1

19.9K 529 177
                                    

Każdy kolejny dzień jest taki sam. Budzę się, funkcjonuję, zasypiam. Tak jest od feralnego dnia kiedy dowiedziałam się o mojej przypadłości. Mogę to  w ogóle tak nazwać? Nieważne.

Właśnie szykuję się do szkoły. Spięłam włosy w wysokiego kucyka, przypudrowałam delikatnie twarz i nałożyłam na rzęsy czarny tusz. Założyłam na siebie zwykłe dżinsy, białą bokserkę, na to szarą bluzę z kapturem, a na stopy czarne trampki. Chwyciłam plecak i zeszłam na dół.

Mojej matki jak zwykle nie było w domu. Pracuje jako pielęgniarka i często bywa w szpitalu, który znajduje się półtorej godziny od naszego mieszkania. Nie mam jej tego w żaden sposób za złe. Przyzwyczaiłam się. Ojciec odszedł od nas gdy miałam dziewięć lat. Zostawił matkę dla młodszej kobiety, która mogłaby być jego córką. Nie utrzymuję z nim kontaktu. Nie chcę,

Na stole leżała karteczka, którą zostawiła dla mnie mama. Na niej znajdowały się tabletki, które miały opóźnić moją chorobę. Nie biorę ich bo po co? I tak umrę prędzej czy później.

"Susan zażyj tabletki.
Nie będzie mnie wieczorem w domu, bo mam nocną zmianę. W lodówce masz spaghetti jak wrócisz ze szkoły to sobie podgrzej.
Kocham Cię, mama."

Zawsze zostawia mi takie karteczki.

Myśli, że zażywam leki. Nie robię tego od tygodnia. Wkładam je z powrotem do małej szklanej buteleczki, w której jest cała reszta. Póki co nie kapnęła się, że w ogóle ich nie ubywa. To nawet i lepiej. Zabrałam z wiklinowego koszyczka jabłko i ruszyłam na przystanek. Mam szczęście, że nie znajduje się on daleko. Dojście zajęło mi pięć góra siedem minut co jak najbardziej jest mi na rękę.

Niektórzy jeżdżą swoimi samochodami. Mojej matki nie stać na takie rzeczy. Nie żyjemy w luksusach, ale mamy przytulny dom i każdy jest w nim mile widziany. Tak zawsze powtarza moja mama. Potrafiłaby przyjąć włóczęgę, bezdomnego pod swój dach i zapewnić mu wszystko co najlepsze byle by tylko przez chwilę poczuł się potrzebny na tym świecie. Niestety za bardzo ufa ludziom przez co potem cierpi.

Zajęłam miejsce z samego tyłu pod oknem. Po drodze kierowca przystanął jeszcze przy kilku innych przystankach i w końcu wysadził wszystkich przed szkołą. Wysiadłam z autobusu i ruszyłam do środka przez szkolny parking. Jak w każdej placówce mamy tutaj elitę szkolną, która wozi się najlepszymi samochodami, zajmuje tak zwany podest na szkolnej stołówce. Czyli najlepsze miejsce.

Każdy trzyma tutaj ze swoimi. Można znaleźć tutaj różne typu grup  - sportowcy, muzycy, mole książkowe, flirciarze, pankowcy, dziewczyny z masą tapety na twarzy, filmowcy, informatycy, emo, metalowce, kółko artystyczne i zwykli ludzie tacy jak na przykład ja. I broń Ci boże, żeby ktoś usiadł nie ze swoimi. Od razu dziwnie się na Ciebie patrzą. To jest na prawdę popieprzone.

Wchodząc do szkoły od razu moim oczom ukazała się niska blondynka, która rozmawiała z dwoma dziewczynami. Gdy tylko mnie zobaczyła pożegnała się z nimi i podeszła do mnie, po czym mocno przytuliła. Była na prawdę śliczna. Miała długie kręcone blond włosy, uroczy uśmiech i niebieskie oczy jak ocean.  Zazdrościłam jej tego. Była mojego wzrostu czyli nie za wysoka.

-Jak się czujesz? - zapytała patrząc na mnie.

-Dlaczego zawsze zaczynasz pytaniami na temat mojego zdrowia. - westchnęłam wywracając oczami. -Dlaczego nie powiesz zwykłego hej? - zapytałam zrezygnowana.

-Martwię się o Ciebie, Susi. - powiedziała przyglądając mi się dokładnie.

-Nie musisz. - odpowiedziałam, po czym obie ruszyłyśmy w stronę sali historycznej.

Last MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz