– A czy ja ci wyglądam na jasnowidza? Wybacz jaśnie panie, ale jeszcze nie nauczyłam się czytać w myślach. Na następny raz się poprawię. – roześmiałem się słysząc te słowa. – Mnie jest wszystko jedno, jak śpicie, z kim śpicie i jaki pokój wybieracie. Równie dobrze możecie spać na podłodze.

– Jimmy chciał powiedzieć, że jest to obojętne. Każda sypialnia ma duże łóżko, więc nieistotne, który z nas zajmie dany pokój.

– Doskonale wiem co chciał i co powiedział Jimmy, więc nie musisz być jego adwokatem Aaron. Pan Maruda zbyt długo siedział cicho i był miły. Rozumiem, ciężko jest grać kogoś kim się nie jest.

– Jeśli to miał być przytyk w moją stronę, to ci się to słoneczko nie udało. – Jimmy zacmokał, patrząc Sky prosto w oczy.

– Świetnie, że mamy to uzgodnione. Pamiętaj, nie musisz być dla mnie miły. Tylko potem nie oczekuj, że ja będę miła dla ciebie. Coś za coś. A uwierz, potrafię być naprawdę upierdliwą jędzą. Lepiej dla ciebie jak i dla chłopaków, żebyście się nie musieli o tym przekonać. Teraz, skoro już tą pogadankę mamy za sobą, to was zostawiam. Róbcie co chcecie, ale rano macie być cali i zdrowi oraz pełni sił. Czy to jest jasne? – przytaknęliśmy równocześnie.

– Poczekaj. Skoro tutaj są tylko cztery sypialnie, to gdzie ty śpisz?

– Landryneczko, naprawdę myślałeś, że będę spała w jednym apartamencie z czterema niewyżytymi chłopami? To nie ta bajka. Znam ten świat i wiem co muzycy robią po koncertach. A ostatnie na co mam ochotę to wyganianie jakichś półnagich lasek z waszych łóżek albo słuchanie jak dochodzicie. Cenie swoje uszy.

– W takim razie, gdzie zamierzasz nocować?

– Jakbyś mnie słuchał uważniej, a nie skupiał się wiecznie na telefonie, to byś wiedział, że po drugiej stronie korytarza jest drugi nieco mniejszy apartament z jedną sypialnią. To właśnie ten będzie przez te najbliższe dwie noce moją oazą.

– Tylko żebyś za głośno nie była, bo my także cenimy sobie nasze uszy. – przypatrywałem się tą wymianą zdań, a to między Collinem i Sky, a teraz jeszcze Jimmy do tego dołączył.

– W przeciwieństwie do ciebie ja się nie puszczam i nie szukam choroby wenerycznej.

– Jimmy odpuść do cholery. Ile masz lat? Pięć. – dodałem, mając dość.

– Oho, królewicz się obudził, by ratować swoją księżniczkę z opresji.

– Myślę, że Sky nie potrzebuje niczyjej pomocy, by poradzić sobie z takim utrapieniem jakim jesteś.

Na potwierdzenie Sky pokiwałam głową i się uśmiechnęła. Nie wiem czy chciałbym wiedzieć, co czaiło się w jej głowie. Po tym co przed chwilą pokazała, po raz kolejny udowodniła, że nie da sobie w kasze dmuchać.

Nie czekała więcej i nie drążyła tej dyskusji, która już z góry była skazana na porażkę. Po prostu zostawiła nas samych. Wyszła, a mnie przebiegły dreszcze. Kurwa.

– Biorę ten pokój. – wskazałem na pierwszą z brzegu sypialnie, po czym od razu do niej wszedłem, zatrzasnąłem drzwi i rzuciłem się na łóżko. Nie miałem ani chęci ani ochoty wdawać się w kolejną kłótnię z Jimmim, bo to nikomu nie służyło, a musiałem myśleć o dobru zespołu.

♫♫♫

Skoro mieliśmy tak zwany czas wolny i nie musieliśmy dzisiaj jakoś szczególnie spinać tyłków, bo próba była przewidziana dopiero na jutrzejszy poranek to po odświeżeniu się, wskoczyłem w jedną z linii metra. Postanowiłem to popołudnie spędzić z rodzinką. Od ostatniego spotkania zdążyłem się stęsknić za pyszną kuchnią mamy, oglądaniem meczu z ojcem i wkurzaniem siostry. A najbardziej tęskniłem za swoją słodką księżniczką, która skradła moje serce w dniu, w którym przyszła na świat, a właściwie w momencie, kiedy pozwolili mi ją pierwszy raz potrzymać w ramionach. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Moja siostrzenica była oczkiem w głowie wszystkich domowników, ale nie dało się ukryć, że to ja przepadłem najbardziej.

Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Nie musiałem długo czekać, bo po chwili w wejściu stanęła jak wryta, mama. Nie uprzedzałem ich, że się zjawię. Wiedzieli, że będę w Tampa, ale niespodziewani się, że znajdę czas by ich odwiedzić.

– Jason, co ty tutaj robisz?

– To tak się teraz wita ukochanego syna? – zaśmiałem się i wpadłem w jej ramiona.

– Nic nie mówiłeś, że nas odwiedzisz. Po prostu jestem w szoku, że cię widzę. Znaczy się zobaczyłabym cię jutro po koncercie, ale nie spodziewałam się ciebie dzisiaj.

– Kochanie, kto przyszedł? – usłyszałem, dobiegający z salonu, głos ojca.

– Zaraz wejdzie to się dowiesz. – odkrzyknęła. – Nie stój tak. Wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziany. Wchodź. Ojciec spadnie z kanapy jak cię zobaczy.

– Przecież niedawno byłem. Niemożliwe, żeby aż tak się stęsknił.

– Tęsknił. Wszyscy za tobą tęsknimy, ale rozumiemy, że masz swoje życie w Miami. – poklepała mnie po ramieniu, po czym pchnęła w kierunku salonu, a sama zniknęła w kuchni. Po zapachach wnioskowałem, że przygotowywała obiad. Idealnie się składało, bo byłem pioruńsko głodny.

Kiedy pojawiłem się w przejściu, twarz ojca rozciągnęła się w ogromnym uśmiechu. Niemal od razu wstał i podszedł się przywitać. Denis Hall, jak na sześćdziesięciolatka był w niesamowitej formie. Niejeden młodziak mógł mu zazdrościć.

– Ale żeś nam zrobił niespodziankę, synu. A właśnie dziś o tobie rozmawialiśmy. Siadaj, co tak stoisz.

– Stwierdziłem, że skoro nie mam dzisiaj żadnych obowiązków to do was zajrzę. Po za tym mam prezent dla małej. Ma urodziny za dwa tygodnie, a mnie nie będzie na miejscu, więc dostanie upominek wcześniej. Mam też coś dla Kate. A właśnie, gdzie one są?

– Kate miała jeszcze jedno spotkanie z klientem, a Lily siedzi u swojej koleżanki z przedszkola. Niedługo powinny być. – odparła mama, wchodząc do salonu. – Mam nadzieję, że zjesz z nami obiad. – nie musiałem odpowiadać, bo ona doskonale wiedziała, co chciałem powiedzieć. 

Melodia uczućWhere stories live. Discover now