po roku od tragicznych wydarzeń w blackwood pines, cass wraca na górę washingtonów na zaproszenie brata jej zaginionej przyjaciółki.
tw: gore, anxiety attacks, depression, mental health problems, drinking, smoking, weed, implied sex, taking meds, fa...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Dziesięć godzin do świtu
— Pierdolony Josh Washington — westchnęła Cassandra, stojąc przed zamkniętą bramą. Rozejrzała się po okolicy, jednak nie było tam nic, co mogłoby jej pomóc w przedostaniu się do kolejki. Podeszła więc do kamiennego murku i zaczęła się wspinać, ale będąc już prawie na górze, omsknęła jej się noga i boleśnie upadła na plecy. Z jej ust wyrwał się krótki krzyk, jednak zacisnęła zęby i obolała podjęła drugą próbę. Tym razem wyszło jej bez komplikacji.
— Halo? Jest tu ktoś? — Damski głos przerwał ciszę kanadyjskiego lasu. Cass rozpoznała w nim Jessicę i faktycznie - po chwili zza drzew wyłoniła jej się szczupła sylwetka blondynki. Gdy dziewczyna ją zauważyła, uśmiechnęła się blado, jednak podeszła do niej, aby przytulić się na powitanie. — Och, Cass! Wieki cię nie widziałam! Wszystko okej? Słyszałam krzyk.
— Trochę sobie obiłam dupę, ale poza tym żyję — odpowiedziała Cassie, odsuwając się od koleżanki. Racja, w ciągu tego roku od ich ostatniego wypadu część z nich skończyła szkołę średnią, podczas gdy Jess, Matt i Ashley zostali w ostatniej klasie liceum. W związku z tym nie miały za dużo możliwości do spotkań - nie żeby wcześniej trzymały się szczególnie blisko. Jess zawsze wydawała jej się płytka, może trochę głupiutka, ale przede wszystkim - fałszywa. Widziała jej spojrzenia rzucane w stronę Mike'a, szukanie niby przypadkowego kontaktu fizycznego z chłopakiem swojej najlepszej przyjaciółki, ale przede wszystkim - to ona wyszła z propozycją pranka na Hannah.
Chociaż w niektórych kwestiach były podobne. Obie seksualizowały siebie, aby poczuć, że są coś warte.
— Jak ci minął ten rok? Czasami na imprezach gdzieś cię łapałam kątem oka i chciałam podejść zagadać, ale zawsze było coś, co mnie odciągało od tego pomysłu — zaczęła Jess, prowadząc ją do kolejki.
— Coś czy ktoś? — sarknęła jej w odpowiedzi szatynka. Nie starała się nawet zabrzmieć miło - widziała Em po tym, jak Mike ją zostawił i chociaż na co dzień zgrywała silną laskę, to przeszła rozstanie dosyć ciężko. Nie ma co się dziwić, w końcu byli razem od początku liceum.
— Nie wiem do czego pijesz — prychnęła jej w odpowiedzi, a Cass odpuściła temat. Ostatnie czego teraz chciała to wdawać się w potyczki słowne, gdy przyjechali tutaj miło spędzić czas.
— Poszłam na uniwerek stanowy. Dokładnie to na architekturę. Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli sobie zapalę? — powiedziała, gdy wsiadły do wagoniku i bez czekania na odpowiedź wyciągnęła z kieszeni kurtki papierosy. Jess posłała jej wzrok dezaprobaty, jednak nic nie powiedziała. Reszta podróży minęła im w ciszy. Cassandra przyglądała się widokowi wokół - pokryte śniegiem góry na tle zachodzącego Słońca prezentowały się pięknie i pewnie zabierałyby jej dech w piersiach, gdyby nie fakt, że miała świadomość, co wydarzyło się tutaj rok wcześniej.
Teraz cienie wydawały jej się być podejrzanie za długie, niby łapy sięgające po nią, a biały śnieg zamiast uroku, dodawał jakiejś grozy - jak gdyby kolory po prostu przestały istnieć. Zacisnęła dłonie, aby ukryć ich drżenie. Im bliżej schroniska były, tym większy ucisk w żołądku czuła. Nie chciała tutaj wracać, ale widząc, jak bardzo Joshowi na tym zależy, ugięła się.