Rozdział 1

226 44 36
                                    

Znacie to uczucie, gdy biegniecie, a wiatr podwiewa wam włosy, możecie skakać, krzyczeć i głośno się śmiać, po prostu czuć wolność? Bo ja nie.
Codziennie budzę się i widzę tylko szare ściany, słabe, białe światło z jedynej żarówki na korytarzu i metalowe kraty, które oddzielają każdą klatkę od siebie. Tak, klatkę. Mieszkamy w klatkach. No bo jak inaczej nazwać pomieszczenie, w którym ledwie mieści się jedna osoba, kibel i łóżko?
Już słyszę odgłoś otwierających się drzwi, Jonierów i ryk jednego z Bestii. Tak nas nazywają. Czasami zdarza się też, że jakiś niezwykle uprzejmy strażnik powie do mnie "potworze". Nie ma co się łudzić, Jonierzy to mordercy. Niby nikogo "oficjalnie" nie zabili, ale przecież każdy z nas wie, co robią z nastolatkami powyżej 16 roku życia. Eliminują ich.
Każdego dnia w oczach tych strażników widzę pustkę, ale też przerażenie. Żaden z nich nie lubi pracować w Centrali. Po prostu się nas boją. W sumie, nie rozumiem dlaczego. Przecież codziennie dostajemy sok wyciśnięty z hibiskusa, bo tylko to może nas powstrzymać. Odkrył to pewien nadzwyczajnie mądry doktorek - Robert Glynn. Przez lata prowadził badania, eksperymenty. Wykorzystywał nas do znalezienia "lekarstwa", jak to Chirurdzy tam nazywają. Najśmieszniejsze jest to, że ośrodek, w którym nas trzymają, nazywa się Klinika Osób Uzdolnionych, która przekonuje cały świat, że jesteśmy tu pielęgnowani z największą troską i uczymy się wykorzystywać nasze zdolności, a tak naprawdę torturują nas i zmuszają do robienia rzeczy, o których nie da się rozmawiać.

- Caithie?

No tak, zapomniałam. Tak się wkręciłam w opowiadanie wam o tym strasznym miejscu, że zapomniałam o sobie. Jestem Caithie i dzisiaj obchodzę 15 urodziny. Czyż to nie przecudownie?

- Rusz się, kotku. Zaraz tutaj przyjdą. - powiadomił mnie Ivy.

Ivy to mój najlepszy przyjaciel. Mieszka obok mnie i jest Samowenem. Po prostu potrafi wpływać na umysł drugiego człowieka. Takich jak oni łatwo unieszkodliwić, wystarczy, że strażnicy nałożą na swoje pełne powietrza główki taki specjalny kapelusz, który chroni ich mózgi przed dotarciem wpływu Samowenów.
Dzisiaj jest najgorszy dzień w całym moim życiu. W dniu 15 urodzin Chirurdzy przeprowadzają pewien zabieg zwany Stabilizacją. Najpierw podają nam nieludzką dawkę leków, A następnie wszczepiają nam nadajnik i hibiskusa - nasze 'moce' wyostrzają się i istnieje 90% prawdopodobieństwa, że zniszczymy system i uciekniemy, co według Chirurgów i Jonierów zagraża człowieczeństwu. Ja się z nimi zgadzam.
Nadal pamiętam ten dzień. Dręczy mnie to już od 4 lat i nie chce przestać. To było w dniu moich 11 urodzin, kiedy jeszcze nie potrafiłam dokładnie władać moimi umiejętnościami. "Przez przypadek" zabiłam 8 ludzi. Następnego dnia dostałam potrójną dawkę hibiskusa i przez 2 miesiące siedziałam w izolatce, w której nie mogłam się wyprostować, ani wogóle poruszyć. Wypuszczali mnie co 2 dni na 20 minut na jedzenie i wypróżnienie się. Super.

- Glynn, wstawaj. Idziemy na Stabilizację! I nie każ mi związywać cię w łańcuchy.

Świetnie, tylko na to czekałam. I tak, jak już się pewnie zorientowaliście, jestem córką tego sławnego lekarza.

- Trzymaj się Caithie, dasz radę.

- Jasne, przecież jestem taka twarda i silna.

Gdy tylko weszłam do gabinetu, od razu poczułam te napięcie. Wszyscy byli świadomi, że podczas zabiegu może stać się coś złego. Szczególnie dla takich jak ja - Krzemorodnych.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Pierwszy rozdział za mną! Dajcie znać, jak wam się podobał i czy wogóle! :) Następna część niedługo.

Someday. //ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz