2. Normalność nad normalnością

Start bij het begin
                                    

– Widać, że dobrze się czują w takich osobowościach, panienko... To znaczy... Candido.

– To dziewiętnastowieczne gbury. Chcą kontynuować tradycję, jaka została narzucona w tym miejscu, kiedy żyli jeszcze państwo Dolores. Ogółem mogliby być bardziej nowocześni... – stwierdza z przekąsem i poleca mi usiąść na jednej z czerwonych puf przy oknie.

– Wierzysz, że państwo Dolores naprawdę tu żyli, mieli swój zamek i dzieci... potwory? – pytam cicho. Ludność Lloret jest podzielona na tych, którzy wierzą w legendę, i tych, co kpią z tego.

– Oczywiście. W każdej legendzie jest ziarno prawdy. Tak samo, jak w kłamstwie. Osobiście ich nie znałam, ale prababcia opowiadała, że znała panią Dolores. Mówiła, że była to porządna kobieta, a jej dzieci wydawały się z pozoru normalne, jednak czasami ludzie lubią wyolbrzymiać niektóre historie.

– Wydajesz się bardzo dojrzałą dziewczyną. Jeśli nie będzie to zbyt wścibskie, to mogę spytać, ile masz lat?

– Przestań z tą kulturą! – Śmieje się Candida. – Mam piętnaście lat. Trochę dziwnie mieć nianię w tym wieku, ale Lucyfer... To znaczy... tata nalegał.

– Dlaczego? Przecież jesteś odpowiedzialną, dojrzałą dziewczyną.

– Uważa, że kiedyś ktoś może nam zagrażać i wypędzić, tak jak rodzinę Dolores. Boi się, że bez dobrej opieki popadniemy w skrajność nad skrajnościami. – Wzdycha i w tym samym czasie spoglądamy na widok za oknem. Wysokie górki gdzieś tam w oddali, pośrodku my i morze. Ten krajobraz będzie najpiękniejszym ze wszystkich, które widziałam.

– Pan Marsheles jest porządnym człowiekiem... Chyba wie, co mówi, prawda?

– Jest przerażający, Aurorito. Straszy moich znajomych i mojego byłego chłopaka. Przez niego nie mam już przyjaciół. Kiedy chodzimy do teatru, wszyscy go podziwiają, gdy idziemy całą trójką, ale w rzeczywistości na pewno obgadują go, że wraz z matką są dziwolągami.

– To naprawdę przykre... Ocenianie ludzi tylko po tym, jak żyją, jest złe. Każdy ma swój własny styl życia.

– Masz rację, ale to nie zmienia faktu, że ojciec robi wszystko, bylebym nie miała znajomych. A ja pragnę być tylko zwykłą nastolatką.

Zaczyna mi się robić żal tej dziewczyny. Żyje w świecie jej rodziców, którzy mają upodobania do bytu z XIX wieku i lubią utożsamiać się z imionami, które posiadają. Pan Lucyfer chce być przerażającym ojcem, ale pani Carda? Dlaczego ich córka nie może robić tego, co uważa za słuszne, dlaczego nie może żyć własnymi filozofiami? Moi rodzice nigdy nie narzucali mi, kim mam być, jak mam myśleć i co robić. Dali mi wolną rękę, bym sama mogła decydować o swoim losie. Jeśli poniosłabym porażkę – miałaby być to nauczka na przyszłość.

– Może musi ich poznać bliżej, by zaakceptować?

– On ich w ogóle nie chce poznawać. Nie zapraszamy do domu nawet ich znajomych. Jedynie krewnych.

– Candido, Auroro, kolacja już czeka – wtrąca się pani Marsheles, wchodząc do pokoju. Spogląda na mnie tak samo, jak wtedy, kiedy pan Lucyfer pocałował moją dłoń. Może to tylko zazdrość i jakaś obawa. W końcu jestem młoda... I chyba nie najbrzydsza.

 Ruszamy za panią Cardą przez ciemny, ledwo oświetlony korytarz, wychodząc na główny hol ze schodami, po których schodzimy na dół do głównego holu. Drzwi do wielkiej jadalni otwierają nam dwie kobiety w czarnych uniformach, z fryzurami jak pani Marsheles. Bez uśmiechu na twarzy przedstawiają się, a następnie zamykają potężne wrota do raju każdego smakosza -  w tym mnie.

Maska DiabłaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu