Rozdział XIV

16 3 0
                                    

„Psiakrew, koczuję tutaj tyle godzin i nadal ani jednego człowieka."

Vigbjord siedział na kamieniu przy jednej z dróg prowadzących do Drangavik. Dobrze wiedział, którą wybrać, aby nie spotkać się z Brynjolfem i Astrid.

Mijały kolejne minuty, które zamieniły się w godziny, aż wreszcie na szlaku zjawił się wóz zaprzęgnięty w dwa konie. Na nim siedział jedynie woźnica i wyglądało na to, że Vigbjord wreszcie doczekał się podwózki. Kiedy nadjeżdżający powóz zbliżył się, Vigbjord wyszedł na drogę i pomachał do woźnicy, chcąc przekonać go, aby się zatrzymał. Furman spojrzał na niego podejrzliwie, ale pociągnął za lejce. Wierzchowce posłusznie stanęły.

– Dzień dobry woźnico, dokąd jedziecie? – zapytał miłym głosem, nie chcąc zniechęcić do siebie jedynej okazji, jaka mu się nadarzyła na pustej drodze.

– Witajcie podróżniku! Do Drangavik – odparł woźnica. – Potrzebujecie transportu?

– Tak. Nie jadę do Drangavik – skłamał – ale do miasta wysuniętego bardziej na północ. Brekka, znacie?

– Znam. – Pokiwał głową starzec. – W porządku, siadajcie towarzyszu. Wybaczcie ten chaos na wozie, ale jestem kupcem i zwożę towar do Drangavik, a co was niesie do Brekki? – Smagnął konie lejcami, kiedy Vigbjord usadowił się wygodnie z tyłu wozu.

– Jadę w odwiedziny do narzeczonej – kłamstwa wymyślał na poczekaniu – zamierzam ustalić konkretną datę ślubu.

Gratulerer, gratulerer! – Ucieszył się starzec. – Nie jesteście stąd, słyszę po akcencie.

– Ze Skogar.

– Skogar? Teoretycznie to nie tak daleko stąd! Przepłynąłeś przez Cieśninę Osvalda? – zagadywał kupiec.

Zjednoczone Królestwo Skogar sąsiadowało z Cesarstwem Eyjarfell od zachodu, więc przekroczenie granicy i przedostanie się przez cieśninę nie stanowiło dla obu narodów żadnego kłopotu.

– Tak. A wy? Jesteście z Eyjarfell?

– Oryginalnie pochodzę z Drangavik, ale posiadamy podwójne obywatelstwo.

Dowiedziawszy się, skąd pochodził ów człowiek, Vigbjord odetchnął z ulgą. Wiedział, że trafił na właściwą osobę i nie pozostało mu nic innego, jak odebrać mu glejt wjazdowy do miasta. Dyskretnie wyjął sztylet, a następnie przyłożył go do gardła zaskoczonego mężczyzny.

– Panie, co wy robicie?! – zapytał drżącym głosem.

– Spokojnie dziadku, nie stanie wam się krzywda. Wprawdzie jestem człowiekiem bez zasad moralnych, ale nie sprawia mi przyjemności nierówna walka. Oddajcie glejt i wóz, a nie stracicie życia, zapewniam.

– Niby jak ja się do miasta dostanę? Panie, bądźcie łaskawi!

– Jestem wystarczająco łaskawy, bo nie odbiorę wam życia. – Wolną dłonią przeszukał jego kieszenie i torbę. Glejt znalazł w jednej z kieszeni kurtki. – Do widzenia! – Wypchnął go z wozu, po czym smagnął konie mocniej i odjechał, pozostawiając starca samego na drodze do Drangavik. Nie interesowało go, czy mężczyzna przeżyje, czy dotrze do miasta. Najważniejszy był jego własny interes.

„Moja maleńka Astrid, namieszam ci w życiu... Masz moje słowo." – W myślach miał już przygotowany scenariusz.

* * *

Stanna! – zawołał strażnik i wyciągnął przed siebie dłoń, by zatrzymać nadjeżdżający wóz.

Vigbjord zaciągnął lejce, zatrzymując konie. Nie wychylał twarzy spod kaptura, by nie zwracać na siebie uwagi drangavickich straży, którzy obchodzili wóz dookoła i sprawdzali jego zawartość.

Sługa Ciemności TOM 1 [ZOSTANIE WYDANY 2025]Where stories live. Discover now