- Mam pretensje, bo próbujesz mi rozkazywać. A nie masz takiego prawa.

- Nie rozkazuję ci, ja tylko chcę, żebyś...

- ...robiła tylko to, co uznasz za stosowne, i to bez cienia sprzeciwu. Nic więcej, nic mniej. Inaczej rozpętuje się wojna. Nie wiem, jak u ciebie, ale dla mnie to rozkazy. I nie podoba mi się to, Christian. Nie na tym to miało polegać, nie widzisz tego?

Obserwuję, jak powoli zaczyna tracić grunt pod nogami. Trafiłam w samo sedno, nie może w żaden sposób tego zakwestionować. Chcę, żeby nam się udało. Naprawdę chcę, ale ma to polegać na współpracy i przede wszystkim – zaufaniu. A tego od niego nie dostaję.

- Widzę, tylko... kurwa – warczy. – Nie potrafię nie reagować, kiedy on jest obok ciebie.

Opieram dłonie na jego ramionach. Nie przypuszczałam nigdy, iż komuś jeszcze zależeć będzie na mnie w ten sposób, iż jemu będzie zależeć.

- Gdybym cię nie znała, powiedziałabym, że jesteś troszeeczkę zazdrosny.

- Ale mnie znasz i wiesz, że jestem cholernie zazdrosny.

Kręcę z niedowierzaniem głową, uśmiechając się lekko. Ten człowiek bywa chwilami niemożliwy. Nie rozumiem, dlaczego wciąż uważa, że Carlson coś do mnie ma. Nigdy nie dałam mu ku temu żadnych powodów. Poza tym... Brody Carlson? Akurat w tym przypadku nauczyłam się na swoich błędach i to aż za dobrze.

- Mam iść do zakonu, żeby ci sprawić przyjemność? Wiem! Najlepiej takiego, w którym dwadzieścia cztery na siedem siedzi się w pokoju i odmawia różaniec. Koniecznie zero księży, bo z nimi też nic nie wiadomo.

Przez chwilę chyba bierze moje słowa na poważnie. Powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem, jego zaskoczony wyraz twarzy jest po prostu bezcenny. Za moment jednak przyjmuje tak typową dla niego pewną siebie postawę.

- Musiałbym się zakradać przez okno, więc przykro mi, ale odpada.

- Zapomniałabym. Kraty w oknach i tego typu rzeczy. Uważaj, bo się zdecyduję – wskazuję oskarżycielsko palcem.

- Wątpię, nie wytrzymałabyś beze mnie.

- Doprawdy? – unoszę brwi. – Miss skromności to ty nie zostaniesz, ale powodzenia za rok.

- Widać, jak we mnie wierzysz – odpowiada kąśliwie, zmniejszając dystans pomiędzy nami. Szybko jednak zmieniam ten stan rzeczy i robię dwa kroki do tyłu. Nie mogę być tak blisko niego, to się źle skończy.

- Posłuchaj, nie chcę się z tobą kłócić. Nie o niego, to bez sensu – mówię w końcu. Jestem już tym zmęczona. Za każdym razem, kiedy wyciągany jest temat Carlsona, między nami dochodzi do spięć. Tak nie powinno być i przestaje mi się to podobać.

- Przecież się nie kłócimy – odpowiada cicho, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Ależ tak. I to jest... sama nie wiem, ale chcę stąd wyjść... muszę stąd wyjść, przepraszam.

Podchodzę do drzwi, lecz ani drgną, gdy próbuję je otworzyć. Przecież je zamknął, no tak. Całkowicie wyleciało mi to z głowy. Klnę pod nosem, jednak nie odwracam się z powrotem w jego stronę.

- Chcę wyjść, Christian – powtarzam.

Momentalnie znajduje się obok mnie. Opiera dłonie z dwóch stron, zamykając moje ciało w klatce swych ramion. Boję się na niego spojrzeć. Każda cząstka mnie rwie się ku niemu, jednak wiem, iż w żadnym wypadku tak być nie powinno.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now