Rozdział 3

16.6K 650 72
                                    

Parę dni później nic nie idzie po mojej myśli. Jeszcze wczoraj układałam plan idealny, stworzony do tego, by jak najszybciej się wyprowadzić i dodatkowo znaleźć pracę bez pomocy Corey, lecz z racji drobnej zemsty na rodzinie każdy wszystko utrudnia. Po spotkaniu z Melanie stwierdziłam, że chcę wreszcie żyć normalnie, bez udręki, bez obaw o nagły powrót stanów depresyjno-lękowych. Chcę żyć tak jak kiedyś. Oczywiście jestem świadoma, iż dążenie do tego nie będzie usłane różami, ale podjęłam walkę, więc czas ją stoczyć.

Pierwszą bitwę wytoczyłam żerującej na moim nieszczęściu matce. Wysłałam anonimowy mail do organizacji, która współpracowała z nią przy zbiórce funduszy, kablując na jej fałszerstwo. Dyrektor dyrektora wszystkich dyrektorów całej tej siedziby obiecał rozeznanie się w temacie. Wystarczyły dwa dni, by sprawdzić dokumenty związane z przebiegiem mojego leczenia.

Wczorajszego wieczoru oburzona mama dostała nieprzyjemny telefon, aby zwrócić przynajmniej dziewięćdziesiąt procent pieniędzy uzbieranych w trakcie akcji, inaczej sprawa zostanie zgłoszona do wyższych sfer. Wściekła matka oczywiście miała świadomość tego, kto na nią doniósł, więc w ramach zemsty utrudnia mi znalezienie pracy. Robi to tak jawnie, że pracodawcy nie wstydzą się powiedzieć wprost, dlaczego mnie nie przyjmują.

— Tate Rollos, pani matka, wydała oświadczenie, że jest pani niezdolna do pracy, poza tym nie posiada pani wyższego wykształcenia niezbędnego już na rekrutacji. Przykro mi, pani Clarisso, ale nie mogę przeprowadzić rozmowy kwalifikacyjnej nawet po znajomości — oznajmiła mi dziś bardzo sympatyczna blondynka w biurze, w którym na dobry początek chciałam pracować. W potrzebnych papierach wcale nie wspominali o dokumencie świadczącym o ukończonej przeze mnie uczelni wyższej o kierunku architektura wnętrz. Do cholery, to było biuro nieruchomości! Na dodatek robiłam w nim staż w wieku siedemnastu lat, a pracodawca doskonale mnie znał.
Wściekła siedzę w pracowni taty, próbując po raz kolejny znaleźć jakąś ofertę pracy, nie narażając się, iż matka zna kogoś, kto jest tam szefem. W pośpiechu przewijam liczne ogłoszenia, lecz nic ciekawego nie zwraca mojej uwagi. Ostatecznie, przez przypadek, ląduję na stronie uczelni, na której studiowałam architekturę.

Zastygam. Próbuję przypomnieć sobie jakieś sytuacje ze słynnego studenckiego życia, jednakże nie potrafię. Mam w głowie kompletną pustkę, pomijając jeden, malutki plan. Wyciągam z kieszeni różowego szlafroka telefon i szybko wybieram numer do przyjaciółki, która jak najbardziej zdążyła przywyknąć do dzwonienia do niej w godzinach porannych i nocnych.

— Boże. Jeśli znów zaproponujesz mi jogging, przy następnym spotkaniu wleję ci do gardła wódkę. Nadal pamiętam, jak jej nienawidzisz — burczy Melanie, natomiast ja uśmiecham się głupkowato. Już dawno nie miałam okazji denerwować tej uroczej czarnowłosej damy. Zawsze dzwoniłam do niej z Florydy, a stamtąd jest ciężko w kilka chwil dostać się pod jej kamienicę, zaprosić na wspólne bieganie czy śniadanie w ulubionym bufecie za rogiem mojej dawnej ulicy, na której postawiony był piękny, parterowy domek.

— Pada deszcz, wieje wichura, dziś ci odpuszczam — oznajmiam spokojnie, wstając z obrotowego fotela przy biurku. Zdążyłam się rozgościć w pracowni taty. Na dobre ściągnęłam wszystkie kapy z jego sprzętów i instrumentów, na których potrafił grać. Nawet pościerałam kurze z białego fortepianu, aparatu fotograficznego czy starej, lecz nadal działającej wiolonczeli. — Dasz się wyciągnąć na pyszny, zdrowy sok i sałatkę?

— A mowa tu o soku z pomarańczy czy buraków? Bo ostatnio taki mi wcisnęłaś! Myślałam, że zwymiotuję, mimo spojrzenia tego przystojnego, napakowanego faceta przy stoliku obok. Jesteś mi winna donuta. Dobrego donuta.

Chichoczę pod nosem, przeciągając się i spoglądając za okno. Nie minęła nawet dziesiąta, a deszcz już zdążył porobić tak wielkie kałuże, że ciężko je ominąć. Wichura wygląda na dość poważną, jednak mam dość ciekawy plan, jak dostać się do centrum miasta. Z racji tej mojej odmiany, mogę trochę skorzystać z przywilejów rodziny. W końcu są mi wiele winni. Przede wszystkim za ich cholerne zachowanie.

Sztuka zapomnienia (WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz