Zacisnął pięści jeszcze mocniej, aż zbielały mu knykcie. Próbował mówić spokojnie. Oddychać spokojnie. Naprawdę próbował.

- Wiesz, jak wiele. Więcej niż ktokolwiek inny. - jego głos zadrżał lekko. - Tak, odciągała mnie od pracy. Kazała sobie obiecywać, że położę się spać o właściwej porze, a potem, kiedy nie dotrzymałem słowa, potrafiła nie odzywać się do mnie przez tydzień. Więc słuchałem. Ale mogłem sobie na to pozwolić tylko dlatego, że podczas gdy mnie Astrid wypominała nadgorliwość, sama brała na siebie ogromną część zadań, nieważne, jak silnie protestowałem. Przejmowała obowiązki, które nigdy nie należały do niej. Należały do mnie.

Wstał, trzęsąc się ze złości. Poczuł, jak ogarnia go bezsilny gniew i poczucie winy tak silne, że obezwładniające niemal fizycznie. W momentach takich jak ten nienawidził sam siebie. A momentów takich było niemało, zresztą, wyrzuty sumienia nie odstępowały go na krok ani na chwilę. Towarzyszyły mu nieustannie od przeszło roku, nie pozwalając normalnie żyć. Ale Czkawka musiał żyć. Musiał trwać dla swoich ludzi.

Poczuł, jak ziemia umyka mu spod nóg, a w głowie zaczyna wirować. Wsparł się o wielki słup, tuż przy schodach, jak gdyby miał się przewrócić. Rzeczywiście, niewiele brakowało.

- Po trzech dniach jej milczenia byłem gotów przepraszać ją na kolanach, jeżeli tylko miałoby to sprawić, że wreszcie zacznie mnie zauważać. Kiedyś naprawdę się wściekła i ignorowała mnie przez tydzień, pamiętasz?

Szczerbatek nie spuszczał chłopca z oczu. Tak, pamiętał. I choć wtedy wydawało się, że z jego przyjacielem dzieje się coś złego, teraz był on w nieporównywalnie gorszym stanie.

- Myślałem, że zwariuję. - podjął wiking po chwili. - Przez cały tydzień ledwie ją widywałem, a jeżeli nawet, to zawsze zajętą czymś innym. Albo kimś. I bynajmniej nie sprawiała wrażenia, że sytuacja przeszkadza jej w najmniejszy sposób. Odchodziłem od zmysłów, ale mimo wszystko mogłem założyć, że prędzej czy później mi wybaczy i wszystko będzie w porządku. Wtedy... parokrotnie przemknęło mi przez myśl, że mogło to trwać dłużej. Ale sam pomysł, że miałbym spędzić bez niej choćby miesiąc był nie do zniesienia. A przy tym wydawał mi się zupełnie niedorzeczny.

Zamilkł na chwilę.

- Minął rok.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Głucha, gorzka cisza przepełniona żalem i bólem. Cisza opływająca w wylane i niewylane łzy. Cisza bezradności i niezrozumienia. Cisza, która domagała się wyjaśnień. Pozbawiona nadziei na ich otrzymanie.

Szczerbatek leżał z uniesionym łbem, wpatrując się w chłopca, który znajdując go bezbronnego i okaleczonego w lesie, zachował się inaczej niż każdy z wikingów. Czkawka pomógł mu odzyskać sprawność. Pomógł zaprowadzić pokój na Berk. A teraz sam potrzebował pomocy, której nikt jednak nie potrafił udzielić.

Czkawka wciąż stał oparty o słup, nie zastanawiając się już czy oddycha spokojnie, czy nie. Milczał. Oddychać natomiast przestałby najchętniej w ogóle, nawet zważywszy na to, że jako wódz nie mógł sobie na coś takiego pozwolić. Ale wódz nie miał prawa lekceważyć własnego życia. Jego życie należało do plemienia i oddać mógł je tylko w jego obronie.

Bo martwy wódz, to kiepski wódz.

Poczuł, jak Szczerbatek szturcha go w bok, próbując zwrócić na siebie uwagę. Opuścił rękę i położył ją na głowie smoka. Szczerbatek szturchnął go ponownie.

- Tak, mordko, mam jeszcze ciebie. Nawet nie próbuję wyobrażać sobie, jak miałbym przejść przez coś takiego sam.

Wyprostował się. Westchnął głęboko spoglądając na stertę pism wciąż zalegającą jego biurko. Nie mógł sobie odpuścić. Skoro życie wodza należy do plemienia, znaczy to, że nie może on zawieść swoich w żadnej kwestii.

Stracone znajdźWhere stories live. Discover now