1.

87 16 4
                                    

Harry

BIP BIP BIP

Kolejny cholerny dzień, w cholerną pogodę rozpoczyna cholerny dźwięk wydawany przez ten cholerny budzik.                

Cholera...

Znowu leje...

Oczywiście...

Po ogarnięciu się, umyciu i zjedzeniu śniadania, musiałem wyjść do pracy.

Lubiłem ją. Nie mogę narzekać na godziny pracy oraz pieniądze. Kocham kawę, więc praca w starbucksie jest dla mnie stworzona.

Wyszedłem z mojego, nie największego mieszkania zarzucając płaszcz i zawiązując na szyi ciemny szal w szkocką kratę.

"Czemu musi być tak cholernie zimno? Przecież jest dopiero początek listopada!" pomyślałem wychodząc z klatki schodowej. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w samochodzie. Gdy już wsiadłem do pojazdu, od razu zrobiło mi się cieplej.

Włożyłem kluczyk do stacyjki i przekręciłem go, jednak silnik nie zadziałał. Wydał z siebie jedynie jakieś dźwięki, jakby próbował się uruchomić ale nie mógł.

Spróbowałem jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze kilkadziesiąt razy ale to nic nie dawało. 

Kurwa... 

Uderzyłem otwartymi rękoma o kierownicę. W tamtym momencie byłem zły na cały świat. Wyjąłem z kieszeni płaszcza telefon w celu sprawdzenia godziny. Zostało mi dwadzieścia minut do rozpoczęcia zmiany, a z mojego domu do sklepu było około 30 min marszu. 

Super, spóźnię się... 

Nawet nie fatygowałem się, żeby pójść po parasol do domu. Wyszedłem po prostu z samochodu i pokierowałem się w stronę starbucksa.

*****

Sophie

BIP BIP BIP

Kolejny wspaniały dzień rozpoczyna ten cholerny budzik. 

Kocham jesień ale nie zmienia to faktu, że nienawidzę rano wstawać. 

No trudno jak mus to mus. 

Wstałam, umyłam się, ubrałam i zjadłam śniadanie. Gdy włożyłam swój długi granatowy płaszcz i wełniany szalik, uznałam, że jestem gotowa do wyjścia. Nałożyłam jeszcze balsam na usta, wsunęłam na nogi krótkie gumaki i wyjęłam z szafy kolorowy parasol, po czym wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz i wkładając go do kieszeni kurtki.

Nie mam prawa jazdy, więc kierowałam się prosto do pracy na piechotę z parasolem nad głową. 

Pracuję jako fryzjerka w oddalonym od mojego mieszkania o około 30 min wolnego marszu salonie. 

Lubię tą pracę. Nawet bardzo. Od zawsze coś mnie do tego ciągnęło. Moja mama nigdy nie umiała czesać skomplikowanych fryzur, toteż całe dzieciństwo miałam krótkie włosy. Nie trzeba było ich specjalnie czesać, więc odpowiadało to mojej mamie. Dopiero jak dorosłam sama nauczyłam się pleść warkocze i inne wymyślne fryzury.

Szłam tak zamyślona i wpatrzona w swoje nogi które powoli stąpały po mokrym chodniku, gdy nagle poczułam że zderzyłam się z kimś i zobaczyłam, że spadł mu telefon.

-Bardzo przepraszam.Och tak mi przykro. Nic się nie stało z telefonem? Mogę zapłacić jeśli szybka się rozbiła. Naprawdę bardzo przepraszam.

Zobaczyłam jak podnosi telefon i wyciera go o bluzę. Z ulgą stwierdziłam, że chyba nic poważnego się z nim nie stało, jednak jego właściciel mimo to nie był zadowolony.

-Powinnaś bardziej uważać jak chodzisz...- warknął, jednak gdy na mnie spojrzał, jego twarz złagodniała.

Wpatrywałam się w jego piękne zielone oczy, a one skanowały moją twarz. Nie wiem ile czasu tak staliśmy, i nie obchodziło mnie, że zajmowaliśmy połowę chodnika. W tamtym momencie widziałam tylko jego, a wszystko inne było mniej ważne.

-Em.. Jestem Harry- powiedział niepewnie i podał mi rękę nie zrywają ze mną kontaktu wzrokowego.

Delikatnie ścisnęłam jego dłoń. Nagle poczułam iskierki przechodzące po mojej skórze. Nie wiem czy on też to poczuł, ale chyba tak, bo momentalnie oderwał wzrok z moich oczu na nasze, złączone ze sobą ręce. Gwałtownie wciągnęłam powietrze. Nie wiedziałam co się właśnie stało. Nie wiedziałam też co mam powiedzieć, więc tylko rozchyliłam usta a on znów podniósł wzrok na moją twarz. 

-A ty? - zapytał 

Chwilę zastanawiałam się nad jego pytaniem. Czego ono dotyczyło. No tak... On mi się przedstawił! Wypadałoby powiedzieć jak się nazywam.

-Sophie - powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się.

On ciągle nie odrywał ode mnie wzroku a ja poczułam się nieco niezręcznie. Zdałam sobie sprawę, że w dalszym ciągu trzymamy się za ręce. 

Szybko wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i schowałam ją do kieszeni. On również otrząsnął się z transu i powtórzył mój ruch, i patrzył teraz na swoje nogi podobnie do mnie, nie wiedząc gdzie podziać wzrok.

-Ale możesz mówić do mnie Soph. - powiedziałam niemal bezdźwięcznie i podniosłam głowę znów spotykając jego wzrok i uśmiechnęłam się. 

Tym razem odwzajemnił mój gest pokazując cudowne dołeczki i proste białe zęby. 

-Dobrze Soph. - uśmiechnął się szerzej. 

-Chyba muszę się zbierać do pracy, bo się spóźnię. - powiedziałam zgodnie z prawdą.

-Do zobaczenia.- szepnął.

-Do zobaczenia.- powtórzyłam i mijając chłopaka i idąc przed siebie.

Odetchnęłam głośno, gdy już mnie nie widział. Nie mogłam się powstrzymać i po kilku metrach zatrzymałam się i odwróciłam delikatnie, by zobaczyć czy nadal tam stoi. 

Stał. Ze zdezorientowanym wyrazem twarzy wpatrywał się we mnie, a gdy zobaczył, że się odwróciłam uśmiechną się delikatnie. Speszona odwróciłam się i i przyśpieszyłam kroku.

Próbowałam sobie to wszystko ułożyć w głowie. To było dziwne, ale jakieś magiczne. To co czułam po zetknięciu mojej skóry z jego, było nie do opisania. Na wspomnienie tego przyjemnego uczucia uśmiechnęłam się pod nosem. 

Szkoda tylko, że raczej nigdy się więcej nie spotkamy...

***

Jak się podoba?

piszcie !

Sweater weather || H.S ||Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu