– Hej, laleczko – rozlega się nagle bełkotliwy głos z prawej. – Zgubiłaś się?

Zaciskam wargi. Blondynka z różową walizką to od razu laleczka. Jasne.

Nie reaguję, tylko ruszam do kuchni, mając nadzieję, że ktoś tam powie mi, gdzie jest Marcus, bo chyba rozpoznaję paru jego kumpli z drużyny koszykarskiej. Nie robię jednak nawet kroku, bo moja walizka nie chce ruszyć się z miejsca, dlatego odwracam się, sądząc, że jak zwykle kółka się zblokowały, tyle że powód jest inny. Ten koleś, który mnie zaczepił, przytrzymuje ją za materiałową rączkę.

– Czy możesz, proszę, puścić moją walizkę? – rzucam do niego.

Uśmiecha się.

– A zatańczysz ze mną?

Wpatruję się w niego z niedowierzaniem.

– Jestem trochę zajęta. Puść to.

Chłopak, na oko w moim wieku, ciągnie walizkę w swoją stronę.

– Zabierz mi ją. Albo daj swój numer.

Jest tak wstawiony, że ledwo rozróżniam słowa w tym hałasie. Mimo to ma więcej sił niż ja, bo niemal wyrywa mi bagaż z rąk, czym już kompletnie mnie wkurza. Posyłam mu więc mroźne spojrzenie i chwytam rozkładaną rączkę mocniej, by przyciągnąć walizkę do siebie i po prostu sobie pójść. Nie przewiduję tylko dwóch rzeczy: tego, że przez szarpaninę cholerna rączka oderwie się od walizki i tego, że przez siłę, z jaką próbowałam ją wyrwać obcemu facetowi, stracę równowagę. Piszczę cicho, kiedy z urwanym kawałkiem plastiku przelatuję przez boczne oparcie stojącej z tyłu kanapy. Ląduję na czyichś kolanach, głową uderzając w inne, a dwóch chłopaków, na których upadłam, od razu wyciąga dłonie, by mnie przytrzymać.

– Whoa, to się dopiero nazywa wejście – rzuca blondyn, szczerząc się.

Mamroczę przeprosiny i próbuję się podnieść, choć wszystko mnie boli. Udaje mi się jednak usiąść na kolanach pierwszego z chłopaków, który natychmiast obejmuje mnie w talii i zacieśnia uścisk, gdy chcę się odsunąć. Odwracam więc głowę w jego stronę i w kolejnej chwili zamieram, spoglądając w niebieskie oczy. Są tak jasne i przejrzyste, że wpatruję się w nie z fascynacją, czując wspinające się po kręgosłupie ciarki. Zwłaszcza, że poznaję te tęczówki. Widywałam je tyle razy, nim przeprowadził się do innego stanu parę lat temu. Uwielbiałam je. Zawsze znajdowałam w nich pocieszenie i ucieczkę. Bezpieczeństwo.

Teraz natomiast dostrzegam w oczach Blake'a Nicholsona tylko przebłysk irytacji.

– Wylałaś moje piwo – odzywa się cicho.

Mrugam i wyrywam się spod wpływu jego intensywnego spojrzenia.

– Słucham?

– Zgniotłaś mi kubek, który miałem na nodze.

Marszczę brwi i dopiero uświadamiam sobie, że czuję na tyłku coś mokrego, w dodatku dociera do mnie woń alkoholu. Cholera. Otwieram usta, by przeprosić ponownie i zaproponować, że znajdę jakieś chusteczki, ale chłopak chwyta mnie nagle mocniej, odwraca, bym siedziała plecami do niego, po czym się podnosi, nie wypuszczając mnie z rąk.

– Co ty...

– Musisz mnie zasłaniać – mówi. – Idziemy.

Staję na własnych nogach, jednak nie mogę się odsunąć, bo trzyma mnie przed sobą niczym tarczę. Wszyscy w salonie wgapiają się w nas z rozbawieniem, widzę też kilka uniesionych telefonów, więc dociera do mnie, że Blake nie chce zostać sfotografowany z plamą na kroczu. Naprawdę jestem jego osłoną. I naprawdę mi się to nie podoba, ponieważ przyciska mnie do siebie tak mocno, że ledwo mogę postawić krok.

Uzupełniasz mnie [ZOSTANIE WYDANE] जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें