Lavender Haze

1.4K 73 19
                                    

I'm damned if I do give a damn what people say

____________________


ErwinKnuckles
@GregoryMontanha jakbyś w łóżku pierdolił z takim entuzjazmem co wpierdalasz się w tył caracary to może wciąż bylibyśmy małżeństwem :)

Adresat tego tweeta wpatrywał się w niego przez ostatnie parę długich sekund. Obserwował, jak z ogromną prędkością zyskuje on setki polubień i odpowiedzi. Sam nie wiedział, jak dokładnie czuł się względem tak publicznej wiadomości. Czasem takie prowokacje ze strony Erwina go irytowały, czasem wzbudzały w nim śmiech i chęć odparcia ataku. Tym razem, jednak przyjął to z dziwnie spokojną obojętnością, która nie była ani negatywna, ani pozytywna. Zwyczajnie miał ochotę zbyć to wszystko leniwym wzruszeniem ramionami. 

Po ponad dwunastogodzinnej służbie, Gregory nie miał zbyt wiele energii na potyczki słowne czy nawet poprawne prowadzenie U1, co doprowadziło właśnie do przypadkowego pitu pojazdu na samym początku pościgu. Caracara i tak uciekła, ale jej pasażerowie zdążyli wykląć go od najgorszych. W porządku. Był do tego przyzwyczajony.

Jego zmęczenie nie było tylko czysto fizyczne. Oczywiście, brakowało mu snu, a lewe ramię przeraźliwie piekło go w miejscu, gdzie parę godzin wcześniej drasnęła go kula podczas strzelaniny, jednak to były tylko problemy jego ciała. Jeśli chodziło o ducha i umysł, sprawa miała się nawet gorzej. Właściwie od początku dnia chodził dziwnie przygnębiony, starając się zabić te uczucie intensywną służbą bez dłuższej przerwy. Najbardziej ironiczny był fakt, że w jego życiu tak naprawdę nie wydarzyło się ostatnio nic fatalnego. Ot, zły dzień, tak po prostu. 

Zostało to zauważone przez Lucy Sun, która przez ostatnie dwie godziny miała nieszczęście z nim patrolować. No, technicznie to sama się zgłosiła, ale to zanim jeszcze zorientowała się, jak zmarnowany był Gregory. Rozkazała mu natychmiast wracać do domu, iść spać i następnego dnia obudzić się w lepszym nastroju. Mógł na to przystać. I tak zbliżała się już północ. 

Wszedł powolnym krokiem do swojego mieszkania, pocierając przy tym obolałe ramię. Był postrzelony już wiele razy, a ta rana nie była nawet jakoś bardzo głęboka, dlatego bardziej irytowała go niż faktycznie przeszkadzała mu normalnie funkcjonować. Mimo to, w pierwszej kolejności skierował się w stronę łazienki, aby zmienić opatrunek. Zdążył ledwie odłożyć na bok kapelusz, gdy zatrzymał go odgłos uchylanego okna. 

Być może każdy inny mieszkający samotnie policjant byłby już w takiej sytuacji na nogach i odbezpieczał broń z kabury, jednak dla Montanhy dźwięk ten był aż nazbyt znajomy. Wycofał się w kierunku salonu i oparł się zdrowym ramieniem o framugę, obserwując jak przez okno od strony schodów przeciwpożarowych wchodzi Erwin. 

Jego złote oczy wydawały się wręcz błyszczeć w panującym w pomieszczeniu półmroku. Usta ułożyły się w niebezpieczny uśmiech w sekundzie, w której tylko zobaczył Gregory'ego. Ten z kolei nie był pewien, jaki jest właściwie cel tej wizyty. Słyszał doskonale, jak Erwin siarczyście wyzywał go, gdy gonił pojazd, w którym się znajdował. Był przez to święcie przekonany, że przez następne dni już go nie zobaczy lub przynajmniej nie w przyjaznych warunkach. Ten, jednak nie zdawał się być już w żaden sposób wzburzony, gdy podszedł do niego radosnym krokiem. 

— Rany, co za zjebany dzień — skomentował, wzdychając teatralnie, choć w jego tonie pobrzmiewał beztroski ton. — Ekipa zjebana, policja zjebana, ja też zjebałem hacka. 

Midnights | 5city One-ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz