Rozdział 36

2.2K 108 94
                                    

Clara

Przez chwile wpatrywałam się miejsce, w którym zniknął Dylan. Gorzkie łzy spływały po mojej twarzy, pozostawiając blizny na mojej duszy. Ochrypły śmiech wydarł mi się boleśnie z gardła, ale nie miał w sobie ani grama wesołości. Po kilku sekundach przemienił się w żałosny szloch rozdzierający serce. Mogłabym przysiąc, że słyszałam pęknięcie własnego serca.

Byłam taka naiwna.

Jeszcze wczoraj żyłam w swojej bańce, szczęśliwa u boku mężczyzny, który mnie kochał.

To była tylko iluzja.

Zwinęłam dłonie w pięści i na oślep zaczęłam uderzać drewniany parkiet. Biłam, próbując pozbyć się bólu, który mnie niszczył od środka. Chciałam zastąpić jeden ból drugim. To zawsze działało.

Tym razem tak się nie stało.

Uderzałam przed siebie, dopóki nie opadłam z sił. Fizyczny ból został stłumiony przez ten, który niszczył moją duszę.

Byłam tylko zabawką.

Jedną z wielu.

Krzyczałam.

Krzyczałam tak głośno, aż ziemia zadrżała.

Wplotłam palce we włosy, pociągając za nie u nasady, kołysałam się w przód i w tył, a to nie odchodziło. Nie potrafiłam się pozbyć tego uczucia pustki w sercu. Tylko czy nadal je miałam? Czy uda mi się je odratować?

Zamigotały mi ślady krwi przede mną. Wyciągnęłam przed siebie ręce, zauważając, że zdarłam kostki od uderzeń.

Ta część, którą udało mi się skryć w głębi siebie, poczuła kojącą ulgę.

Zebrałam w sobie całą siłę, która we mnie pozostała i na drżących nogach dotarłam do sypialni. Woń wody kolońskiej uderzyła we mnie, kiedy tylko przekroczyłam próg. Zdawało się, że wszystko śmieje mi się prosto w twarz z powodu mojej naiwności.

Nie zwracałam uwagi na bałagan, jakiego narobiłam. Wrzucałam ubrania na oślep do walizki, chcąc jak najszybciej stąd zniknąć. Bałam się, że Dylan wkrótce wróci. Zapewne wyszedł, aby dać mi czas na zabranie swoich rzeczy i zniknięcie stąd, aby więcej nie musiał na mnie patrzyć.

Wpośród tego bałaganu odnalazłam porzucony telefon, który musiałam odłożyć, zanim zaczęłam się pakować. Weszłam w kontakty, a mój palec zamarł nad numerem osoby, do której chciałam zadzwonić w momencie, którym mój świat się zawalił. Tylko tym razem, to on był tego powodem.

Ze ściśniętym żołądkiem odnalazłam numer do przyjaciółki i wcisnęłam zieloną słuchawkę.

- Halo? – Spytała rozbawiona. – Myślałam, że będziesz zajęta zabawą z pewnym przystojnym profesorem.

- Możesz po mnie przyjechać? – Wydusiłam z siebie, czując, jak pochłania mnie otchłań rozpaczy.

- Co się stało? – Po rozbawieniu nie było śladu. Usłyszałam szelest, co świadczyło o tym, że się zbiera.

- To koniec. – Z mojego gardła wydobył się gorzki szloch, a wodospad łez zostawił po sobie świeże ślady. – Koniec.

- Zaraz będę. – Powiedziała pośpiesznie, trzaskając drzwi. – Wytrzymaj jeszcze chwilę.

Rozłączyłam się.

Po raz ostatni usiadłam na łóżku, w którym spędziłam ostatnie noce w ramionach ukochanego. Sięgnęłam po poduszkę, wdychając jej zapach. Przesiąkła moim Dylanem.

Beauty and the Beast Where stories live. Discover now