11. Przyjaciółka na zawsze

Zacznij od początku
                                    

Spoglądam na wielki obraz, wiszący naprzeciw łóżka. Cztery kobiety obrócone tyłem spoglądające przed siebie na wspaniały widok wielkich gór. Wedle mojej analizy, te kobiety mają gdzieś innych, patrzą tylko na to, co ich obchodzi.
Może to ma być przesłanie do mnie? Mam już nie patrzeć w tył, na innych, lecz naprzód, gdzie czeka na mnie lepsze życie i dobra przyszłość?

Przymykam oczy i daję się ponieść każdej swojej myśli o życiu. Kraina Morfeusza wzywa mnie niczym wielki Bóg do własnej religii.

                           ***

Piękna muzyka dostaje się do moich uszu, budząc z przyjemnego snu o pocałunkach i wspaniałej podróży po miłości. Gdybym tylko mogła zacząć lekcje od dzisiaj... Gdyby tylko Lucyfer był prostszym w obsłudze człowiekiem, wszystko byłoby łatwiejsze, ale to, co trudne i wymaga więcej pracy - będzie lepszym doświadczeniem.

Przecieram oczy i szybko wychodzę z pokoju, by dowiedzieć się, któż tak pięknie gra na pianinie. Oni mogliby grać w jakiejś filharmonii. Tworzą tak cudowną muzykę... Z uśmiechem na twarzy schodzę na dół i wędruję prosto do ogromnego salonu, gdzie zwykle zbiera się jedna rodzina na kawę po obiedzie. Nigdy nie siedzą razem po wspólnym posiłku, który zmusza ich do sztucznych uśmiechów, fałszywej dobroci i troski.

- Aurorito, dołączysz do nas? - pyta Amaron, podchodząc do mnie. Spoglądam na niego, a potem na salon, gdzie Ezekiel i San wspólnie tworzą piękną pieśń, jednak język, w jakim śpiewają, jest dla mnie obcy i nieznany, więc nie rozumiem, o czym jest piosenka.

- Nie jestem najlepszym muzykiem, nawet jeśli brałam kilka lekcji na wiolonczeli - mówię nieśmiało.

- Nauczymy cię. Chodź, śmiało - popędza mnie mężczyzna, więc z braku jakichś bardziej wybitnych zajęć zgadzam się i zabieram z kąta swoją wiolonczelę, by choć trochę przyłączyć się do prawdziwego dzieła.

- Znasz podstawy, prawda? - pyta Ezekiel, przerywając grę na skrzypcach.

- Podstawy i jeden utwór.

- Cudownie! To już jedna czwarta za nami! - woła San, uśmiechając się szeroko. Przewracam oczami, czując się wyjątkowo dobrze w ich towarzystwie. Nie są przecież tacy źli. Nie poznałam ich za dobrze, bo wiecznie nie ma ich w domu, ale może teraz dostałam szansę na kolejne przyjaźnie z normalnymi ludźmi, którzy akceptują mnie w całości, mimo że nie jestem wierząca, a cały ich dom jest przepełniony wiarą we Wszechmocnego Pana.

- Mogę wam zadać pytanie niezwiązane z grą na instrumencie? - pytam, na co mężczyźni potakują. - Uważacie, że Lucyfer to dobry człowiek?

Każdy rzuca sobie zaskoczone spojrzenia, natomiast ja siedzę spokojnie, niewzruszona swoim osobistym pytaniem. W końcu to jest ich... przywódca? On kieruje tym stadem mrocznych charakterów.

- Na swój sposób na pewno każdy z nas jest dobry... - odzywa się Amaron, który jako jedyny jest oazą spokoju w tym ich zestresowanym gronie.

- Znacie jego ojca? - dopytuję. W końcu zbieram informacje na temat swojego podopiecznego, którego będę uczyła różnorodnych rzeczy.

Mężczyźni ponownie rzucają sobie zdziwione spojrzenia, ale staram się to ignorować. Czy ja naprawdę zadaję pytania z innej beczki?

- Teoretycznie każdy go zna, ale w praktyce mało kto go widział i poznał osobiście...

- Jest wyrodnym ojcem? Wiecie, codziennie poznaję tutaj tyle opinii, że zagubiłam się w tym amoku - wyznaję, chwytając wiolonczelę.

- Postąpił źle, to na pewno, ale czy jest wyrodnym ojcem? Tego nie wie nikt. Przejdźmy lepiej do ćwiczeń - proponuje Amaron, siadając bliżej mnie. Powrót do przeszłości, którą miałam zostawić w spokoju raczej nie udany. Przez samo granie na tym instrumencie jestem związana ze swoim ojcem i rodzinnym domem.

Maska DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz