#1

270 18 2
                                    

-James, rusz się!

-No już, już. Przecież idę!

-Jak się nie pośpieszysz to spóźnimy się na ucztę!

-Przecież wiem! -warknął chłopak.- Syri, jak tak ci się śpieszy to mi pomóż!

-No dobra. -Brązowowłosy nastolatek odebrał od przyjaciela jedną walizkę i razem podążyli w kierunku zamku.- Dobra, a teraz gadaj po co ci dwie walizki. Zmieniłeś się w Malfoya?

-Merlinie broń! Musiałem przecież zabrać trochę dodatkowego sprzętu. Wy nic nie braliście, ktoś musiał. -spróbował wzruszyć ramionami, ale z ciężką walizką w rękach jest to spore wyzwanie.- A gdzie reszta?

-Mhm? Już w zamku. No pośpiesz się James!

-No przecież sie śpieszę! To nie moja wina, że...

-No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Pozzer i jego kundel. -O drzewo stał blondwłosy chłopak na widok którego Syriusz zawarczał.- Pozzer, weź psu kaganiec załóż.

-A co, boisz się?

-Nie. Nie chcę mu się sprzątać zwłok. -Zza drugiego drzewa wysunęła się czarnowłosa dziewczyna w długiej czarnej spódnicy i zielonej bluzce z głębokim dekoltem.- Zawsze jednak może liczyć na pomoc.

-Bella! -zakrzyknął szarooki.- Słoneczko ty moje, jak ja się steskniłem za tobą! -jedną ręką spróbował wyciągnąć różdżkę z płaszcza.- Jak wakacje?

Po chwili opierał się o drzewo z różdżką wbitą w krtań obrzucając napastnika pogardliwym spojrzeniem, ale nie będąc zdolnym do powiedzenia czegokolwiek.

-No cześć braciszku. Jak minęła podróż?

-Reg, nie baw się jedzeniem!

-I kto to mówi?

Potter przez chwilę rozważał porzucenie bagażu i pomoc przyjacielowi, ale uniemożliwiła mu to różdżka przystawiona do szyi i czyjeś silne palce zaciskujące się na jego ręce.

-Ty maszkaro! Puszczaj mnie ale już! Do cholery Malfoy, chcesz walki to załatwmy to pożądnie, a nie się zakradacie!

-Pozzer, nie drzyj się jak mała dziewczynka w lesie. -wyszeptał mu do ucha by po chwili zwrócić się do dziewczyny.- Bell, zajmij się ich sprzętem.

-Co? Nie! Nie pozwalam! -Pomiędzy Blackami wywiązała się niemała bójka gdy gryfon skoczył do przodu w celu uchronienia ich cennych walizek. Po chwili leżał na ziemi związany i zakneblowany dzieki użyciu kilku zaklęć.

-Braciszku, a tu nikogo twoje pozwolenia nie obchodzą. I co Bell?

Dziewczyna podniosła się znad walizki z sadystycznym uśmiechem. James przełknął głośno ślinę.

-Nie umieją sobie z nami poradzić, to wzieli dodatkowy sprzęt.

-Całą walizkę?!

-Całą. Wiecie, im się to chyba nie przyda... -spojrzała błagalnie na Lucjusza.

-Rób co chcesz, byle szybko. Mam dość tej kanalii.

Czarownica zaśmiała się złowieszczo i wycelowała różdżką w walizkę, która po chwili staneła w ogniu.

-NIE!

Ślizgoni parskneli widząc czystą rozpacz w oczach gryfonów. Nie mogli wiedziec, że zanim Lestrange spaliła walizkę to jej zawartość przeniosła do pokoju prefekta, którym był nie kto inny jak Lucjusz Malfoy. Rozbawiony Regulus uwolnił brata i razem z pozostałą dwójką podążył w kierunku zamku radosnym krokiem. James spojrzał na przyjaciela.

-I co my teraz zrobimy?

-Wziąłem trochę sprzętu, tak na wszelki wypadek. A jak będziemy potrzebowali czegoś jeszcze, to jest jeszcze sklep u Zonka w Hogsmeed, wymkniemy się i cos zgarniemy. Albo podwędzimy coś Ślimakowi.

Niechętnie spojrzeli na popioły zostałe po działaniu Bellatrix.

-Nie da się naprawić?

-Użyła jakiejś paskudnej klątwy czarnomagicznej. A nawet gdyby, to większość rzeczy miała właściwości magiczne, których bym nie przywrócił.

-Dobra Jamie, nie załamuj się! Jeszcze się odegramy!

-Och tak, jak najbardziej.

I zaczęła się wojna, po raz kolejny. Zaczął się także piąty rok nauki pokolenia Huncwotów...

Pamiętnik Huncwota [One Shot's]Место, где живут истории. Откройте их для себя