- Wrócę żywa – zapewniam. Choć nie jestem tego szczególnie pewna.

~*~

Przekazuję kluczyki niskiemu mężczyźnie w kamizelce i kieruję kroki do środka. Rozglądam się dookoła, powoli rozumiejąc, dlaczego Calvano wybrała akurat tę restaurację. Z każdego kąta bije przepych i wszechobecne bogactwo. Nie stać mnie zapewne na lampkę wina, nie mówiąc już o jakimkolwiek posiłku. Gdy jestem prowadzona do odpowiedniego stolika, ogarniam wzrokiem niektórych gości. Mężczyzn w niebotycznie drogich, szytych na miarę garniturach i kobiet, które uśmiechają się z wyższością w trakcie dyskretnych poprawek perfekcyjnie ułożonych fryzur. Słyszę fragmenty towarzyskich rozmów, biznesowych pertraktacji i staram się ułożyć w głowie prawdopodobny scenariusz naszej konwersacji. Co niby miałabym powiedzieć? Zakładając oczywiście, że Rebecca dopuści mnie do głosu. Nie sądzę, bym została tutaj zaproszona w celu złagodzenia stosunków między nami. Przecież dotrzymała słowa danego Christianowi – odkąd u niego pracuję, nie pojawiła się w budynku firmy. No, może raz. Jeden jedyny raz. Kilka razy zastanawiałam się, co tak właściwie jej zrobiłam. Teraz – rzecz jasna – ma niemały powód do złości, lecz wcześniej? Moim jedynym błędem było pojawienie się na rozmowie kwalifikacyjnej. Wcześniej czuła do mnie niechęć bez wyraźnej przyczyny. Teraz ją ma. Tylko jakim cudem się o tym dowiedziała. Mam niemal stuprocentową pewność, że Christian nie pisnął słówkiem. Chciał zachować wszystko w tajemnicy, romans z sekretarką nie postawiłby go w najlepszym świetle. Porównując mnie i Rebeckę, przegrywam już na samym starcie. Ona ma wszystko, ja nie mam właściwie nic. Może z wyjątkiem coraz częściej ogarniających mnie wątpliwości.

Widzę ją. Nerwowo przełykam ślinę, usilnie walcząc z chęcią odwrotu. Nie mogę pozwolić, by stres przejął kontrolę nad moim ciałem. Nie mogę pozwolić się stłamsić i zdominować. Przybieram więc maskę pewności siebie i ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust zajmuję miejsce naprzeciwko blondynki. Na początku nic nie mówi, ocenia mnie. Również się nie odzywam, nie zależy mi na przerywaniu ciszy. Niech ona pierwsza wyjawił, czego tak naprawdę oczekuje.

- No cóż... - zaczyna po kilkunastu sekundach. – Jesteś głodna? Napijesz się czegoś? – sili się na miły ton, lecz jad w jej głosie jest od razu wyczuwalny.

- Dziękuję, ale przede wszystkim chcę wiedzieć, czemu tutaj jestem.

- Domyślam się – stwierdza. – Posłuchaj, Crawford. Nam obu wzajemne towarzystwo nie jest na rękę. Im szybciej sobie wszystko wyjaśnimy, tym lepiej – nie przerywam, dając znak, by kontynuowała swój wywód. – Nie mam zamiaru urządzać tutaj zbędnych scen, to miejsce publiczne. Postawię sprawę jasno. Nie wiem, od kiedy to trwa, nie wiem, które z was to zapoczątkowało, ale mówiąc szczerze, nie obchodzi mnie to w najmniejszym stopniu. Masz się odpieprzyć od mojego faceta, bo przysięgam, nie ręczę za siebie.

Zastygam w bezruchu, lekko rozchylając usta, podczas gdy kobieta odsyła z powrotem kelnera, tłumacząc, że potrzebujemy jeszcze chwili do namysłu nad kartą dań. Nagle zapominam o wszystkim, co chciałam jej powiedzieć. Skupiam się jedynie na nienawistnym wzroku towarzyszki skierowanym centralnie w moją osobę. Więc wie. Nieważne, skąd zaczerpnęła takową wiedzę, ale najwyraźniej coś musi być na rzeczy. Może i czasem byliśmy niedyskretni, lecz nie sądziłam, że Rebecka ma oczy i uszy dookoła głowy.

- Ja nie... ja nie mam pojęcia, o czym mówisz.

Gram na zwłokę, jakby łudząc się, iż uda mi się ją przekonać do niesłuszności jej racji. Taki scenariusz jednak nie jest prawdopodobny. Mimika twarzy mówi wszystko; marszczone brwi, usta zaciśnięte w wąską kreskę. Jest zła... żeby nie powiedzieć – wściekła.

- Nie mam zamiaru udawać, że nie widzę jego obojętności i całkowitego braku zainteresowania. Było nam razem dobrze, ładnie wyglądaliśmy. A ty to zepsułaś... dalej ciekawi mnie, jak udało się to komuś takiemu jak ty. Nie zaprzeczaj, bo nic ci to nie da.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now