Droga do karczmy przebiegła im bez żadnych komplikacji, nie licząc co jakiś czas podbiegających do nich zaciekawionych młodych stworzeń z całą masą pytań o przedstawienie.
- Chyba jesteśmy sławni! – zironizowała zebra. – Aż strach się bać, jak wyjdą nici.
- Chyba szydło z worka – uśmiechając się do otaczających ich zewsząd dzieciaków wycedziła przez zęby kocica.
- Spokój dziewczyny. Tylko spokój... – wtrąciła sowa posyłając zaciekawionym stworzeniom uśmiechy.
- Tylko spokój może nas uratować – nerwowo zachichotał osioł, a gołębica cichutko siedziała na wozie i przyglądała się otoczeniu.
- Jesteśmy na miejscu! – krzyknął troll. A oczom „wędrownych artystów" ukazał się pokaźnej postury drewniany budynek z wielkim, wiszącym nad drzwiami szyldem: „Pod Zbitym Psem".
- Prosimy do środka o Wielki Orlando! – powiedział troll Ogis. – Pokój na pięterku już czeka w gotowości na zacnych gości.
- Jeszcze raz zwróci się do sowy per o Wielki Orlando, to jak mi łapy mile...puszczę pawia – zasyczał przez zaciśnięte zęby pies, ale nikt mu nie odpowiedział.
- A wóz? – spytała sowa. – Gdzie mamy odstawić wóz? W końcu mamy w nim wszelkie rekwizyty.
Troll poskrobał się po głowie i przyklasnął w włochate łapy. – No jak gdzie? Z tyłu – powiedział i strzelił palcami na Tulię. – Zaprowadź konia na tyły.
Pony zerknął przerażonym wzrokiem na sowę. Ta jednak uspokajająco skinęła do niego skrzydłem.
- Chwileczkę! Sowa podeszła do kuca i udając, że poprawia mu zaprzęg cicho wyszeptała do ucha: - Jeżeli przedstawienie odniesie bądź, co bądź jednak nieoczekiwany przez nas sukces i ... - zerknęła badawczo na przyglądającego się im trolla - ...stwory, tak jak obiecały nie będą nam zakłócać spoczynku i udadzą się na drzemkę, to czmychniemy stąd niepostrzeżenie w dalszą drogę i na moje oko, najpóźniej przed południem dotrzemy do pałacu Lulany. Musisz być w pogotowiu Pony!!! Słyszysz. Nie możesz zmrużyć oka! Poklepała go dla niepoznaki po pysku.
- A jeżeli będzie klapa? – cichutko przez zęby wycedził kuc, doskonale wczuwając się w role konia.
- To miej nas „O Lawendowa Panienko" w swej łasce! – sowa poczochrała go po tęczowej grzywie.- A teraz szoruj z tym ogrem na tyły karczmy i czekaj. Nie będziesz sam. Gołębica ci potowarzyszy.
- Też mi pocieszenie – westchnął kuc i tąpnął dla niepoznaki kopytem jak koń, a sowa, jak gdyby nigdy nic odwróciła się i wróciła do pozostałych współtowarzyszy wyprawy.
- I jak moi drodzy? Gotowi do przekroczenia progu? – spytała.
- Jak nic nas pożrą! – zaniepokoił się basset.- Jak nic. Czuję to w kościach.
- Skąd taki pomysł? – nerwowo zachichotał Zygi.
- Skąd? – oburzony Klusek zwrócił się do skunksa. - A stąd mój drogi, że jeden ropuch polizał na ten przykład kocicę na dzień dobry po pyszczku. Zapomniałeś? Może posmakował, co?
- Dajcie spokój z wymysłami – głośno powiedziała sowa, po czym ściszyła głos do szeptu. - Co, jak co... - poskrobała się po głowie - ...jak mi wiadomo to żadne z tych stworzeń dotąd nikogo z Lawendowej Krainy nie pożarło.
- Możemy być pierwsi – ponuro zaznaczył osioł. – Widzieliście te napierające tłumy?
- Zapraszamy – ropuch sprawnie otworzył drzwi karczmy prosząc gości do środka.
![](https://img.wattpad.com/cover/364229149-288-k436032.jpg)
YOU ARE READING
Po drugiej stronie kufra
FantasyJest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi bohaterki, a wraz z nimi i Was do Lawendowej Krainy. Świata pełnego magii, wspaniałych bohaterów i i...