Prologen

9.7K 544 36
                                    

Biegnę. Nie wolno mi się zatrzymać.

Nie wolno. Muszę biec.

Przed siebie.

Płuca palą mnie żywym ogniem, ale nie mogę się zatrzymać.

Pościg jest już blisko. Bardzo blisko.

Nie widzę dokąd biegnę ani jak długo, bo w gęstym lesie zalega mlecznobiała mgła, a jakby tego było mało pada rzęsisty deszcz. Powietrze jest ciężkie i lepkie. Mam wrażenie, że skleja mi gardło i płuca. Nogi zapadają mi się po kostki w mieszaninie błota, liści, ziemi i Bóg wie czego jeszcze.

Opieram się plecami o pień drzewa i staram się złapać oddech, ale natychmiast sobie przypominam - nie wolno mi się zatrzymać! Muszę biec. Odwracam się, potykam o wystający korzeń i upadam.

Prosto pod kopyta rozpędzonego konia.

Rumak gwałtownie staje dęba i podnosi przednie kopyta, a mi jest wszystko jedno. Niech mnie stratuje, zmiażdży. Nie chcę żyć. Niech Oni znajdą mnie martwą. Nie obchodzi mnie to. Już mnie to nie obchodzi.

Słyszę rżenie konia i kroki.

Ktoś bierze mnie na ręce. Ktoś ciepły. Silne ramiona obejmują mnie delikatnie. Czuję jego zapach. Tak to z pewnością mężczyzna.

Coś do mnie mówi, ale nie rozróżniam słów.

Jedyne co zapada mi w pamięć to oczy: duże, zielone i pełne niepokoju.

Oczy...

Potem ogarnia mnie ciemność.

Every villain is a hero in his own mindOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz