Nieoczekiwany prezent

Start from the beginning
                                    

- No to co, panowie? Bierzemy się do roboty! Lecę obdzwonić wszystkich ludzi z branży muzycznej. Może uda mi się nawiązać kontakt z osobą zainteresowaną włączeniem się do zespołu. - powiedział Pete i wyszedł.

- Myślisz, że nam się to uda? - zapytał mnie Patrick.

- Z pewnością. Przy odrobinie szczęścia ponownie staniemy na szczycie.

- Liczę na to, stary! - uśmiechnął się, przybił mi żółwika i udał się do swojego pokoju.

- - - 

Leniwym krokiem wreszcie udało mi się doczłapać do łazienki. Spojrzałem w lustro. Nie wyglądam najlepiej... Chyba jestem mocno przemęczony.

Przemyłem twarz chłodną wodą, po czym wróciłem z powrotem do swojego pokoju. Zdziwiłem się, bo na łóżku leżała niebieska koperta. Wziąłem ją do ręki, otworzyłem i moim oczom ukazał się bilet na samolot. Na jutro.

Nagle drzwi się otworzyły i w przejściu stanęli chłopaki. Mieli bardzo wesołe miny.

- Dobra, a teraz powiedzcie mi... Co to ma być? - zapytałem.

- Jak to co? Bilet na samolot. - odpowiedzieli jednocześnie.

- Nie jestem idiotą. Po co mi ten bilet?

Pete usiadł na fotelu, które znajdowało się przy biurku.

- A po to, abyś mógł polecieć do miejsca, które jest oazą spokoju... - zaczął Pete.

- W którym się odprężysz, zapomnisz o problemach... Zrelaksujesz przy basenie, pijąc przy tym zimne piwo... - kontynuował Patrick.

- Gdzie? - zapytałem, unosząc brwi.

- Na Hawaje! - podskoczył Pete i przeszedł na drugi koniec pokoju. - Oboje z Patrickiem doszliśmy do wniosku, że przydadzą ci się małe wakacje. Widzimy, że jesteś już po prostu zmęczony. Poza tym, to właśnie ty wpadłeś na pomysł, jak rozkręcić nasz zespół, więc w ramach podziękowania wysyłamy cię na wyspy.

- Ale... Nie ma takiej potrzeby, naprawdę. Nie potrzebuję żadnych wakacji, czuję się dobrze.

- Przestań się tłumaczyć, Andy. Widzimy, co się dzieje. Zdecydowanie potrzebujesz odpoczynku. A teraz przestań jęczeć, tylko bierz się za pakowanie swoich gaci. Powodzenia!

Opuścili pomieszczenie, a ja wyciągnąłem walizkę.

Naprawdę nie mam ochoty nigdzie wyjeżdżać. Czuję się doskonale! Przecież... Ech. Oni mają rację. Nie ma co się zadręczać! Na pewno wszystkiego dopilnowali, a ja po wysiadce z samolotu nareszcie poczuję, że żyję! 

Zacząłem składać ubrania.

- - -

Następnego dnia...

Zabrzmiał dźwięk budzika, który odbijał się echem w całym pomieszczeniu. Nastała godzina 8:00. Tak strasznie nie chce mi się wstawać z łóżka. Oni mnie prędzej zabiją, niż wyślą na urlop.

Przetarłem zaspane oczy dłońmi i oparłem się o poduszkę. Spojrzałem na zdjęcie, które wisiało na ścianie naprzeciw mnie. Przedstawiało naszą trójkę podczas koncertu w lipcu, 2004 roku. Skąd ja pamiętam te wszystkie daty? Ach, tak... Przecież zdjęcie jest podpisane.

Chwiejnym krokiem poszedłem do łazienki. Wskoczyłem pod prysznic. Moja ostatnia kąpiel w tej łazience... Przez najbliższe dwa tygodnie będę korzystał z ogromnych kabin prysznicowych z jacuzzi. Hmm... Brzmi całkiem zachęcająco. Wyszedłem spod strumienia ciepłej wody, wytarłem się i ubrałem w dresy - jak to mówi Pete - jedyne wygodne spodnie, które nie wżynają się w tyłek. Koszulka? Jak zwykle czarna.

Najwyższy czas, aby znieść walizkę na dół; coś przekąsić i pożegnać się z chłopakami... Kurczę! Byłbym zapomniał o najważniejszym! W rogu mojego pokoju od zawsze stoi granatowy podręczny bębenek, z którym nigdy się nie rozstaję podczas podróży. Tym razem także musi mi towarzyszyć.

- Mam nadzieję, że wszystko już wziąłem... - powiedziałem sam do siebie i udałem się w stronę schodów.

Na dole siedział Patrick. Na jego głowie gościła fedora. Tego typu kapelusze nosi od bardzo długiego czasu. Można by rzec, że to jego amulet, tak samo, jak w moim przypadku - bębenek.

- Cześć, Patrick! - przywitałem się.

- Hej, Andy. Jesteś już gotowy? Muszę przyznać, że strasznie zazdroszczę ci tych Hawajów. Stary! Na pewno będziesz się świetnie bawił.

- Też tak myślę. - zrobiłem dobrą minę do złej gry. - To będą moje najlepsze wakacje.

Wyjąłem mleko z lodówki i zacząłem przygotowywać śniadanie.

- Gdzie jest Pete? - rozejrzałem się po kuchni.

- Pojechał na rozmowę z producentami oraz gitarzystami. Mocno się w to wkręcił. Twierdzi, że już wkrótce będziemy tworzyć piosenki do nowego albumu. Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać! - rozpromienił się Patrick.

- Ja również. To będzie przełom! - zacząłem jeść płatki.

Patrick trzymał w dłoniach gazetę. Kątem oka dostrzegłem, że nasz dobry przyjaciel Brendon znajduje się w tym momencie w hotelu na Hawajach. Jak widać paparazzi nie dają spokoju nawet na urlopie. Może się tam z nim zobaczę?

- Jak widać, Brendon się nieźle bawi. - zaśmiałem się.

- Haha, to racja!

Zegar wybił godzinę 9:10. Najwyższy czas, aby się zbierać na lotnisko. Zawiezie mnie tam nasz szofer Bartie. To bardzo uprzejmy, zabawny facet. Zawsze opowiada kawały.

- Cóż... Muszę już wyjść, bo inaczej spóźnię się na samolot.

- Pewnie! Odprowadzę cię do drzwi. - wstał z miejsca i zgarnął klucze ze stołu. - Życzę ci miłej podróży. Nie rób głupstw na imprezach! - zaśmiał się Patrick.

- Będę o tym pamiętał! - przybiłem piątkę z wokalistą i poszedłem w stronę samochodu.

Kiedy wsiadłem, Bartie przywitał mnie żartem. Spojrzałem jeszcze raz na dom. Patrick zamknął już drzwi.

* * *

Cześć! Jest to moje pierwsze fanfiction, jakie zdecydowałam się napisać. Mam nadzieję, że spodoba wam się początek mojej opowieści! Mam w planach ciekawy rozwój akcji.

Zapraszam :3

Muzyczna Podróż (Andy Hurley)Where stories live. Discover now