Nie zasługiwałem na nią.

Start from the beginning
                                    

--Victor--09.06.2014--

Dwa pieprzone dni spędziłem w szpitalu, Lily wezwała karetkę nie byłem w tym samym szpitalu co mama, martwiło mnie to chciałem być obok niej. Wiedziałem że się o mnie bała a jej stan się pogarszał, lekarze podejrzewali już że coś brałem nie przyznawałem się nie chciałem aby ojciec się o tym dowiedział, miałbym duże problemy. Dzisiaj miałem wyjść, chciałem od razu pojechać do mamy tak bardzo nie chciałem jej stracić, przecież to moja mama ona nie może umrzeć.

-Victor Williams, wychodzisz.-Mruknęła pielęgniarka podając mi wypis po czym zniknęła w drzwiach od razu zszedłem z łóżka biorąc torbę którą przyniosła mi siostra. Wyszedłem z sali zmierzając w stronę wyjścia.

-Przepraszam?-Odwróciłem się widząc dziewczynę zapewne młodszą ode mnie była brunetką.-Wiesz może jak dojdę do metra

-Wiem.-Westchnąłem, była słodka i niska przez co musiałem patrzeć w dół a ona zadzierać głowę.-Mogę cię zaprowadzić pod metro.-Patrzyłem jak brunetka się zastanawia byłem obcy, zagryzłem lekko policzek ile można się zastanawiać. Wreszcie pokiwała głową.

-Jesteś Amerykaninem?-Zapytała idąc obok mnie.

-Tak.-Mruknąłem.

-Jaki stan?

-Illinois

-A miasto?-Przewróciłem oczami ignorując pytanie.-Halo!?

-Musisz być taka irytująca?-Warknąłem, jednak tej nie speszyło to. Dalej wyglądała jakby oczekiwała odpowiedzi.-Chicago.

-Fajnie.-Powiedziała podekscytowana.-Ja z Londynu.

-Co w stanach?

-Wakacje, a raczej interesy mojego taty.-Pokiwałem głową, kiwnąłem głową w stronę przystanku.-Dziękuje.

Odeszła nie czekając na moją odpowiedź, była dziwna dopytywała z jakiego stanu jestem mimo że znajdowaliśmy się w Illinois albo o miasto. Odwróciłem się idąc w stronę domu, był blisko mam nadzieje że Lily będzie sama w domu. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się ojcu ze wszystkiego co się stało.

--Victor--

-To byłam ja...-Szepnęła.-Czemu byłeś w szpitalu.

-Byłem załamany przez to że mama trafiła do szpitala, wziąłem narkotyki przez to zemdlałem i byłem w szpitalu, to było coś poważniejszego ale brałem je dalej przez co za każdym razem jak je wezmę źle na mnie działają.-Mówiłem przez zaciśnięte gardło, nienawidziłem wracać do tego tematu.-Na moje zdrowie, ale głównie zachowanie.

Dziewczyna podniosła głowę wpatrując się w moje oczy, nałożyłem dzisiaj soczewki czarne jak smoła były takie same jak moje włosy. Szatynka patrzyła na mnie lekko zawiedziona, ostatnio zacząłem akceptować swoje oczy jednak dzisiaj musiałem je nałożyć. Lia wydostała się z mojego uścisku podchodząc do drzwi patrzyłem na nią uważnie obserwując każdy jej ruch.

-Niedługo wrócę.-Mruknęła wychodząc z pokoju, przymknąłem oczy słysząc zamykanie drzwi wyjściowych, zasnąłem szybko zdecydowanie potrzebowałem odpoczynku. 

Obudził mnie wibrujący telefon, uniosłem urządzenie krzywiąc się od jasności ekranu. 

Ten idiota.

Od:Apollo

Wpadaj na imprezę, Lia jest zdziwiłem się że bez obstawy.

Zacisnąłem szczękę, przelotnie spojrzałem na godzinę w lewym górnym rogu urządzenie. Pierwsza w nocy, zerwałem się z łóżka wysyłając krótką wiadomość do przyjaciela. "Podaj adres". Ubrałem czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze, rozpiąłem trzy pierwsze guziki koszuli po czym pewnym krokiem wyszedłem z pokoju założyłem szybko buty, zamknąłem dom i ruszyłem w stronę auta. Już po dwudziestu minutach byłem pod domem Apolla w którym była impreza, bez rozmyśleń wszedłem do środka a do moich nozdrzy prawie od razu doszedł zapach potu oraz alkoholu, pokręciłem z niedowierzaniem głową gdzie ta dziewczyna poszła. Odwróciłem się w stronę jakiejś blondynki która się o mnie ocierała podniosłem z brwi skanując jej wygląd w ani jednym procencie nie była tak piękną jak Lia. Odsunąłem dziewczynę od siebie idąc w stronę piwnicy w której zapewne siedzieli, zeszłem po schodach oglądając każdego po kolei jednak mój wzrok spoczął na szatynce która opierała głowę na ramieniu Charliego każdy w tym pomieszczeniu był schlany jak świnia. Kaszlnąłem zwracając przy tym uwagę Lii  patrzyła na mnie z przymrużonymi oczami założę się że jej obraz był rozmazany westchnąłem podchodząc do dziewczyny ta uśmiechnęła się próbując wstać nie umiała.

Co jest nie tak z tymi ludźmi?

Przetarłem twarz dłońmi podnosząc Wilson.

-Czyżbym was też musiał odwiedź?-Mruknąłem w stronę Apolla i Vanessy którzy byli jedynymi osobami z tego towarzystwa które chciałem zabrać do swojego auta.

-Mhmmm...-Mruknęła Vanessa wstając przy pomocy szafki która była obok niej, Apollo nie był tak bardzo uchlany aby nie umieć wstać w przeciwieństwie do dziewczyny którą trzymałem w ramionach ta schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi mrucząc coś pod nosem. Cała wielka trójca siedziała już w moim aucie śpiewając jakąś piosenkę która już powoli zaczynała mnie denerwować.

-Już koniec.-Wysyczałem skręcając w uliczkę która prowadziła do domu Apolla.

-Nudzia...-Nie dokończyła zakrywając buzię dłońmi od razu zatrzymałem się na poboczu wysiadając, stanąłem obok dziewczyny łapiąc jej włosy, jeździłem ręką po jej plecach.

-Mnie też będziesz miział po plecach?-Zawołał wesoło Apollo wychylając się przez szybę, posłałem chłopakowi obrzydzone spojrzenie.

Czym jest kłamstwo? To samo które słyszymy codziennie, to samo które wciąga człowieka w uzależnienia. Kiedy skłamiesz po raz pierwszy nie zdajesz sobie sprawy że nie będziesz umiał zaprzestać. Węże były symbolem wyższości, sprytu oraz władzy. Władzy którą kochałem mieć, nienawidziłem jak ktoś mi ją odbierał. Tak samo było z Lia, uwielbiałem kiedy była u mojego boku a kiedy ktokolwiek na nią spojrzał byłem w stanie wydłubać oczy tej osobie, aby nigdy nie spojrzał na nią bo była moja. Kiedy ktoś do niej cokolwiek mówił chciałem zaszyć mu usta. Kiedy ktoś słuchał jej śmiechu chciałem je odciąć, nie zasługiwali na to.

Jak ja.

Nie zapomnij o gwiazdce!⭐️

IG:FikcyjnaAutorka


The last lie [18+]Where stories live. Discover now