rozdział I

14 3 1
                                    

- Brak zasięgu - westchnął Krzysztof chowając swój telefon do kieszeni
- Jestem w środku Warszawy a nie ma zasięgu! - zrobił obrót żeby dodać dramaturgii swoim słowom, mimo że był sam. Spojrzał na zdjęcie które przed chwilą wyciągnął z kieszeni, był na nim mężczyzna trzymający piwo oraz dopisek "zapraszamy na ulicę wiejską!" Stał przed znakiem oznajmującym wjazd do stolicy Rzeczypospolitej Polskiej.

Kątem oka zauważył czarnowłosą postać, mrugnął, postaci już nie było
- Dziwne - mruknął, pomyślał że mógł dostać lekkiego udaru. Każdy rozsądny człowiek by tak stwierdził, patrząc na to jak ciepły był to dzień. Od czasu katastrofy klimatycznej temperatury nigdy nie spadały poniżej 30°c.

Usłyszał huk a w oddali zobaczył unoszący się kurz. Gdy teraz tak na to spojrzeć, to następną dziwną rzeczą było to , że środek Warszawy był opustoszały, nawet mimo wysokich temperatur.
- No to już nie może być wina temperatury!-
Wtedy nadjechał samochód, fiat cinquecento, cud włoskiej motoryzacji.
- Wsiadaj!- zawołał do niego mężczyzna siedzący za kółkiem, biorąc łyk z butelki kraftowego piwa. Krzysztof posłusznie wsiadł do auta, gdy próbował zapiąć pasy zorientował się że ich nawet nie ma.
- Przepraszam że się tak spóźniłem, musiałem se dokupić browara - powiedział kierowca wskazując na sześciopak na tylnim siedzeniu - Tak poza tym to nazywam się Mentzen, Sławomir Mentzen. Ty nazywasz się Krzysztof Bosak, tak?
- Zgadza się

Resztę drogi przesiedzieli w ciszy. Przynajmniej do momentu gdy obok nich spadła rosyjska rakieta.
- Co tu robi rakieta!?-
Żeby było mało absurdu całej sytuacji, bo wszyscy wiemy że polska obrona powietrzna jest niczego sobie i o tym, że w Warszawie ma spaść rakieta powinno być wszędzie głośno, to rakieta podniosła się z ziemii... na kurzych nóżkach.
- Dobrze, że się napiłem bo na trzeźwo to na takie okropieństwo patrzyć nie idzie - skomentował Mentzen.
- A teraz trzeba, że się tak wyrażę, spierdalać bo zaraz UE wystrzeli w tego potworka jakąś atomówkę. - przygazował tak, że od cinquecento odleciała rura wydechowa.
- Całą tą sytuację opiszę w moim podcaście!- krzyknął, a silnik zawarczał jeszcze bardziej.

Kiedy tak przybliżali się coraz bardziej do ulicy wiejskiej, za nimi rósł z ziemii grzyb, nie maślak lecz atomowy.

- Jesteśmy na miejscu - Powiedział Sławomir parkując pod budynkiem mającym dach w kształcie kopuły
- Tutaj właśnie toczy się walka o losy państwa, to właśnie budynek sejmu.-
Bardzo majestatyczny widok, naprawdę, za budynkiem zachodziło słońce a na kopule gniazdo zrobił sobie orzeł bielik. Bardzo polskie.
- Piękne - było to jedyne słowo które mógł z siebie wydusić Krzysztof.

W środku budynek wyglądał równie godny bycia siedzibą tak ważnej instytucji, marmurowe korytarze, wszechobecna biel.
- Jest kilku ludzi którzy chcą się z tobą zobaczyć, dlatego cię tutaj ściągnęliśmy - Mentzen zaprowadził Krzysztofa do sali która musiała być zawczasu otwarta sześcioma kluczami.
W środku stało dwóch ludzi: niski sędziwy mężczyzna oraz kobieta w średnim wieku z okularami na nosie oraz fryzurą lorda Farquada
- Czy mnie oczy nie mylą! Czyż to gwiazda filmu "o dwóch takich co ukradli księżyc" Jarosław Kaczyński?- zawołał Krzysztof, "o dwóch takich co ukradli księżyc" było jego ulubionym filmem.
- We własnej osobie chłopcze, we własnej osobie - powiedział Jarosław. - Jesteś potrzebny temu kraju, posiadasz zdolności których nie posiada żaden inny poseł (no może poza czterema ale to nie jest ważne).-
Zapaliły się lampy, a z mroku wyłonił się samolot
- Co mam zrobić?- zapytał chłopak (nie taki chłopak ale dobra)
- Zostaniesz... Pilotem Tupolewa -










You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 21 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

polityczna geneza ewangelii - polska polityka neon genesis evangelion auWhere stories live. Discover now