mężczyzn, których znałam, tak mnie nie nazwał. Dla nich zawsze byłam wieśniaczką, na którą nic nie stać i śmierdzi na kilometr. Przykro mi, ale nie wszyscy żyją jak bogacze. Na świecie istnieją dwa rodzaje ludzi. Ci, którym powiodło się i ci, którym brakuje na chleb, ale każdego z nich łączy jedno: są ludźmi i powinni się wspierać jako społeczeństwo, jako jeden z  budulców Ziemi.
 Wpatrując się na tę mizerną, bladą dziewczynę w lustrze, zrzucam pierwszą warstwę swych ubrań, czyli tę śliczną, bordową bluzeczkę od Candidy. Wyjątkowo gładki materiał, a drogi... jak pierniki w najdroższej cukierni. Złe porównanie, Aurorito. Nawet pierniki są tańsze.

Cholerne myśli. Przewracam oczami i ściągam materiał, kładąc go ostrożnie na komodzie w białej łazience. Dlaczego aż tak schudłam? Zdawało mi się, że odkąd tu jestem, przybrałam na wadze, a jedyne, co widzę, to bardziej wystające kości. Ponownie kręcę głową i rozpuszczam gęste, kasztanowe włosy, które są okropnie poplątane i wymagają spotkania ze szczotką.

Rozczesuję to siano, gdy słyszę jakieś kroki, a po podniesieniu głowy do lustra, widzę za sobą Lucyfera, wpatrującego się w moje odbicie. O kurka wodna. A ten tu czego? O KURKA. Przecież nie mam bluzki.

– Yy... ja... – zacinam się, a moje policzki przybierają barwę tej bluzeczki, którą przed chwilą zrzuciłam. Dobrze, że na świecie istnieją staniki i przykrywają to, co przykrywać muszą.

– Nic nie mów – odzywa się, a ja po raz kolejny przełykam ślinę przestraszona jego zamiarami. Boże. Boże. Jak Ty syna uchowałeś?!

– Ale...

– Cii... mogę ja? – pyta się i wyciąga rękę po szczotkę, którą trzymam w swoich drżących dłoniach. Niechętnie podaję mu przedmiot i zamykam oczy, nie chcąc patrzeć na to, co bym widziała w lustrze. Po chwili jedyne co czuję, to przyjemne obchodzenie się z moimi włosami i delikatny dotyk Lucyfera na moich ramionach.

Kończąc swoją robotę odkłada czarną szczotkę, lecz nie zdejmuje rąk z moich ramion. Mój oddech przyśpiesza, a serce prawie wyskakuje z piersi, kiedy to wędruje palcami po moim ciele. Cholera. W życiu nie miałam tylu przekleństw w głowie, co teraz. Cud, że jeszcze nie skoczyłam na niego i nie uwiązałam jakimś sznurem za dotykanie mnie. Tata nauczył mnie samoobrony, więc niektóre ruchy nadal pamiętam i mogłyby się teraz przydać, ale nie chcę psuć tej chwili. Jest zbyt piękna i intymna, bym mogła ją przerwać.

Maska Diabłaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن