-Sześć miesięcy.

-Sz...eść...- brakuje mi tchu. Opieram się o szklaną szybę i powoli osuwam się po jej gładkiej krawędzi ku podłodze. Wreszcie upadam całkiem i zaczynam nerwowo przeczesywać włosy. Spałam sześć miesięcy? Co z Coltonem? Lenvie i Holden żyją? Ile mnie ominęło?

-Zanim zabraliśmy cię z walących się podziemi Golden Meadow, zdążyłaś wypić pewien płyn.

-Serum.- szepczę sama do siebie. Diexne zbliża się do mnie, zatrzymuje o krok na moje prawo i nie patrząc w moją stronę, a jedynie przyglądając się ziemi w oddali, kontynuuje.

-Tak. Twoja ciotka podarowała ci coś, co uratowało ci życie. Twoje obrażenia były na tyle poważne, że nie zdążyłabym inkubować cie do pustki. Umarłabyś jeszcze w podziemiach.

-Co ona mi podała?

-Serum. Dokładną kopie tego samego, które wynalazła twoja matka.

-To niemożliwe.- zaczynam protestować, kiwać głową, przełykam głośno ślinę.- Moja matka wynalazła zło. Jej formuła by mnie zabiła. Wiem, że zależało wam na miksturze supermocy, ale niestety- to kłamstwo. To co stworzyła moja matka to butelkowana śmierć.

-Niestety Mavis, ale mylisz się.

-Dowodem na moje słowa są...

-Zmutowane zwierzęta?- istota prycha i tylko na ułamek sekundy przenosi swoje puste spojrzenie na mnie. Wydaje się traktować mnie z wyższością, pogardą. Wygląda jak kobieta, ale nie mogę zapomnieć, że nie jest człowiekiem. Nie wiem, czym ona jest, chociaż bardzo skutecznie upodabnia się do rasy ziemskiej.

-Czym wy jesteście?- pytam cicho z grymasem na twarzy. Podnoszę się w górę patrząc jej prosto w białe, puste oczy.- Dlaczego nas zaatakowaliście?- Diexne w milczeniu obserwuje moją twarz. Mam wrażenie, że teraz jest poważniejsza.

-Nikt was nie zaatakował.- krzywię się. Jak wytłumaczy te wszystkie lata nękania?

-Przez dwanaście lat chowałam się po lasach przed wami! Zabraliście mi dom, rodzinę, dzieciństwo... Zniszczyliście Phoenix i zmusiliście nas do życia, jak robactwo...

-Sądzisz, że miasta, jak Denver, były niewidzialne?- milknę.- Że pozostawialiśmy was przy życiu, ponieważ posiadaliście tam jakiś immunitet? Nie zaatakowaliśmy was. Moja rasa nie posiada swojej planety, swojego domu, ale nie szukamy zamiennika.

-To dlaczego bombardowaliście Phoenix?

-Na życzenie.

-Jakie do cholery życzenie?!

-Wy ludzie kierujecie się bardzo prymitywną naturą. Kierujecie się instynktami i emocjami. Niestety robi to wciąż większa część was. To prowadzi do waszej zguby. Dwadzieścia lat temu nawiązaliśmy z wami pierwszy kontakt. Dostrzegliśmy, że wśród innych ras weszliściście w epokę wyższego rzędu. Zaczęliście myśleć w sposób, który dopuścił was w kręgi ras wyższych. Przestaliśmy utożsamiać was ze zwierzętami, które przecież nie siedzą przy stole podczas obrad, prawda? Nie składają swoich wniosków. Okazuje się jednak, że to był błąd, gdyż ta cząstka, ten- jak go nazywacie- gen, nie występuje jeszcze w populacji, a jedynie w pojedynczych jednostkach.

-O jakim genie mówisz?

-Ewolucja prowadzi do zmiany, do przystosowania gatunku do nowych warunków. Twoja matka posiadała tę cząstkę. Była jedną z pierwszych, którzy przechodzili ewolucje umysłu na wyższy poziom. Ty i twoje rodzeństwo byliście drugim pokoleniem. Dlatego byliście dla nas tak cenni.

-To po co wam było serum?

-Nigdy nie chodziło o serum. Nie nam. Twoja matka chciała, by inni ludzie również szybciej przechodzili proces ewolucji. Chciała, by cała rasa ludzka stanęła na następnej belce, dlatego wynalazła sztuczny gen, który po zaaplikowaniu miał zwiększyć potencjał elektryczny mózgu. Miał przyśpieszyć proces rozwoju.

SERUMWhere stories live. Discover now