Rozdział 9 (1/2)

9.8K 497 62
                                    

Dom moich byłych teściów mieści się nieopodal centrum Tampy w bardzo pięknej, przyjaznej okolicy, gdzie aż roi się od miłych, przyjacielskich sąsiadów. Możliwość przesiedzenia tu całego weekendu jest jak balsam na wszystkie rany. Wszędzie otacza mnie błogi spokój, zero plotek i problemów. Odcięłam się od telefonu, jedynie po wylądowaniu wysłałam jedną wiadomość Melanie, aby mogła przekazać reszcie. Postanowiłam również spędzić tu nie tylko sobotę i niedzielę, lecz także kilka następnych dni, nie biorąc pod uwagę zdania Maiora, ponieważ Mel wyraziła się jasno, iż wrócę dopiero w momencie, gdy mój stan zdrowia się polepszy. Niestety w niedzielę rano, kiedy siedzę na werandzie na huśtawce, i czytam najświeższą prasę, rozdzwania się telefon. Z ciekawością zerkam na wyświetlacz, a widząc podpis "John", wzdycham. Nie sądziłam, że narzeczony Corey będzie zainteresowany moją osobą po wyprowadzce. Mimo wszystko odbieram, ponieważ jestem mu wdzięczna za kontakt z Dannym i bycie szczerze uprzejmym.

– Tak?

– Clarissa? Jak się miewasz? – pyta miło, ale nie słyszę w tym cienia ironii czy fałszywości. Zwykłe pytanie. Dlaczego więc wyszukuję się wszystkiego co złe? Nawyk czy może moja nadwrażliwość i przesadność? Przecieram oczy dłonią, odkładając gazetę.

– Wyjechałam i jestem u teściów – oznajmiam spokojnie, próbując zapanować nad szybko bijącym sercem. Nie mam pojęcia, z jakiego powodu tak reaguję na opowiadanie o tym, gdzie jestem, u kogo i po co. Po drugiej stronie zapada długa cisza, dlatego aż muszę wstać z huśtawki i przejść się kawałek w obawie, że to brak zasięgu. Zerkam na wyświetlacz komórki, jednakże tutaj wszystko jest dobrze. Wzruszam ramionami, przykładając telefon do ucha. – Halo?

– Wybacz, zaskoczyłaś mnie. Nie miałem pojęcia. Jesteś na Florydzie?

– Tak. Wyleciałam w sobotę rankiem. Musiałam się odciąć, wiesz? Pewne sprawy wymknęły się spod kontroli, a ja... dostałam kilka cennych porad, które zamierzam wprawić w życie.

– Czy to jakieś sprawy związane z Maiorem? Naprawdę z nim rozmawiałem i obiecał się zachowywać. Przysięgam! – woła, jakby przerażony, czym wprawia mnie w zakłopotanie skutkujące głośnym chichotem.

Wystraszył się tego, iż rozmowa, którą prowadził z tym dupkiem mogła nie poskutkować? Cóż, z Maiorem Preinem najwidoczniej bywa różnie, lecz mało mnie to interesuje. Jestem raczej szczęśliwa, że Johnathan przejął się moją sprawą na poważnie, a nie tylko z czystej ciekawości czy tam uprzejmości.

– Hej, wyluzuj, to nic z Maiorem. Pracujemy razem, nie kłócimy się i nie rzucamy bluzgami. Uznaję to za sukces, John. Chodzi raczej o prywatne powody, wiążące się z... – Przełykam ślinę, zanim wypowiadam to imię na głos. Nie mogę się bać. Nie mogę. – Archerem.

– O mój Boże, przepraszam. Naprawdę nie miałem pojęcia. Próbowałem rozmawiać z Melanie, ale zbyła mnie, mówiąc, że za bardzo boi się twojego gniewu, by komukolwiek rozpowiadać o twoich sprawach.

– No tak, trochę jej się oberwało. Będę musiała porządnie ją przeprosić za moje zachowanie.

– Clarisso?

– Tak?

– Czy to będzie niestosowne, jeśli powiem ci, że bardzo się cieszę słysząc w twoim głosie radość? – pyta, na co śmieję się, bo jego grzeczność chyba nie zna granic. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, miałam wrażenie, iż to buc nad bucami, który nie potrafi nawet wnieść mojej walizki do pokoju, wywijając się ciężką pracą. Teraz widzę to wszystko całkiem inaczej i jestem szczęśliwa, że mogę mieć takiego sojusznika. Takie oparcie.

– Nie. Absolutnie nie niestosowne. To bardzo miłe. Bo widzisz, jestem radosna, spadło ze mnie z kilka kilogramów, a jutro spadnie jeszcze więcej. Teściowie pozwolili mi wypłakać się za wszystkie czasy, ponarzekać na każdą możliwą rzecz i człowieka, więc jest mi lepiej.

Sztuka zapomnienia (WYDANA)Where stories live. Discover now