ROZDZIAŁ 1 SZCZĘŚCIE W NIESZCZĘŚCIU

954 83 2
                                    


           Nie miałam już najmniejszych wątpliwości, że dotyk, który czułam na policzku był prawdziwy. Nie był to wytwór mojej wyobraźni. Teraz ktoś mocno potrząsał mnie za ramię, a nad głową słyszałam zatrwożony głos Cassandry.
           - Emily obudź się... Słyszysz?
           - Co się stało? – zapytałam, mamrocząc na pół przytomna.
           - To moja wina ściągnęłam je tutaj... - Cassandra z przerażeniem wpatrywała się w drzwi. – Chciałam ci pomóc i przywlokłam je tutaj.
           - O czym ty mówisz? Kogo przywlokłaś? Nic nie rozumiem.
           Twarz Cassandry była blada, a ręce drżały jak gałązki osiki. Usiadłam na łóżku i marszcząc czoło przetarłam dłońmi twarz.
           - Przyjechały za mną... Wiedźmy. Śledziły mnie i wiedzą gdzie jesteś! Już za późno uciekać. – Złapała mnie za ramiona i odwróciła twarzą do siebie. – Pamiętaj, cokolwiek się będzie działo Emily, za żadne skarby świata, nie oddawaj jej medalionu. Ona sama go nie weźmie, on jej na to nie pozwoli chyba, że sama jej go oddasz. Nie patrz jej w oczy i nie daj się zwieść iluzjom, które wokół ciebie wytworzy... Nie oddawaj jej medalionu. – Powtórzyła.
           Patrzyłam na nią przerażona nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Czułam jak zaczynają uginać się pode mną kolana. To zadziwiające, co strach potrafi zrobić z człowiekiem. Przez krótką chwilę zastanawiałam się, czy aby przypadkiem nie śnię. Odruchowo spojrzałam w drzwi, czując jak mój oddech stopniowo przyspiesza. Moje serce biło już tak szybko, że zaczęłam odczuwać zawroty głowy. Nagle klamka w drzwiach zaczęła drżeć, sprawiając, że oblał mnie zimny pot, co jednocześnie pozbawiło mnie złudzeń i teraz nie miałam najmniejszych wątpliwości, że nie śnię. Razem z Cassandrą przesunęłyśmy się w najdalszy kąt pokoju, mocno ściskając się za dłonie. Drzwi były zamknięte, ale to im nie przeszkodziło, gdyż po chwili pozornej ciszy i spokoju, która nastała na parę minut, ze szpary tuż pod nimi, zaczęły wydobywać się kłęby czarnego, przerażającego dymu, który leniwie zaczął przesuwać się w naszą stronę i z wolna ogarniać cały pokój. Smród, który wypełnił pomieszczenie był odrażający. Obserwowałam to zdarzenie z przerażeniem, mocno ściskając dłoń Cassadry, która z milczeniem i smutkiem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w mroczną mgławicę.
           Czarne kłębowiska rozdzieliły się na trzy części i każde z nich zaczęło wolno wirować wzbijając się coraz wyżej. Nagle, jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki, zasłona dymna znikła, a mym oczom ukazały się trzy postacie. Wszystkie ubrane były w sięgające do kostek ciemne suknie. Ich ramiona okrywały długie, czarne peleryny, ze szpiczastymi szerokimi kapturami. Dwie postacie, były młodymi i ładnymi kobietami. Ich długie włosy swobodnie opadały na ramiona. Obie miały ciemne oczy i nienaturalnie jasne cery, były również bardzo smukłe i wysokie, a w dłoniach trzymały smukłe, drewniane laski. Natomiast trzecia postać, która stała w środku pomiędzy nimi, była przerażająca. Niska, przygarbiona i przeraźliwie chuda. Na jej głowie gdzieniegdzie wystawały kępki siwych włosów, przez które przebijała łysina. Jej twarz była zniszczona, pokryta wieloma zmarszczkami i przebarwieniami, sprawiała wrażenie nieco zdeformowanej, a oczy wydawały się płonąć żywym ogniem. Już widziałam to spojrzenie, przypominające płynną magmę. Nie miałam złudzeń, właśnie stałam twarzą w twarz z upiorem, który kilka miesięcy temu zadał mi śmiertelną ranę. W długiej równie zniszczonej dłoni z długimi palcami zakończonymi szponowatymi pazurami, trzymała zagięty gruby kij. Z szyi na złotym łańcuchu zwisał wisior przedstawiający głowę kozła, który lśnił na czarnej szacie, jak księżyc na nocnym niebie.
           Patrzyła na nas z cynicznym uśmiechem na twarzy, przerzucając kolejno ogniste spojrzenie ze mnie, na Cassandrę, po czym wbiła wzrok w medalion na mojej piersi, który teraz lśnił na czerwono zaczynając parzyć mi skórę.
           - Gdzie twój Lupus? – Małe pomieszczenie wypełnił skrzekliwy głos starej wiedźmy. – Już dawno powinnaś być martwa Luno... Oddaj mi medalion.
           Wyciągnęła w moją stronę szponiastą dłoń.
           - Nie należy do ciebie – odparłam z przekąsem. – Nie dostaniesz go.
           - Nie? – zapytała unosząc w górę dłoń, w której zabłysło czerwone światło. – W takim razie przez ciebie, twoja przyjaciółka będzie cierpieć.
           Roześmiała się złowieszczo i skierowała czerwoną poświatę w Cassandrę, która natychmiast upadła na podłogę wijąc się i krzycząc z bólu.
           - Nie przejmuj się mną Mily – jęknęła po chwili, unosząc się z podłogi.
           Cassandra niespodziewanie wyciągnęła dłoń i rzuciła w intruza błękitną kulę, która kilka centymetrów przed upiorem zatrzymała się, powoli blednąc. Atak mojej przyjaciółki zatrzymała jedna z młodych kobiet, która stała obok swojej pani.
           - Cassandro... Jesteś żałosna – odparła wiedźma. – Zawsze byłaś słaba...
           - Zostaw ją! – wrzasnęłam.
           Czerwone ślepia upiora zwróciły się w moją stronę.
           - Jeśli oddasz mi medalion odejdę zostawiając was przy życiu...
           - Nie słuchaj jej! Łże jak pies! – Moja przyjaciółka weszła w słowo czarnej postaci.
           - Martha... Zajmij się nią! – odparła rozkazującym tonem.
           Na polecenie swojej pani jedna z dziewczyn zaczęła katować na odległość Cassandrę, sprawiając jej okrutne męki. Moja przyjaciółka leżała na podłodze z trudem nabierając powietrze. Starucha patrzyła na tę scenę z uśmiechem na swojej przerażającej twarzy. Gdy przeniosła wzrok na mnie, wnikliwie obserwowała moją reakcję. Byłam przerażona i niemal gotowa do poddania się, aby tylko pomóc Cassandrze.
           - Możesz to przerwać... Wystarczy, że oddasz mi Selene.
           Znów wyciągnęła w moją stronę dłoń i wolno zaczęła się do mnie zbliżać.
           - Sama go sobie weź – odpowiedziałam drżącym tonem.
           Niepewnie przysiadłam obok Cassandry, pochylając się nad nią tak, aby medalion mógł swobodnie zwisać nie dotykając mojej skóry. Patrząc na nią uświadomiłam sobie, że jeślibym go oddała, świat pogrążyłby się w mroku, a przez mój błąd cierpiałoby wiele niewinnych istnień. Pamiętałam przestrogę mojej przyjaciółki i coś podpowiadało mi, że dopóki dysk wisi na mojej szyi, jestem bezpieczna i on również, gdyż jedynym sposobem, którym wiedźma mogła dostać go w swoje ręce, było moje przyzwolenie.
           Starucha mierzyła mnie poirytowanym spojrzeniem, po czym wolno zaczęła podążać w naszą stronę. Gdy tylko zbliżyła się do mnie na odległość paru centymetrów, próbując dosięgnąć złoty dysk, jakaś niewidzialna siła wydobywająca się z niego sprawiała, że ta musiała się cofnąć. Na jej twarzy malowało się zdumienie i gniew, a grymas na ustach, świadczył o tym, że każda próba zbliżenia się do medalionu sprawia jej ból. Dłoń, którą do mnie zbliżyła drżała wywołując na twarzy wiedźmy jeszcze większy niesmak i bezradność niż do tej pory.
           - Nie bądź niemądra – odparła poirytowana. – Będziesz miała życie tej kobiety na swoim sumieniu. Tego chcesz? Dasz radę z tym żyć?
           - Za dużo wiem Daisy, twoje wywody nie robią na mnie żadnego wrażenia. Mieszkałaś ze mną sześć lat i nie znasz mnie w ogóle – odparłam ze spokojem.
           - Nie nazywaj mnie tak! – ryknęła. – Mogłam cię zabić już dawno temu!
           - Więc teraz nie pozostaje ci nic innego, jak tylko żałować, że tego nie zrobiłaś... Cioto!
           - Nie zabiłam cię bo liczyłam, że dołączysz do mnie.
           - Słucham? – spytałam zaskoczona, mrużąc oczy i patrząc na nią z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
           - Pomyśl tylko ile mogłabyś zyskać, ile się nauczyć. Drzemie w tobie potężna moc, o której nie zdajesz sobie sprawy. Przyłącz się do mnie, a zobaczysz inny, lepszy świat.
           Jej propozycja sprawiła, że zadrżałam. Patrzyłam na nią zastanawiając się, co mam jej powiedzieć. Zaskoczyła mnie tak bardzo, że ze zdumienia nie mogłam oderwać od niej oczu.
           - Nie wiem o czym mówisz – mruknęłam po chwili.
           - Emily nie słuchaj jej – jęknęła Cassandra.
           Wiedźma nawet na nią nie spojrzała. Obserwowała mnie swoim płonącym spojrzeniem i milczała, stojąc tuż nad moją głową.
           - Mówię o potędze, niezależności i mocy dzięki której świat padnie ci do stóp.
           - Nie chcę tego!
           - Nie bądź taka skromna Mily. Nie uciekniesz od przeznaczenia.
           - Wiesz co? Jedyne czego pragnę, to spokoju, którego przez ciebie nie mam! Zabrałaś mi już wszystko! Czego jeszcze chcesz?!
           - Wszystko możesz odzyskać. Swojego wilka, spokój, miłość i dostatek. Oddaj mi medalion, a ja obiecuję, że ci pomogę. – Ponownie wysunęła dłoń w moją stronę, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Ku mojemu zaskoczeniu bardzo przekonywujący. Przez chwilę wpatrywałam się w nią marszcząc czoło i bijąc się z myślami.
           - Wiesz co? Masz rację wiedźmo – odparłam, wstając z podłogi. – Odzyskam spokój i radość życia.
           - Grzeczna dziewczynka. Pomogę ci jak matka.
           - Odzyskam... Ale sama! Ten medalion jest mój i zacznij godzić się z faktem, że nigdy nie zdobędziesz jego mocy. Osobiście dostarczę go na miejsce i dopilnuję, by zgładził każdą istotę podobną do ciebie! Myślisz, że nie wiem czym jest?! – syknęłam, stawiając krok w jej stronę. Wiedźma skuliła się w sobie i szybko się cofnęła. – Twoje kłamstwa... są żałosne, ty jesteś żałosna!
           - Zabiję ją i ciebie, tak jak zabiłam twoją matkę i ojca, będzie to twoja wina, a ja i tak zdobędę to, na czym mi zależy. Jak zdechniesz po tobie zostanie tylko on. – Palcem wskazała na mój medalion.
           - Nawet jeśli zginę, medalion nie pozwoli ci się dotknąć.
           - Ale pozwoli innej strażniczce.
           Jej śmiech był przerażający. Patrzyłam jak w jej dłoniach zaczyna wirować czerwono-pomarańczowa poświata, która z impetem zbliżała się ku mnie. W ułamku sekundy przyskoczyłam do Cassandry, osłaniając ją swoim ciałem i nagle czerwona poświata rozproszyła się wokół mnie, wywołując zdumienie na twarzy wiedźmy.
           - Dopóki medalion jest na mojej szyi, twoje czary mnie nie dotkną... Czyżbyś nie znała słów legendy?
           Wiedźma skinęła palcem na swoje wychowanki i wszystkie trzy zaczęły wymawiać jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa. Spojrzałam na Cassandrę, która teraz wyglądała jak sparaliżowana. Jej wzrok, utkwiony był w jeden punkt, a twarz była blada i zlana potem. Nagle tuż przede mną pojawiło się coś na kształt czarnej plamy, z której zionęła otchłań i z każdą kolejną sekundą, dziwny twór poszerzał swoje granice. Kiedy była już tak blisko, że mogłam spojrzeć w jej wnętrze, poczułam ucisk. Czułam jak mój medalion odpycha złą energię, sprawiając mi przenikliwy ból w klatce piersiowej, lecz po krótkiej chwili, otchłań przede mną zaczęła się szybko kurczyć, aż w końcu rozpłynęła się w powietrzu. Wiedźma obejrzała się za siebie, po czym posyłając nam nienawistne spojrzenie zaczęła kierować się do wyjścia. Jej ucieczka nie trwała długo. W drzwiach niczym duchy pojawiły się trzy wilki groźnie obnażając kły. Z ich gardeł wydobywał się cichy, przerażający charkot. Odetchnęłam z ulgą, jednak mój niepokój był jeszcze większy, gdy wśród nich zobaczyłam również czwartego, srebrnego wilka.
           Wolno i ostrożnie cała czwórka weszła do mieszkania. Później wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam uwierzyć w to, co działo się na moich oczach. Czarny wilk rzucił się na młodą wiedźmę zaciskając ostre kły wokół jej szczupłej szyi. Nie zdążyła nawet drgnąć, gdyż w ułamku sekundy, jej głowa bezwładnie toczyła się po podłodze, zostawiając za sobą smugi krwi. Wiedźma rzuciła się do ucieczki, jednak srebrny wilk nie chciał jej na to pozwolić i z impetem rzucił się na nią, lecz nagle drogę zagrodziła mu druga dziewczyna. Wtedy zrozumiałam, że stało się coś strasznego. Biały wilk upadł do jej stóp, a z jego boku wypływała krew, tworząc wokół jego ciała szkarłatną kałużę. Pozostali rzucili się na dziewczynę. Nie patrzyłam już, co działo się dalej, widziałam tylko Williama, który bezwładnie leżał na podłodze. Nie docierały do mnie żadne dźwięki, wiedziałam tylko, że muszę jak najszybciej dostać się do mojego ukochanego, aby wsunąć palce w jego ranę. Nic w tym momencie nie miało żadnego znaczenia. Nikt i nic się nie liczyło, czas stanął w miejscu. Na kolanach zaczęłam czołgać się do Williama. Gdy moje palce dotknęły jego skóry poczułam znane mi już ciepło. Nie zastanawiając się nad tym, co czuję, odnalazłam sztylet tkwiący w jego boku i jednym szarpnięciem wyjęłam go z jego ciała. Wsunęłam palce w ranę i niemal natychmiast poczułam przyjemne ciepło, które stopniowo przenikało całe moje ciało. Po chwili ciepło zmieniło się w ogień jednocześnie paląc moje wnętrzności, a przez skórę mojego wilka płynęły błękitne refleksy, w które wpatrywałam się z zachwytem i niewysłowioną ulgą. Zanim ogarnął mnie mrok, za plecami usłyszałam jeszcze słaby głos Cassnadry.
           - Emily, nie...

KLĄTWA WILKA tom II W BLASKU BŁĘKITNEJ PEŁNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz