Filip opuścił głowę na pierś i tym razem to on zaśmiał się, jakby usłyszał dobry żart. Opróżnił drinka i odstawił go na drewniany stolik, wydając z siebie ciche syknięcie.

- Nie masz pojęcia, o czym mówisz.

Lucjusz spojrzał na puste kieliszki.

- Może i nie mam. Ale wiem, że zawsze przybija mnie widok opróżnionego szkła - oświadczył i uniósł rozkazująco dłoń w górę.

Na stole szybko pojawił się alkohol, przyniesiony przez kelnerkę. Filip nie protestował, wziął nieco mętny koniak do ręki i drugi raz wypił duszkiem. Poczuł, jak ciepło rozchodzi się po całym jego ciele i coraz silniej szumi mu w głowie. Pozwolił tej chwili trwać, przejąć nad sobą kontrolę, oddając jej panowanie nad własnym ciałem. Rozluźnił się wreszcie.

- Raz coś stworzyłem. Coś prawdziwego, ale to też mi zabrano - przymknął oczy i zamilkł, jednak zaraz odezwał się ponownie. - Wykonałem kilkanaście wyroków. Wszyscy mieli zginąć po cichu, wszyscy byli bardzo ważni. Kto się nadaje do takiego zadania lepiej niż konstruktor? Ciało to też materia. Jeśli jesteś wystarczająco blisko i ten, kogo chcesz się pozbyć, dopuści cię do siebie, to nikt nie zobaczy, kiedy coś uszkodzisz lub gdy coś w środku pęknie. Można poznać tylko po szarych oczach, ale to jedynie podejrzenia. W moim wypadku to zawsze były wyłącznie plotki. Nie ma przeciwko mnie żadnych dowodów. Czysta robota bez komplikacji, chociaż czasami nie zawsze było tak łatwo dostać się w czyjeś pobliże, poza tym... To strasznie nieprzyjemne doznanie, być w cudzym ciele. Okropne. Naprawdę wolałbym to robić w zupełnie inny sposób. Jeśli jednak Pani Miast, chciała zabić kogoś, kogo śmierć mogła wzbudzić zamęt lub opór, wtedy szedłem właśnie ja i wszystko miało wyglądać na wypadek lub chorobę.

- I z całej Akademii akurat ty miałeś tego pecha, że to ciebie wybrała do tej roboty?

- Wzięła mnie, bo gdy ukończyłem trening, już byłem mordercą. Nauczyłem się to robić bardzo wcześnie, właśnie w taki sposób. W oczach Pani Miast to była zaleta... Cóż... Koniec końców, wreszcie zrozumiała, że popełniła błąd i że, nie wolno mi ufać.

- A no tak, dalszą część znam z pierwszej ręki, bo zacząłeś tu przychodzić i wyglądałeś nawet gorzej niż teraz. Gdybyś trzymał kutasa w spodniach... Nieważne, nie powiedziałem tego. Kto to był? Ten pierwszy? Pamiętasz? Na pewno pamiętasz.

Filip pokręcił głową.

- Najpierw mówisz mi, żebym sobie ulżył, a teraz, żebym trzymał kutasa w spodniach. Rady pijaka. Zdecyduj się lepiej - Seymer napiął się niebezpiecznie i celowo zmienił temat.

- Oj tam, przekręcasz moje słowa. Pytałem, kogo zabiłeś pierwszy raz, jestem po prostu ciekawy - odpowiedział Lucjusz, nie dając się tak łatwo zbyć byle czym.

- Nic ci więcej nie powiem.

- Jak tam sobie chcesz. Ty i twoje cholerne tajemnice, ech Seymer, zobaczyłbyś, byłoby ci lżej.

Rozmowa przestała się kleić i mężczyźni sączyli teraz po cichu złotawy płyn. Lucjusz od czasu do czasu rzucił jakiś żart, na który Filip z rzadka reagował. Powoli czuł się coraz silniej otumaniony, jakby zapadał się w sobie.

Nagle do jego uszu dotarł kolejny, tym razem zupełnie obcy, podniesiony głos i pisk, który prawie świdrował mu czaszkę, wyrywając go z uśpienia.

Okropne dźwięki zamieniły się w krzyki. Lucjusz wstał, podszedł do stolika mieszczącego się najbliżej wejścia i krótkimi groźbami szybko uciął sprzeczkę. Zniknął Filipowi z oczu, zaraz jednak wrócił, niosąc w ręku całą butelkę koniaku.

Konstruktorzy Światów (wolno pisane)Where stories live. Discover now