Buongiorno Greto — powiedziałam radośnie. — W czymś ci pomóc? — zapytałam.

— Wszystko jest już gotowe. Ale zaraz po śniadaniu muszę wyskoczyć do miasta jakbym mogła cię prosić o posprzątanie po gościach. Nie będzie mnie jakąś godzinę.

— Oczywiście, niczym się nie przejmuj.

— Dziękuję. Spadłaś nam z nieba. W sezonie mamy tu urwanie głowy. — Westchnęła i z pełnym koszem ruszyła w stronę jadalni.

Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam do niej wodę. Obserwowałam jak kobieta z uśmiechem na twarzy zagaduje gości. Musiała kochać swoją prace i to miejsce. Gdyby nie rodzina Grety nie było by teraz tego miejsca. Sięgnęłam po rogalika i ze szklanką wody wyszłam na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

Dwie godziny później, kiedy ostatni goście opuścili pomieszczenie zaczęłam znosić do kuchni opustoszałe platery oraz misy. Na szczęście nie było tego zbyt wiele, więc w mig się wyrobiłam, doprowadzając pomieszczenie do czystości. Gdy skończyłam podeszłam do ekspresu i zaparzyłam kawę. Z kubkiem aromatycznego napoju wyszłam na taras. Moją uwagę przykuł mężczyzna. Ubrany w niebieską, lnianą koszulę i białe luźne spodnie prezentował się elegancko. Rozmawiał z dwiema urokliwymi kobietami, które opalały się nad basenem. Stał do mnie przodem, więc gdy w pewnym momencie przeniósł wzrok na moją osobę zrobiło mi się gorąco. Zmieszana upiłam łyk kawy i dyskretnie odwracając się na pięcie uciekłam do willi. Nie chciałam wyjść na wścibską obserwatorkę.

Dopiłam kawę i poszłam do swojej sypialni po kluczyki od samochodu. Wyszłam przed budynek, by udać się do auta, w którym zostawiłam ładowarkę do telefonu. Zrobiłam kilka kroków, lecz po chwili usłyszałam za sobą:

— Uciekasz przede mną?

Przystanęłam. Przygryzłam dolną wargę i obróciłam się w stronę padających słów.

— A powinnam? — odpowiedziałam pytaniem. Stał party ramieniem o kamienną ścianę i ewidentnie pożerał mnie wzrokiem w ogóle się z tym nie kryjąc.

— Powinnaś. To co zakazane smakuje najlepiej — mruknął tajemniczo. — Masz chwilkę? — spytał, widząc jak zaczynam analizować jego słowa.

— W zasadzie tak, ale daj mi chwilkę muszę coś zabrać z samochodu i zanieść do pokoju.

— Poczekam ile będzie trzeba. Znajdziesz mnie przy huśtawce — poinformował i wszedł do budynku.

Szybkim krokiem udałam się do auta. Otworzyłam drzwi, a z środka buchnęło mi prosto w twarz ciepłe powietrze. W tym słońcu bardzo się nagrzało. Nie tracąc czasu ze schowka wyciągnęłam ładowarkę i zamykając samochód skierowałam się w stronę sypialni.

Podłączyłam telefon, na którym pozostało pięć procent baterii, a gdy ekran się podświetlił zauważyłam nieodebrane połączenie z obcego numeru. Zignorowałam je, zakładając, że to mój były partner, opuściłam pokój. Nie chciałam, by Luciano czekał na mnie w nieskończoność.

— Jestem już wolna — powiedziałam, stając nieopodal mężczyzny. Oparty był o ścianę i patrzył w dal.

— Świetnie — oznajmił, zerkając na mnie zza ramienia. — Zabieram cię na degustację wina — oznajmił, odsuwając się od budynku.

— Chcesz mnie upić zanim przyjdzie Roso i grzecznie oddelegować do pokoju przed jego przybyciem? — Przymrużyłam oczy ciekawa tego co odpowie.

— Masz mnie...Taki miałem zamiar by czasem nie oczarował cię swoim urokiem. Laski lubią takich facetów — stwierdził, mijając mnie.

— Może laski tak. Ja jestem kobietom i już wyrosłam z niegrzecznych chłopców. — Luciano przystanął i mogłabym się założyć, że wkradł się na jego usta lekki uśmieszek. Moja odpowiedź go usatysfakcjonowała.

— Okaże się. A teraz zapraszam na krótką lekcję historii i produkcji wina w naszej...— Spojrzał na mnie. — W twojej winnicy — poprawił się szybko. — Musisz wiedzieć co sprzedajemy klientom. A Roso jest nieco wymagającym gościem. Choć myślę, że nie będziesz musiała za wiele mówić...

— Co masz na myśli? — spytałam.

— Jesteś atrakcyjną kobietą. Każdy głupiec to zauważy — skomplementował.

— Fakt, budowlańcy zawsze krzyczeli za mną: Cześć ślicznotko. Może skoczymy na piwo.

— A do tego dowcipna — przyznał.

Weszliśmy do budynku, gdzie znajdowały się beczki z winami. Na stoliku zauważyłam lampki do degustacji oraz trzy butelki. Podeszliśmy do nich i Luciano zaczął instruować co powinnam najpierw zrobić, by wyczuć odpowiedni aromat i smak trunku. Opowiadał z taką pasją, że zaczęłam zazdrościć mu tej wiedzy i obycia. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego babcia nigdy mnie tu nie zabrała. To ona powinna mi o tym mówić. W końcu to tu spędziła ostanie dni swojego życia.

— Sandra? Wszystko okey? — Troskliwy głos Luciano wyciągnął mnie z rozmyślań.

— Przepraszam... Odpłynęłam...

— Zauważyłem. Coś cię trapi?

— Jaka była moja babcia? Bo mam wrażenie, że w ogóle jej nie znałam. Jakby prowadziła dwa życia. Jedno nazywało się Włochy, a drugie Polska.

— To była cudowna kobieta. A skoro przepisała winnice tobie wiedziała, że się nią dobrze zaopiekujesz.

— Tak. Tylko szkoda, że nie dała mi wcześniej wskazówek jak zarządzać takim miejscem. Jedynie nauczyła mnie pielęgnować krzewy.

— Zaczęła od podstaw. Znając je dasz sobie radę. Reszta to nieco wiedzy ogólnej i oddanie siebie. Nadanie charakteru temu miejscu.

— Charakter ono już ma. Nie chcę go zmieniać. Jest tu tak przytulnie. Jest to miejsce do którego chciałoby się wracać — stwierdziłam, przenosząc wzrok na beczki. — Tyle tu historii...

— To prawda... Każdy gospodarz dopełnia ją własnymi przeżyciami...— urwał nagle. — Zaczekaj tu chwilkę...— mruknął i oddalił się w stronę drzwi na końcu pomieszczenia. Wrócił po chwili z zakurzoną butelką. Odkorkował ją, powąchał i nalał odrobinę do dwóch lampek. Odłożył butelkę i uniósł lampki, wręczając jedną mi. — Wznieśmy toast...Każdy dzień to nowa karta, którą zapisujemy, a wiec za nową historię.  — Skierował szkło w moim kierunku. Stuknęliśmy się lampkami.

— Za zieloną dolinę — wyszeptałam w swoim ojczystym języku, na co Luciano przymrużył oczy i upił łyk wina. Również delikatnie zamoczyłam wargi w czerwonym trunku. Był słodki. Skosztowałam go jeszcze raz. Mruknęłam zadowolona. — Jakie to pyszne.

— Wiedziałem, że przypadnie ci do gustu. Twoja babcia je uwielbiała. Siadała wieczorem na huśtawce, przykrywała się kocem i póki mogła sączyła je wieczorami razem z Gretą.

— Brakuje mi jej...— przyznałam.

— Ale ona jest tu z nami. Nie wiem czy wiesz, ale jej ostatnią wolą było rozsypanie prochów na tej ziemi. Co prawda nie jest to legalne i występuję tylko w filmach, ale coś się dało z tym zrobić. — Zrobiłam wielkie oczy zaskoczona tą informacją.

— Nie wiedziałam...

Nagle usłyszeliśmy stukanie o beczkę. Obróciliśmy się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. W naszą stronę zmierzał postawny mężczyzna. Odłożyłam pospiesznie lampkę na stolik.

— O w mordę! — wymamrotałam pod nosem, przygryzając niekontrolowanie wargę.

— Mówiłem — odpowiedział szeptem Luciano jakby zrozumiał moje słowa. Zdjęcia nie odwały w pełni tego, co właśnie miałam na wyciągnięcie ręki.

Tommaso Roso! Pieprzony, włoski ideał.

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now