We wait for trains that just aren't coming

405 36 25
                                    

Czekając na pociąg, który i tak się spóźniał dobre dwadzieścia minut, zastanawiała się, czemu na to się zgodziła. Tym bardziej, że musiała zostawić swoją firmę na pastwę tych idiotów, może to byli niezwykli ludzie, ale już nieraz udowodnili jej, że nie może ich zostawić, choć na chwilę, samych. Jej motto brzmiało: „jak chcesz mieć coś dobrze, musisz sam to zrobić". Sama doszła na szczyt i jak już to chce sama z niego upaść, a nie zostać pchniętą przez niekompetencję innych. A przekonała się, że nawet wieloletni pracownicy nie mieli pojęcia, co robią i jak. Potrafili dzwonić z najmniejszą głupotą, tylko podnosząc jej ciśnienie.

Drugim jej problemem był kilkudniowy zjazd, gdzie miała spotkać się z jej byłymi kolegami i koleżankami z liceum. Nie chodziło o to, że ich nie lubiła, ona ich wręcz nienawidziła i jak nic się nie zmienili, to skończy się to czyjąś śmiercią, a w najlepszym wypadku jej samobójstwem. Nie dało się z nimi przebywać i nie zastanawiać, czy wbicie sobie długopisu w szyję bardzo boli. Była taka młoda, a przez nich czuła się jakby była na drodze do ruiny, wykańczali ją każdego, pojedynczego dnia, sprawiając, że jej poczucie własnej wartości spadało niezwykle nisko. Przez te kilka lat nauki myślała, że to była ona, lecz tuż po zakończeniu szkoły przekonała się, że to była ich wina. Choć z drugiej strony przecież była na tyle głupia, aby im na to pozwolić, ale nigdy więcej. Nauczyła się walczyć o siebie, nauczyła się własnej wartości. Może straciła kilka lat z życia na płacz, stres, smutek, ale wreszcie odnalazła siebie. I to w jakiś sposób było dla niej wszystkim.

Musiała przestać rozmyślać tyle, to nigdy nie wychodziło jej na dobre, a tym bardziej w taką pogodę. Zirytowana westchnęła i spięła włosy klamrą. Upały dawały się we znaki i modliła się, aby ten cholerny pociąg szybciej przyjechał, i żeby posiadał dobrą klimatyzację. Miała ochotę pozwać linie kolejowe za spóźnienie, brak ławek na peronach, przez co musiała stać na wysokich, niewygodnych szpilkach, za te upały i za całe zło tego świata. Nic by im się nie stało, gdyby postawili trzy ławeczki na tym betonie, brudnym, zimnym i nienadającym się do siedzenia, kiedy na sobie ma się nowy, czarny kostium od Chanel. Mogła iść na górę do poczekalni, gdzie było chłodniej i znajdowały się piekarnie, a także różne sklepiki, ale w każdej chwili mógł przyjechać jej pociąg, w dodatku oznaczałoby to targanie walizki na górę, a później na dół,

Nie mając co ze sobą począć, usiadła na walizce, chowając twarz w dłoniach. Co ona tu, do jasnej anielki, robi? Mogłaby dalej wymieniać okropne strony tego wyjazdu, gdyby nie fakt, że poczuła jak traci równowagę. Próbując siebie ratować skoczyła na równe nogi, co skończyłoby się upadkiem, bo może opanowała chodzenie w szpilkach, ale skakanie to już kompletnie inny poziom, gdyby nie czyjeś silne ręce.

- Nic ci nie jest? Przepraszam bardzo, ale przez przypadek trąciłem twoją walizkę i nie wiem, gdzie ja mam głowę - zaczął mężczyzna, pomagając jej zachować równowagę.

- Jak nie skręciłam przez ciebie kostki to nie musisz obawiać się rozprawy sądowej.

- Jakaś ty wspaniała - powiedział, a ona biorąc głęboki wdech, próbowała zignorować sarkazm w jego głosie. - Dobra, to ja tu zawiniłem. Jeszcze raz przepraszam i jakbyś zachciała mnie zgłosić na policję to proszę, oto moja wizytówka, a teraz przepraszam, jeszcze raz, ale się śpieszę.

I ot tak ją zostawił, z kawałkiem papieru, biegnąc na pociąg. Mogła za nim krzyczeć, kazać mu wrócić, ale to był jej najmniejszy problem, zważając na fakt, że mogła normalnie poruszać kostką, a ból powoli przechodził. Oraz to, że wreszcie jej pociąg przyjechał, a ona chciała jak najszybciej usiąść i zmienić buty. Miała tylko nadzieję, że nie zapomniała spakować trampek albo balerinek.

***

Całe to przedsięwzięcie miało odbyć się w małym pensjonacie na obrzeżach miasta, który na pierwszy rzut oka wyglądał na przytulny i zadbany, choć Taylor była mało ufna. Przez swoją pracę i korzyści z niej płynące, przyzwyczaiła się do najlepszych hoteli i wielkich apartamentów. Pieniądze nie przewróciły jej w głowie, ale jednak, kto wolałby spać w podrzędnym motelu, jak można było wziąć pięciogwiazdkowy hotel? Ostatni raz przyglądając się drewnianym ścianom, niepewnie ruszyła kamienistą drogą do wejścia. Nie była pewna, czy wszyscy już są i chyba nie chciała się dowiedzieć. Jedyne o czym marzyła to tydzień spędzony w domu, z kotami, butelką wina, pewnie niejednej, i serialami. Niestety za marzenia nie karzą.

- Taylor? - Serce jej się na chwilę zatrzymało, kiedy za sobą usłyszała damski głos. Powoli odwróciła się i chyba nigdy w życiu nie poczuła takiej ulgi, kiedy zobaczyła Celeste, jedyną osobę, która doskonale ją rozumiała i darzyła takim samym uczuciem ich klasę oraz szkołę.

- Cel! Dobrze cię widzieć - powiedziała, przytulając farbowaną szatynkę. - Dalej zabijasz swoje włosy?

- I tak nie ma dla nich już ratunku, ale wyrosłaś i ty masz makijaż! - Taylor wzruszyła ramionami, śmiejąc się. - Myślisz, że mocno się pogniewają jak nie pojawimy się?

- Myślisz o ucieczce? I tak nas nienawidzą, ale nie ciekawi cię jak skończyli? Jak będzie mocno źle weźmiemy butelkę czegoś mocnego i znikniemy.

- Umowa stoi. - Pełna wątpliwości, Taylor ruszyła za Celeste, zastanawiając się co mogło pójść źle, trzeba jedynie zagrać głupią, doskonale wiedząc co się robi. A czy ona wiedziała?

Teoretycznie tak, niby to było proste: nie dać się zastraszyć, nie dać za wygraną i jasno określić warunki, nie ustępując.

Zatrzymały się tylko na chwilę, tuż przed drzwiami od sali konferencyjnej, gdzie mieli spotkać się, po raz pierwszy od wielu lat, z pozostałymi.

- Wchodzimy? - Nie miały wyjścia, pchając drewniane drzwi i wchodząc do środka. Sala nie była jakaś ogromna, większość z niej i tak była zagracona przez stoły i krzesła oraz grupkę ludzi. Wszyscy siedzieli w małych paczkach i rozmawiali półszeptem. Wszyscy wyglądali na takich znudzonych, zmęczonych wszystkim. Ich uwagę zwrócił dopiero stukot obcasów Celeste, która wraz z Taylor kierowały się do pustego stolika. Zasada numer jeden: trzymaj się od nich z daleka.

- Hej, Tay, Cel! Siadajcie z nami - krzyknęła Charlie i kiwnęła głową na dwa wolne miejsca koło siebie. Jedynym powodem, dla którego się zgodziły była właśnie rudowłosa, która nieraz trzymała ich stronę, co było istnym cudem.

- Witaj, Charlie. Ścięłaś włosy, ślicznie ci w takiej długości. - Blondynka pochwaliła fryzurę koleżanki i zajęła miejsce.

- A ty, Taylor nic się nie zmieniłaś, no może zamiast mówić o Chanel, nosisz jej ubrania. A tak to, gotowe na to wszystko? - spytała, a dwójka kobiet wzruszyła ramionami.

Odpowiedź brzmiała nie...


***

Tak oto prezentuje się pierwszy rozdział "New romantics".
Komentarze z opiniami mile widziane, co bym mogła poprawić, jakby były jakieś błędy. 

Krótkie info:
Nowe rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, w weekendy, prawdopodobnie w piątki/soboty.

Love, Meikushika xx 


New RomanticsWhere stories live. Discover now