Pierwszą rzeczą jaką Louis zauważa, kiedy przestaje kaszleć, jest to, że w jakiś sposób dostał się na kamień ponad powierzchnią wody i teraz na nim siedzi.
Druga rzecz to para bardzo dużych, bardzo okrągłych i bardzo zielonych oczu, które wystają spod mokrych kręconych włosów i na niego patrzą. To zdecydowanie te same oczy, przez które połknął niezdrową ilość słonej wody i wylądował właśnie w tym miejscu.
Oczy wciąż się w niego wpatrują, więc Louis otwiera usta, żeby się przywitać; jednak zamiast tego tylko mamrocze: - Proszę, powiedz mi że masz tam nogi.
Zielonooki przechyla głowę z zaciekawieniem i wychyla się nieco na powierzchnię, ukazując nos i różowe usta, a Louis znów szybko wciąga powietrze. Nigdy wcześniej nie widział piękniejszej twarzy, wszystko na niej jest zbyt duże, zbyt delikatne i zbyt ładne, żeby było prawdziwe. Prawdopodobieństwo halucynacji wydaje się rosnąć z każdą chwilą.
- Poczekaj - mówi Louis, uświadamiając sobie, że nie wie nawet do czego lub kogo mówi. - Czy ty mnie chociaż rozumiesz?
Zielonooki kiwa głową, zanurzając lekko podbródek w wodzie.
- Umiesz... mówić? - docieka.
- Tak - odpowiada mu, a jego głos jest spokojniejszy i głębszy, niż mogłoby się wydawać.
- Czym jesteś? - pyta tępo, myśląc że równie dobrze mogą przejść już do rzeczy.
- Jestem Harry - stwierdza rzeczowo. Louis zauważa kawałek jaskrawoczerwonego koralowca wetkniętego za jego ucho i trzymanego w miejscu przez mokre włosy. Dziwne.
- Harry - powtarza - Jestem Louis. Ale nie to miałem na myśli.
Harry wychyla się z wody i uśmiecha się trochę niepewnie, a może nawet ze strachem. - Co miałeś na myśli?
Louis nie może uwierzyć, że w ogóle prowadzi taką rozmowę. Wciąż czeka, aż obudzi się z tego snu. - To znaczy, czym jesteś? Oprócz Harry'ego.
Harry wpatruje się w niego tak intensywnie, że Louisa przechodzi dreszcz.
- Cóż... jestem syreną... - Harry zaczyna powoli, a Louis wypuszcza oddech. Nawet nie wiedział, że go wstrzymywał.
- Nie - przerywa mu. - Nie. To niemożliwe. Syreny nie istnieją.
- Istnieją - odpowiada prosto.
- Nie, nie powinny istnieć. Nie powinieneś być prawdziwy - kłóci się.
Brwi Harry'ego się marszczą, a na jego twarz wstępuje zdezorientowanie.
- Ale jestem prawdziwy, istnieję, zobacz - mówi, unosząc rękę nad wodę i przebierając palcami przed twarzą Louisa.
Louis trochę się uspokaja. Harry naprawdę wydaje się nieszkodliwy. I jest dość uroczy, jak na coś co w ogóle nie powinno istnieć. Jeśli Louis rzeczywiście ma teraz przywidzenia, przynajmniej są one urocze.
- Dobrze, syreno Harry. Możesz pokazać mi swój ogon? - pyta Louis.
Harry od razu odzyskuje dobry humor, a zdezorientowanie na jego twarzy zostaje zastąpione przez ekscytację - Pewnie! - mówi radośnie, a następnie przewraca się na bok i wyciąga ogon ponad taflę wody.
Oto on. Błyszczący, zielony i fioletowy, i tak prawdziwy, jakim zapamiętał go Louis. Patrzy na niego z zachwytem i traci mowę, gdy Harry porusza nim delikatnie, a słońce odbija się w kroplach spływających po łuskach.
- Wow - szepcze, gdy wreszcie powraca myślami do rzeczywistości. - Jest piękny.
- Dziękuję - chichocze Harry. Najwidoczniej syreny nie tylko istnieją, ale też chichoczą, mają tętniące życiem oczy, wyglądające na wyjątkowo miękkie usta i ładne brązowe loki. To wszystko jest trochę przytłaczające.
أنت تقرأ
with your love we could breathe underwater // larry stylinson
الخيال (فانتازيا)Brwi Harry'ego się marszczą, a na jego twarz wstępuje zdezorientowanie. - Ale jestem prawdziwy, istnieję, zobacz. - mówi, unosząc rękę nad wodę i przebierając palcami przed twarzą Louisa. Louis trochę się uspokaja. Harry naprawdę wydaje się nieszkod...