13. Mapa miłości

Start from the beginning
                                    

- Jesteś szaloną humanistką.

- A to nie naukowcy są szaleni? - pytam.

- Od dziś również humaniści mogą się zaliczać do wariatów. I przysięgam na Boga, że kiedyś znajdę was wszystkich i nauczę, jak obliczyć masę cząsteczkową bez robienia głupich błędów! - oburza się, ale po chwili wpada w śmiech.

Candida to bardzo zdolny ścisłowiec, ale muszę służyć jej jako nauczycielka wszystkich przedmiotów, gdyż nie uczęszcza do szkoły.

- Candido... powiesz ojcu o Paulu? - pytam zaciekawiona tym tematem. Skoro ja nie jestem w żadnym związku, to muszę chociaż podpytać swoją młodszą przyjaciółkę o takie sprawy. Myślę, że gdybym ja kogoś miała, ona zasypywała mnie milionami pytań.

- Boję się... Wiesz, jaki jest tata. Karze go przyprowadzić, a następnie zrobi taką jazdę, że Paul w życiu się do mnie nie odezwie. Wolę się ukrywać.

- On powinien się dowiedzieć i to zaakceptować. Skoro jest ojcem, to musi wiedzieć, że taka jest jego rola. Musi wiedzieć, że jego córka dorasta i chce żyć normalnie, a nie jak zamknięta na wieży księżniczka - mówię oburzona.

- Ty to wiesz, ja to wiem, ale on tego nie wie.

- Stanę za tobą murem, jeśli trzeba będzie.

Obie przerywamy naszą rozmowę, gdy do pokoju wchodzi człowiek, o którym właśnie dyskutujemy. Spogląda na nas podejrzliwie, jakby wiedział, o czym rozmawiamy.

- Tato! - woła Candida i rzuca się w jego objęcia. Lucyfer nie wykazuje żadnego uczucia i ledwo dotyka swoją córkę, wpatrując się obojętnym wzrokiem we mnie. Dziwne uczucie ogarnia mój umysł, więc skrępowana obracam głowę w stronę okna. Czuję się, jakbym właśnie robiła coś niestosownego, ale przecież tego nie robię.

- Jak minął ci tydzień, Candido? - pyta ją, a gdy słyszę jego głos, uśmiecham się szeroko, a moje oczy, gdyby na niego patrzyły - byłyby maślane. Ma... niesamowicie uwodzicielski głos.

- Rozwiązywałyśmy z Aurorą zagadki, trochę imprezowałyśmy, uczyłyśmy się awanga... awnag... Wierszy! Cudownie. A jak wyjazd?

- Jak to imprezy? Miałyście wyraźny zakaz imprezowania - mówi groźnie, a ja prawie krztuszę się ze śmiechu.

- Jestem dorosła, panie Marsheles. Nie sądzę, by mógł mi pan zabraniać chodzić na zabawy - protestuję, oburzona jego postawą.

- Póki jesteś pod moim domem, Auroro, postępujesz zgodnie z moimi zasadami, a ja nie chcę, byś sprowadzała moją córkę na złą drogę. Jeśli ci nie pasuje, możesz odejść - odpowiada, karcąc mnie. Otwieram szeroko oczy zdziwiona jego słowami. Jak widzę, Candida również nie spodziewała się takiego obrotu spraw.

- Tato... Czemu tak mówisz?

On jednak nic nie odpowiada i po prostu, jakby nigdy nic, wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami. Przez chwilę obie milczymy, nie wiedząc, co powiedzieć w tej sytuacji. Przecież Lucyfer nigdy tak się nie zachował. Wprawdzie nie było to wyrzucenie mnie z domu, ale brzmiało dość groźnie.

- Auroro... - zaczyna Can.

- Nie, nie. Nic nie mów, wszystko jest dobrze. Możemy przerwać naszą lekcję? - pytam cicho, na co dziewczyna potakuje, a ja zbieram swoje książki i również wychodzę z pokoju. Może jeśli odejdę na jedną noc, to on się uspokoi? Zresztą nie chcę być u kogoś, kto uważa, że sprowadzam dzieci na złą drogę, czego w życiu bym nie zrobiła.

Zabieram ze swojego pokoju koc, poduszkę i ciepły sweter, który uszyła mi kiedyś babcia. Z racji tego, że robi się coraz później, opuszczam rezydencję i w pośpiechu przechodzę na tyły domu, gdzie znajduje się najpiękniejszy ogród i lasek. Pędzę przez krzaczki, aż natrafiam na furtkę, prowadzącą w głąb lasu, gdzie jest niewielki staw i wysokie, piękne drzewa, z których wyrastają różnokolorowe kwiaty. To niesamowite, że ktoś zadał sobie tyle trudu, by stworzyć raj dla ogrodników.
Rozkładam swój koc przy wielkim klombie i kładę się, spoglądając w górę. Jeden moment, a potrafi zdziałać... naprawdę zdziałać.

***

Ktoś mną szturcha, więc momentalnie otwieram oczy i zauważam małego liska, czuwającego przy mnie. Siadam na swoim wilgotnym kocu i przez chwilę obserwuję otoczenie, w jakim się znajduję. Przespałam całą noc w lesie, w ciemnościach, w których nigdy nie spałam. Kiedyś dzieci chwaliły się w szkole biwakami, a ja nie miałam co powiedzieć. Dziś mogłabym im opowiedzieć moją wspaniałą przygodę o spaniu pod gwiazdami w Hiszpanii.
Z głupim uśmiechem, spowodowanym wspomnieniami szkoły, zbieram swoje rzeczy i powolnym krokiem wracam do domu, rozmyślając nad sytuacją zaistniałą wczoraj. Jeśli mam pomóc Lucyferowi bez jego wiedzy, muszę się do niego zbliżyć, a co innego zrobić, jak nie wrócić do naszych pogawędek w ogrodzie? Muszę naszykować sobie mapę po jedynym i niepowtarzalnym uczuciu, jakim jest miłość. Muszę rozłożyć papkę budyniu na związki i poznać ich działanie. Trzeba zacząć zmierzać ku mecie, aniżeli oddalać się na start. Odbuduję Lucyfera, narzucając mu swoją własnoręcznie sporządzoną mapę w sercu.

*Toto Cutugno - L'italiano (lasciatemi Cantare)

Maska DiabłaWhere stories live. Discover now