2

78 18 10
                                    

Zabrałem dziewczynę do starej Popówki. Dostałem klucze do niej od bogatego mężczyzny, który obecnie był właścicielem budynku. Jako przewodnik mogłem spokojnie prowadzić w tej miejscowości pokoje na wynajem. W zasadzie były tam tylko dwa pokoje i użytkowe poddasze. Jedno z tych pomieszczeń było zamknięte i tylko ja tam mogłem wchodzić. Było w nim zamknięte życie rodziny Kowalenki.

Małgosia zgodziła się bez słowa, uwielbiała przygody i wolała przebywać ze mną niż siedzieć w domu, gotować i słuchać jak dorośli mówią jej głupoty. Czasami przychodziły sąsiadki, które opowiadały wszystkie plotki, które zebrały po drodze. Widząc Małgosię uśmiechały się, pytały o to jak idzie jej w szkole, jakie ma plany na studia (dzisiaj przecież wszyscy muszą być wykształceni). Niektóre z nich prosiły moją ukochaną, żeby nie robiła tej samej głupoty co one, żeby wyszła za mąż za prawdziwą miłość, a nie z porywu serca. Prosiły, aby wszystko przemyślała dwa, albo na wszelki wypadek pięć razy zanim przyjmie propozycję jakiegoś kawalera. Czasami moja ukochana zostawała z nimi i lepiła pierogi, kisiła kapustę, przygotowywała czosnek do kiszenia ogórków. Uwielbiała prace domowe, dlatego kiedy tylko ukradkiem jakiś starszy sąsiad podejrzał co robią kobiety w kuchni zazdrościł, że nie urodził się chociaż pół wieku wcześniej, żeby poprosić ją o rękę. Czasami Małgosia stawała się mężczyzną, pomagała dziadkowi w warsztacie, pewnie to był minus ... ale dla mnie był to tylko plus. Umiała praktycznie wszystko, chociaż nie wszystko lubiła.

Małgosia miała jakby to wielu stwierdziło jedną wadę ... nie lubiła obcych dzieci. Nie potrafiła z nimi wysiedzieć, nie miała do nich cierpliwości. Doświadczone kobiety mówił jej wtedy, że jak będzie mieć swoje to na pewno polubi. Dziewczyna tylko się uśmiechała, czerwieniała i robiły jej się dołeczki w policzkach. Nie myślała jeszcze o potomstwie. 

Wiele starszych pań zazdrościło jej burzy loków. Nie raz słyszałem komplementy rzucane w stronę Małgosi. Jednak jej piękno i te cudne włosy, w których ukrywałem się kiedy mnie nieśmiało całowała, były tylko moje. 

Spotkaliśmy się przy bramie. Po cichu weszliśmy do drewnianego domu od strony ganku. Znalazłem włącznik światła, pamiętałem z dzieciństwa jak uwielbiałem nimi kręcić. Nigdy nie wiedziałem, w którą stronę trzeba to zrobić, aby od razu się zaświeciło. Otworzyłem komnatę tajemnic. Było w niej duszno jakby nikt tu nie zaglądał od dawna. Żarówka była wykręcona więc znalazłem świeczki na czarną godzinę, włożyłem trzy w stary cerkiewny świecznik. Postawiłem go na drewnianym stole i wyciągnąłem wszystkie książki z półki. Kurz unosił się w powietrzu, próbowałem nie wdychać go. Podałem tomy dziewczynie, która za bardzo nie wiedziała czego szukamy. Widziałem na jej twarzy zamyślenie pomieszane ze smutkiem.

- Małgosiu wszystko w porządku? – Zapytałem, a ona lekko kiwała głową. – Jesteś jakaś smutna. – Pogładziłem delikatnie jej policzek.

- Mam jakiś gorszy dzień. – Szepnęła.

- Wiem co ci poprawi humor. – Delikatnie ją objąłem i zacząłem całować jej szyję. – Uwielbiam cię. – Szepnąłem jej na ucho zaciągając się kwiatową wonią jej włosów.

- Szukajmy tego co mamy szukać. – Odsunęła mnie, jednak nie zniechęciłem się.

Zacząłem otwierać potrzebne nam księgi. Cudowny zapach starości unosił się w powietrzu. Mógłbym wieczność przekładać kartki ksiąg. Szukaliśmy nazwiska księdza. Wyciągnąłem z kieszeni malutki notatnik i pióro, które podarował mi ojciec na osiemnaste urodziny. Tak ... czasami bywałem sentymentalny. Jednak sentymenty na bok, teraz była ważniejsza tajemnica, tajemnica, którą pragnęliśmy odkryć. Dziewczyna zaczęła czytać głośno nazwiska, wertowała kartki, wyglądała jak anioł. Nie mogłem przestać na nią patrzeć. Przypominała pokutującą Magdalenę z obrazu francuskiego malarza. Była trochę jak ona, chociaż dla mnie była nieziemską postacią.

Tajemnica PopówkiWhere stories live. Discover now