Rozdział 3 - Wymarsz

50 9 93
                                    

Dni do wyjazdu minęły mi zbyt szybko. Wypełniałem je intensywnymi treningami, obradami oraz przygotowaniami. Einar miał rację i każdy wieczór poświęcałem tej wyprawie, jednak noce należały do mnie. A właściwie do Tary. Niemal każdą spędzała ze mną. Nie miałem pojęcia, jakim cudem udało się jej tak często wymykać z pokoi dla służby, ale nie zamierzałem narzekać. Im lepiej ją poznawałem, tym bardziej żałowałem, że musiałem wyjechać. Dodatkowo miałem jakieś złe przeczucia.

Garrick wsiąkł na dobre w relację z Fioną. Kiedy ostatniego dnia przygotowywaliśmy razem nasze konie, zwierzył mi się ze swoich uczuć. Obiecał jej, że po powrocie wezmą ślub. Ja nie zamierzałem wiązać do siebie Tary, ani niczego jej obiecywać. Nie wiedziałem, co mnie czeka, ani czy wrócę cało z tej wyprawy. Za każdym razem, kiedy wyruszaliśmy, liczyłem się z tym, że nie ujrzę ponownie Aranel. Dlatego nie utrzymywałem stałych związków. Nie chciałem, aby ktokolwiek niepotrzebnie na mnie czekał. Rozmawiałem z nią o tym kilka dni wcześniej. Jak zwykle przyszła do mnie, ale tym razem nie przyciągnąłem jej natychmiast do siebie. Zamiast tego poprosiłem, by usiadła i nalałem nam wina.

─ Wiedziałam, że to w końcu nastąpi ─ odparła ze smutkiem.

─ Wiedziałaś? ─ zdębiałem.

─ Wyjeżdżasz za trzy dni. O czym innym chciałbyś rozmawiać? Chcesz zerwać naszą znajomość. Przecież od początku mi powtarzałeś, że nie chcesz mi nic obiecywać. Z pełną świadomością weszłam do twojego łóżka, więc teraz nie mam prawa się nad sobą użalać, ale i tak mi przykro.

Tara w skupieniu wpatrywała się w swoje wino, mieszając je delikatnie w kieliszku. Widziałem, że była spięta, co sprawiało, że po raz kolejny rozważyłem swoją decyzję, ale nie mogłem postąpić inaczej. Odstawiłem swój trunek na komodę, uklęknąłem przed nią i ująłem jej dłonie. Poświęciłem chwilę na wyrycie w pamięci jej rysów, jasnego spojrzenia i zarumienionych lekko policzków.

─ Okazuje się, że jednak niewiele wiesz ─ uśmiechnąłem się lekko.

─ Nie? To o czym chciałeś ze mną rozmawiać? ─ Teraz ona wydawała się zaskoczona.

─ O wyjeździe, ale też o powrocie. Choć nie wiem, czy to drugie kiedykolwiek nastąpi i właśnie dlatego cię tu dzisiaj zaprosiłem.

─ Nawet tak nie mów ─ obruszyła się i trzepnęła mnie ręką w ucho tak mocno, że aż syknąłem.

─ Muszę. Każda taka wyprawa wiąże się z niebezpieczeństwem. Zbyt wielu moich braci nigdy nie wróciło do domu. Zbyt wielu musiałem spalić. ─ Oparłem głowę na kolanach Tary, a ona zaczęła przeczesywać palcami moje włosy. ─ Dlatego nie chcę, żebyś na mnie czekała ─ wypaliłem w końcu.

─ Co? ─ Jej dłoń zamarła.

─ Nie chcę, żebyś z mojego powodu coś przegapiła. Jeśli twoje serce zabije dla kogoś mocniej, nie będę miał pretensji. Nie chcę, żebyś zmarnowała swoją szansę, czekając na coś, co może nigdy nie nadejść.

─ A nie pomyślałeś o tym, czego ja chcę? ─ zapytała buntowniczo.

Podniosłem głowę i zobaczyłem, że jest na mnie zła. Jej oczy, do tej pory krystalicznie czyste, były wzburzone. Nie miałem jeszcze okazji jej takiej oglądać. Złość wcale nie ujmowała jej urody.

─ Czego więc pragniesz, Taro?

─ Ciebie, Haganie. Tylko ciebie. Nie znamy się długo, ale wiem, że jesteś dobrym i honorowym człowiekiem. Po cóż miałabym szukać kogoś innego, skoro moje serce bije mocniej właśnie na twój widok?

Nie chciałem w to wierzyć, choć sam czułem się podobnie. Na myśl o Tarze w ramionach innego mężczyzny moje trzewia zaciskały się spazmatycznie. Wiedziałem jednak, że w tej sytuacji nie powinienem myśleć o własnych, egoistycznych pobudkach. Byłem uparty i nie mogłem tego tak zostawić.

Dolina Smoków (wolno pisane)Where stories live. Discover now