Rozdział Pierwszy

5.2K 270 25
                                    

Ze spaceru wróciłam późnym wieczorem. Przez kilka godzin włóczyłam się po parku, ale gdy zaczęło się ściemniać, postanowiłam wrócić do domu. Szłam wolno, obserwując mijanych przeze mnie ludzi. Lubiłam przyglądać się wszystkiemu i wszystkim, tworzyć w myślach własne historie. Byłam marzycielką i często chodziłam z głową w chmurach.

Jednak wciąż przed oczami miałam te niebieskie oczy. Nie wiedziałam, dlaczego nie mogę pozbyć się ich widoku z głowy, ale zaintrygowały mnie. Oczy są zwierciadłem duszy, a ten człowiek musiał mieć ją naprawdę piękną.

Myślałam o nich nawet wtedy, gdy wchodziłam do domu. Rzuciłam szybkie „cześć" w stronę mamy krzątającej się po kuchni i chciałam szybko uciec do swojego pokoju, gdy usłyszałam, jak rodzicielka mnie nawołuje.

- Ali! – zawołała i wyszła na korytarz. Odwróciłam się do niej, ale nie zeszłam ze schodów. Jej roześmiana twarz poważnie mnie zaniepokoiła.

- Tak? – westchnęłam. Mama skrzyżowała ręce na piersi i przyglądała mi się z szerokim uśmiechem.

- Kupiłam ci piękną sukienkę na jutrzejsze rozpoczęcie roku.

- Mamo, przecież wiesz, że nienawidzę sukienek! – zaprotestowałam cicho, chociaż wiedziałam, że ta wojna z góry jest przegrana.

- Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne.

- Mamo... - jęknęłam.

- Nie puszczę cię w jakiś zwykłych spodniach. Bez dyskusji.

Cudownie. Poczułam ucisk strachu w brzuchu. Nie dość, że już i tak jestem zestresowana, to mama próbuje zmienić mnie w kolorową księżniczkę. Gdyby nie moje zmęczenie, pewnie zaczęłabym się wykłócać o to. Nie chciałam jednak wszczynać awantury. Moja matka jest strasznie upartą osobą i bardzo często chce mną kierować. Cicho więc przytaknęłam, zwiesiłam głowę i uciekłam do pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Myślałam nad jutrzejszym dniem i poczułam mdłości. Musiałam się uspokoić. Przecież to nic takiego. Szkoła. Po prostu szkoła. Z uczniami i nauczycielami. Zwykły budynek.

Rzadko zdarzało mi się bać nowych doświadczeń. Zazwyczaj dzielnie znosiłam zmiany, ale teraz nie czułam się najlepiej. Cała moja pewność siebie gdzieś uciekła. Moja intuicja mi podpowiadała, że ta szkoła może całkowicie zmienić moje życie.

Obudziłam się wcześnie rano, chociaż nie do końca pamiętam, jak udało mi się przygotować na rozpoczęcie roku. Zestresowana i niewyspana za piętnaście ósma opuściłam dom i udałam się w stronę szkoły.

Stanęłam przed wielkim, zbudowanym z czerwonej cegły, budynkiem. Plac przed nim był pełen zieleni – wokół szkoły rosły krzaki z kwiatami, obok wejścia znajdywało się trochę drzew, a całości dopełniała piękna, soczyście zielona trawa.

Zacisnęłam dłoń na pasku małej czarnej torebki, którą założyłam przez ramię. Miałam na sobie przewiewną, delikatnie kremową sukienkę, a na nogach wysokie, jasne buty. Westchnęłam ciężko. Już czas.

Przez myśl przebiegła mi desperacka myśl „Uciekaj!" Mimo wszystko szłam dzielnie przed siebie. Otaczały mnie grupki uczniów, starszych, młodszych. Wiele osób stało na dziedzińcu i wesoło się śmiało, niektórzy stali przy zaparkowanych na parkingu samochodach, rozmawiając po kilka osób. Co jakiś czas, przed oczami przebiegł mi jakiś dorosły – zapewne któryś z profesorów.
Poczułam się zagubiona. Byłam sama, nie wiedziałam co mam zrobić, w którą stronę się udać. Ruszyłam w stronę wejścia.

Gdy weszłam do mojej nowej szkoły, spanikowałam. Korytarz był zapełniony najróżniejszymi twarzami. W końcu zebrałam w sobie odwagę i podeszłam do pierwszej osoby, która rzuciła mi się w oczy.

- Przepraszam – zaczęłam niepewnie – mogłabyś mi powiedzieć jak trafić na salę gimnastyczną?

- Prosto, w lewo, obok schodów – odparła z lekkim uśmiechem i wróciła do rozmowy ze stojącym obok niej chłopakiem.

Zgodnie ze wskazówkami nieznajomej, po chwili udało mi się dotrzeć na miejsce. Moim oczom ukazał się szeroki korytarz wypełniony godłami szkolnej drużyny rugby i transparentami z hasłami „Do boju, Królewscy!"

Sala gimnastyczna nie była tak zatłoczona. Z ulgą ruszyłam w stronę grupy krzeseł przeznaczonych dla mojej klasy. Siedział tam tylko jeden chłopak, wpatrzony w podłogę. Z początku myślałam, żeby do niego podejść, jednak będąc niedaleko niego, stchórzyłam, odwróciłam się na pięcie i zajęłam miejsce wciśnięte w kąt.

Minęło może kilkanaście minut, gdy pomieszczenie zapełniło się młodzieżą. Obserwowałam ludzi z mojej nowej klasy – jedni byli wystraszeni i przerażeni, drudzy natomiast wyglądali na całkowicie zrelaksowanych.

Ja siedziałam ze wbitym w stopy wzrokiem i modliłam się, aby w końcu ten dzień dobiegł końca.
W momencie, kiedy dyrektor przestał przemawiać i uroczystym tonem ogłosił rozpoczęcie nowego roku szkolnego, na Sali zapanował chaos. Ludzie wokół mnie wstawali z miejsc, głośno rozmawiali, śmiali się. Stanęłam na końcu, obserwując to wszystko z dala.

Podniosłam niepewny wzrok, a moim oczom ukazał się On. Nieznajomy z ulicy.

Zamrugałam kilkakrotnie, a moje serce przyśpieszyło. Chciałam mu się przyjrzeć, ale zaginął w tłumie wychodzących ludzi.

„To nie mógł być on" powtarzałam w myślach. Chociaż wiedziałam, że wzrok mnie nie mylił.


Reszta dnia minęła mi całkowicie spokojnie. Wróciłam do domu, zdałam krótką relację mamie, która była podekscytowana bardziej niż ja, pogawędziłam chwilę z siostrą i tatą. Pod wieczór, weszłam pod gorący prysznic, który, miałam nadzieję, uspokoi moje nerwy.

Tak naprawdę zabawa zacznie się dopiero jutro. Historia, angielski, matematyka, przyroda, geografia, francuski i wychowanie fizyczne – powtarzałam w myślach jak mantrę. Wszystko byłoby naprawdę cudowanie, gdyby nie ostatni z przedmiotów – nie ukrywając, nienawidziłam sportu. A raczej sportu w szkole. Nie miałam z nim zbyt dobrych doświadczeń.

Wycierając się ręcznikiem, z przygnębieniem stwierdziłam, że prysznic, chociaż zawsze mi pomagał, tym razem nie przyniósł większego rezultatu.

Położyłam się spać, ale za każdym razem, gdy zamykałam powieki, w głowie pojawiał mi się obraz niebieskich tęczówek nieznajomego. To głupie, głupie, głupie. Próbowałam z tym walczyć, ale nijak nie potrafiłam pozbyć się tego nieznajomego z moich myśli. I dzisiaj – byłam pewna, że to był on!
Nie mogłam zasnąć i coraz bardziej byłam tym faktem poirytowana. W końcu sięgnęłam po książkę i pogrążyłam się w lekturze. Wiedziałam, że będę jutro niewyspana i niczego mi to nie ułatwi, ale nie widziałam innego rozwiązania jak zająć swoich myśli czymś innym.  





UlubienicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz