✂ 02

4.4K 164 5
                                    

Schowałam kosmyk włosów za swoje prawe ucho i rozejrzałam się jeszcze raz dookoła siebie. Nigdzie go nie ma. Pomyślałam, a momentalnie po moim ciele przeszła "ulga". Nienawidziłam go. Całe życie mnie dręczy. Tak. Całe życie. Od kąt się urodziłam, mój starszy brat - Asher robi z mojego życia piekło. Ilekroć razy ośmieszył mnie przed całą szkołą? Ilekroć razy uderzył mnie w twarz? Jedynym minusem jest to, że nie mogę powiedzieć o tym nikomu. Bo po prostu nie mam takiej osoby. Moi rodzice nie żyją i powierzyli mnie mojemu już wtedy pełnoletniemu bratu. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Momentalnie sięgnęłam do kieszeni aby odczytać wiadomość. To znowu on. Przekręciłam teatralnie tęczówkami siadając pod ścianą. Długo zastawiałam się czy otworzyć daną wiadomość. Co jeśli to żart?  Żart zaplanowany przez mojego brata? Jednak ciekawość wygrała. Postanowiłam, że odczytam. Zresztą co mi szkodzi?
Nieznany: Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem księżniczko. Po prostu potrzebuję od kogoś wsparcia. Potrzebuję aby ktoś mnie zrozumiał, wysłuchał. A jeśli dowiesz się kim jestem, nasze relacje się zmienią. Znowu zobaczysz we mnie to co wszyscy. A chcę tego uniknąć. Jak masz na imię?
Me: Dlaczego ja?
Nieznane: Potrzebuję zrozumienia.
Me: Skąd masz mój numer...? Dlaczego ode mnie zrozumienia...? Sama nie radzę sobie z problemami, a oczekujesz, że potrafiłabym pomóc komuś kogo nie znam.
Nieznane: O to chodzi Anastazjo. 
Me:  Co!? Skąd znasz moje imię!? Cholera to są jakieś żarty... Spierdalaj.
Nieznane: Przepraszam, nie... To nie są żarty Anastazjo. Proszę cię tylko o jedno. Poznaj mnie. 
Nieznane: Potrzebujesz mnie tak samo jak ja ciebie.
Me: Ja cie nie znam, więc jak mogę cię potrzebować!?
Nieznane: Poznaj mnie.
Me:  A co jeżeli ja nie chcę?
Nieznane: Ranisz mnie. Dajmy sobie czas. Tydzień systematycznego pisania. Przez tydzień będę cię wpierał, a ty mnie. Tydzień. Po tym czasie ty zdecydujesz czy chcesz dalej ze mną pisać czy nie. Co ci zależy? Dalej skarbie zgódź się.
Me:  Nie jestem "skarbem". Zgoda. Tydzień, a potem usuwasz mój numer. Nie licz, że będę przymilała się i zwierzała obcej osobie. A teraz idę na lekcje, do widzenia. 
Nabrałam powietrza w płuca po czym wyłączyłam telefon. Czego on ode mnie chcę? Dlaczego tak bardzo pragnie abym go poznała i wspierała? Przecież mnie nie zna. Skąd zna moje imię? Pytania aż roiły się w mojej głowie co przyznam, że sprawiało, że miałam wielki mętlik. Wolałabym wiedzieć z kim piszę. Czuję się jak w ukrytej kamerze. Zaraz wyskoczy pewnie jakiś facet z kamerą i zacznie krzyczeć "Dałaś się wkręcić!". Dobra, stop Anastazjo. Życie to nie serial czy film. Życie to piekło. Niestety. 
- A ty co? - Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam powoli swój wzrok. Cholera czy on nigdy nie może dać mi spokoju? Przygryzłam lekko swoją wargę chowając ręce do kieszeni. Moja głowa utkwiła w podłodze. Bałam się go i to bardzo. Nie potrafiłam mu się sprzeciwić. Po prostu nie potrafiłam. Raz to zrobiłam to nigdy nie zapomnę jak mnie potraktował. Jak zwykłą szmatę. - Spytałem się coś! Potrzebuję kasy, kurwa... - Wykrzyczał mi prosto w twarzy. Błagam, niech ktoś zareaguje. 
- Ja ni... nie... nie... nie mam pieniędzy. - Powiedziałam jąkając się. Momentalnie przycisnął mnie do ściany z całej siły ściskając moje ramiona.  Po moim policzku poleciała słona łza. Nie potrafiłam już tego opanować. 
- Jutro chcę widzieć 50 dolarów. Nie wiem jak to załatwisz, ale jeżeli nie będziesz miała to porozmawiamy inaczej. - Powinnam jako siostra spytać się coś typu "Po co ci te pieniądze, martwię się" Ale nie martwiłam się o niego. Nie chciałam go znać. Przez niego stałam się nie obecna. Chodziłam jak zoombie. Nikt nawet w szkole na mnie nie patrzył, a co dopiero mówić o tym aby spróbować się ze mną zaprzyjaźnić. Całe przerwy siedziałam sama. Ale z czasem się do tego przyzwyczaiłam. Przyzwyczaiłam się do cięcia się, do samotności, do braku poczucia bezpieczeństwa i wsparcia. Po prostu zrozumiałam, że to jest życie. - Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy - Wybił mnie z myślenia uderzając moimi plecami o ścianę. - Rozumiesz kurwa!? - Pokiwałam twierdząco głową. Odszedł. Tak po prostu odszedł. Zostawiając mnie roztrzęsioną. Po raz kolejny żałowałam, że się urodziłam. Miałam jeszcze jedną lekcję ale nie potrafiłam wysiedzieć tych cholernych 45 minut. Nałożyłam na swoją głowę kaptur i po prostu wybiegłam. Wszystko na około było nie wyraźne, a to dlatego, że z moich oczu wydobywały się słone łzy. Kiedy byłam już na miejscu momentalnie otworzyłam drzwi i pobiegłam do swojego pokoju zamykając go przed wyjściem. Zajęłam standardowo miejsce na łóżku sięgając pod poduszkę. 
- Witaj. Zrozum muszę. - Powiedziałam do żyletki, która była już w moich rękach. Podwinęłam skrawek bluzy. Moim oczom ukazały się stare już zagojone blizny, oraz nowe, które zadałam sobie niedawno. Położyłam żyletkę na skórze i zaczęłam robić nowe nacięcia na skórze. - Pierwsze cięcie, za to, że istnieję... Drugie cięcie za to, że nie potrafię mu się postawić... Trzecie cięcie za to, jaka się przez ciebie stałam... Czwarte cięcie za te wszystkie krzywdy które mi wyrządziłeś... - Krew wypływa z mojej ręki. Odrzuciłam żyletkę na bok kładąc się na łóżko. Płakałam. A raczej wyłam. Wyłam bo ból który nosiłam rozrywał mnie w środku. - Chcę umrzeć... tak bardzo... - krzyczałam do poduszki. - Daj mi odwagę... - Prosiłam, Błagałam. Kiedy lekko się uspokoiłam podniosłam się na łokciach sięgając po swój telefon. Włączyłam go. Kolejne wiadomości?
Nieznane:  Musisz iść na lekcje? :(
Nieznane: Och no dobrze...
Nieznane: Napisz jak będziesz...
Nieznane: Martwię się o ciebie Anastazjo. 
Nieznane: Mam nadzieję, że twój brat już cię od tamtej pory nie uderzył?
Skąd on kurwa o tym wiedział? Zaczęłam się bać. I to na prawdę.



Poznaj mnie. | Justin Bieber.Where stories live. Discover now