ROZDZIAŁ 2

98 17 3
                                    

Już potem nie spotkałam się z Nicol w szkole. Może pomyślicie, że jestem jakaś nienormalna, bo przejmuję się tym, że moja przyjaciółka nie pojawiła się na lekcjach, ale wiem, że Nicol coś ukrywa.
Ona prawie wcale nie opuszcza zajęć szkolnych, chyba że naprawdę coś się złego dzieje. Mam tu na myśli pogrzeb jej dziadka. Tylko wówczas jej nie było.
Przejdźmy do konkretów. Umówiłyśmy się na godzinę siedemnastą w parku. Ja przyszłam za wcześnie.
Rozglądam się dookoła. Park, który zawsze był przepełniony śmiechem dzieci i szczekaniem psów, stał się nagle ponury i cichy. Wokoło nie widać było żadnej żywej duszy. Zrobiło się zimno.
Pięć minut po siedemnastej. Nicol się spóźnia. Mam jednak nadzieję, że się zjawi.
Dzwonię do niej, ale nie odbiera. Spróbuję jeszcze raz. Super, brak zasięgu.
Pójdę do jej domu, może zapomniała, że mamy się spotkać?

Drzwi otworzyła mi jej mama. Przesympatyczna kobieta. Nicol często na nią narzeka, ale myślę, że powinna się cieszyć z takiej wyluzowanej rodzicielki.
-Dzień dobry. Zastałam może Nicol?
- Witaj Kamilo. Niestety nie ma jej w domu. Jakieś dziesięć minut temu był tu taki chłopak, wysoki brunet. Zapomniałam, jak się nazywa.
- Rick... Wie może Pani gdzie mogli pójść?
- Nicol wspominała coś, że wybierają się do kina.
Do kina? Z Rickiem? Przecież zawsze tak na niego narzekała, a brakuje jeszcze tego, żeby zostali przyjaciółmi. I te kino- przecież Nicol nie lubi oglądać filmów na dużym ekranie.

Podziękowałam mamie Nicol i ruszyłam w stronę kina. Nie lubię takiej pogody. Wszędzie wilgotno, podejrzanie cicho, mroczno i rzekłabym nawet, że odrobinę strasznie. Jestem już blisko kina, ale moją uwagę przykuwa ciemny zaułek po drugiej stronie ulicy.
Ci trzej ludzie wyglądają podejrzanie.
Nie, nie. Tam są dwie osoby...
Nicol.

Podeszłam po cichu do Nicol i jej towarzysza i ukryłam się za kontener stojący obok. Nie chciałam wtrącać się w ich rozmowę, tylko trochę podsłuchać...

- Nicol, zostało nam mało czasu...
-Rick to nie takie proste, przecież wiesz, że cały czas szukam.
-Został nam niecały miesiąc. Jeżeli do końca listopada nie dowiemy się, kto jest strzelcem, będziemy mieli kłopoty.
-

Potrzebujemy więcej ludzi.
-Poproszę Conora o posiłki.
-Albo mam lepszy pomysł... Poczekaj chwilę...

Nicol wyjęła z kieszeni telefon.

- O nie, jestem spóźniona! -Nicol spojrzała gorączkowo na wyswietlacz smartfona.- Za dziesięć minut osiemnasta. Kamila będzie zła. Muszę już iść.

- Dobra. Tylko napisz mi potem o tym pomyśle...

Jednak Nicol pamiętała o naszym spotkaniu. Musiałam być szybciej w parku niż ona. Tylko jak? Próbowałam po cichu wyjść zza kosza. Ucieczkę ułatwił mi dzwonek telefonu Nicol, pewnie dzwoniła jej mama.

Udało mi się szybciej dostać do parku niż mojej przyjaciółce. Nie zdążyłam nawet dobrze ustabilizować oddechu, a tuż za mną pojawiła się Nicol.

-Długo na mnie czekałaś?
- Nie, - skłamałam- wpół do szóstej wyszłam z domu. Dzwoniłam do Ciebie, że przyjdę trochę później.

Nicol spojrzała na telefon.

- A no tak, rzeczywiście. Przepraszam. To co idziemy się uczyć historii?

Zaśmiałyśmy się obie i ruszyłyśmy w stronę domu Nicol. Nie chciałam pytać przyjaciółki o tego strzelca.
Jeszcze nie teraz.
Poczekam na odpowiedni moment.
Czas przy nauce zleciał do godziny dwudziestej pierwszej. Nie nauczyłam się za wiele, ale chociaż utkwiła mi w pamięci data niepodległości USA.

StrzelecWhere stories live. Discover now