𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐈𝐈

284 33 15
                                    

Gniew i smutek mieszały się ze sobą na jego twarzy. Wciąż nie wrócił do akademii, mimo że słońce powoli zaczęło chować się za budynkami, a pomarańczowa poświata zalała niebo. Gojo wysłał szybkiego sms'a do Suguru, że u niego i y/n wszystko było w porządku, ale obydwoje nie wiadomo, o której wrócą. Wyłączył telefon i tak właśnie do wieczoru szlajał się po mieście. Bez celu. Był wściekły na y/n za to, jak zachowywała się względem niego, gdy chodziło o ich związek. Należeli do jednych z najpotężniejszych klanów, a ich matki się przyjaźniły, przez co z góry postanowiono o ich zaręczynach. Byli sobie przeznaczeni od kołyski, a gdy mieli osiągnąć pełnoletność zaplanowano im ceremonię ślubną. I Gojo w ogóle temu nie zaprzeczał, bo kochał ją od dziecka. Podziwiał ją nieustannie, mimo że widywali się praktycznie codziennie, a z każdym kolejnym wschodem słońca zakochiwał się w niej bardziej. Uwielbiał ją. Nie była jakąś tam dziewczyną wybraną przez jego rodziców. Była jego. Była wyjątkowa i należała wyłącznie do Satoru. A jednak y/n miała uparty charakter, nie podobały się jej te staromodne, aranżowane małżeństwa i za wszelką cenę chciała zmienić swoje przeznaczenie. To nie tak, że nie lubiła Gojo. Ona również go uwielbiała. Był zabawny, przystojny, miał poczucie humoru i był niesamowicie silny. Przy nim nigdy się nie nudziła. Po prostu miała wrażenie, że ich miłość nigdy nie mogła być szczera skoro zadecydowano za nich kiedy byli jeszcze dzieciakami. I mimo, że białowłosy niejednokrotnie wyznał jej miłość ona mu nie wierzyła. Bo przecież łatwiej było pogodzić się ze swoim losem i zmusić się do "kochania" niżeli przeciwstawić się światu i odnaleźć prawdziwą miłość.

— Cholera. — zaklął pod nosem Gojo.

Kopnął jakiś kamyk, by się jakoś odstresować. Byli już nastolatkami, a więc musieli o tym poważnie porozmawiać. Satoru tego bardzo chciał, y/n definitywnie nie. Nie chciała wychodzić za niego za mąż, wolała szlajać się u jakichś typów i spędzać z nimi całe noce, co niesamowicie denerwowało Satoru. Nie powinna była go tak traktować, jak śmiecia, jak drugą opcję. A gdy on jej zabraniał to tylko bardziej się wściekała. Mimo wszystko byli na siebie skazani. Chodzili do tej samej klasy, a gdy byli dzieciakami ich rodziny często się odwiedzały. Znali się na wylot, można było nazwać ich przyjaciółmi, lecz ich relacja była znacznie bardziej skomplikowana.

Ciemna kamienica nie wywoła w y/n żadnych emocji, po prostu ominęła jakiegoś bezdomnego, który leżał na kartonach i weszła przez drzwi na klatkę schodową. Weszła do jednego z mieszkań na trzecim piętrze nawet nie pukając i zapaliła światło.

— Ren, gdzie jesteś?

— W kuchni.

Zaklinaczka podeszła do mężczyzny, który kroił warzywa i objęła go od tyłu. Pocałowała go w policzek, a następnie oparła się o blat. Co z tego, że mężczyzna był od niej pięć lat starszy? Dziewczyna chciała pokazać, że mogła sama o sobie decydować i że nie musiała wychodzić za Satoru, że mogła sobie sama wybrać "miłość". Ona i Ren nie byli w związku. Ciężko było ująć to w słowa, nastolatka po prostu czasem do niego wpadała. Nie czuła nic do niego, nawet się jej jakoś bardzo nie podobał. Nie wiedziała co wyprawiała, ale jakoś o tym często nie myślała. Miecz jak zawsze zostawiła pod kamienicą, w dobrze ukrytym miejscu, bo mężczyzna nie znał jej prawdziwej tożsamości i wolała, żeby tak pozostało. Wpatrywała się w niego bez słowa, a gdy przez dłuższy moment się do niej nie odzywał specjalnie strąciła z blatu widelec.

— Umyj go pod zlewem.

— Poróbmy coś ciekawego.

— Muszę sobie ugotować do pracy.

Dziewczyna przewróciła oczami, doszła do wniosku, że przy tym facecie jednak za bardzo się nudziła i że musiała poszukać kogoś innego. Co z tego, że Gojo miała na wyciągnięcie ręki? Chciała wszystkim udowodnić, że nic do niego nie czuła.

𝑮𝒐𝒅 𝒄𝒐𝒎𝒑𝒍𝒆𝒙 ❀ 𝑮𝒐𝒋𝒐 𝑺𝒂𝒕𝒐𝒓𝒖Where stories live. Discover now