17. Wszystko co dobre - szybko się kończy

Start from the beginning
                                    

– Po co ci ten Bóg?

– Po nic... – mamroczę i obracam się w drugą stronę. Świetnie, przynajmniej mam pewność, że on nie chce niczego ode mnie, a ja muszę ogarnąć swoje myśli i więcej nawet nie próbować go poderwać, bo to robota na marne.

Więcej się nie odzywam. Być może mój honor mi na to nie pozwala, ale czuję delikatne urażenie, jak chyba większa część kobiet, która byłaby na moim miejscu. To przykre, kiedy ktoś czepia się o to, że jakaś dama mogłaby próbować podrywać urodziwego panicza. Czego się dziwić? Przecież jest przystojny i... dawał mi sygnały. Może sprzecznie je odebrałam, ale do cholery! Spaliśmy na jednym łóżku, rozmawialiśmy na wszelkie możliwe tematy, opowiadał mi o ojcu, o stosunku do Candidy i całej rodziny. Zwykłej dziewczynie z ulicy też by to wszystko powiedział?

– Co byś powiedziała na musical w przyszłym tygodniu? – zagaduje Lucyfer, całkowicie ignorując to, co wypowiedziałam przed chwilą.

Obracam się zdziwiona tą propozycją i marszczę brwi. Jaki musical?

– W środę, w teatrze wystawiają sztukę na podstawie filmu.

– Jakiego filmu? Nie znam tak wielu wspaniałych dzieł od reżyserów... – mamroczę.

– Moulin Rouge*. Znasz? – pyta obojętnie, a ja mimowolnie uśmiecham się. Akurat ten film oglądałam, kiedy pracodawca dał mi bilety na pokaz po premierze. Wybrałam się wtedy z bratem...

– Znam i uwielbiam. Z chęcią się wybiorę – mówię, czując poprawę humoru. Czyli pójdziemy do teatru. Ja i on, znowu sami. Nie chce stracić ze mną dobrego kontaktu... To dobry tok myślenia.

– Idzie Candida, Carda i Amaron. No i oczywiście ja i ty, więc jeśli zechcesz ty lub Can dobierzcie sobie kogoś do pary – oznajmia spokojnie, wpatrując się w moje zawiedzione oczy. O dobry Boże, który powinieneś czuwać nade mną! Dlaczego ja w ogóle o nim myślę? Może... może jednak wierzę w Niego i powinnam się nawrócić? Ale... nie, nie. Nie ten czas na takie decyzje. Lucyfer... on nie idzie tylko ze mną, a ja mam znaleźć sobie kogoś do pary. W takim razie on idzie z Cardą?

Och i po co się łudziłam, że pójdziemy razem?

– Jasne. Pomyślę nad tym – odpowiadam cicho i tym razem absolutnie się nie udzielam podwójnie zawiedziona. Dlaczego czuję się jak idiotka, mimo że wcale nic złego nie zrobiłam? Dlaczego czuję taką przykrość, choć nie jesteśmy razem? Jak można złościć się na kogoś z takich błahych powodów?!

– Straciłaś zapał do życia? – pyta, łapiąc mnie za dłoń, którą prawie wyszarpuję, ale ostatecznie nie robię tego, gdyż jego dotyk jest taki czuły i kojący.

– Szkoda mi opuszczać ten raj dla oka. Jest tu... tak niesamowicie – wyznaję z nostalgią. Dopiero co przyjechaliśmy, a już musimy odjeżdżać.

– Obiecuję, że to nie nasza ostatnia wycieczka. Może niedługo znowu jakiś wyjazd? – pyta, uśmiechając się, czym zadziwia mnie i powoduje radość w sercu. Jest szansa!

– Jeśli tylko sobie życzysz, to zgadzam się na wstępie.

– Życzę sobie, ale pamiętaj: ty i ja, a zakupy spożywcze robisz przed wyjazdem! - woła ironicznie, a szeroki banan powraca na moją twarz.

– Zgoda. Zakupy przed wyjazdem, jednak przyznaj, dzięki temu wyrobiły ci się mięśnie, hm?

– Gdzie ty patrzysz, co?

– Przypomnę ci coś: jestem kobietą – mówię, udając obojętność, ale to nie zmienia faktu, że jestem pocieszona, iż nie do końca straciliśmy dobry kontakt.

Maska DiabłaWhere stories live. Discover now