II - Łotr wśród szlachty

1.4K 180 31
                                    

Braver spakował się w miarę szybko. Postanowił zabrać niewiele rzeczy. Tylko te najpotrzebniejsze. Swoje idealnie naostrzone sztylety naturalnie wziął ze sobą. Pomału zbliżał się wieczór. Mężczyzna rzadko zwracał uwagę na upływ czasu. Dla niego mało istotne było czy jest dzień, czy noc. Jednak zmusił się do pośpiechu i, choć było to dla niego zupełnie bezsensowne, obiecał sobie, że się nie spóźni. Zazwyczaj nie uznawał czegoś takiego jak ustalona pora. Pojawiał się zawsze tam gdzie powinien i zawsze w odpowiednim czasie. Jednakże teraz od punktualności zależało jego życie.

Mężczyzna zarzucił na ramiona brązową, poszarpaną, ale ciepłą pelerynę i niedbale nasunął na głowę kaptur. Wziął do ręki podróżną torbę i wyszedł z drewnianej chaty. Idąc drogą nawet nie oglądał się za siebie, choć nie wiedział kiedy tu wróci. Nigdy nie przywiązywał się do miejsc. Braver już miał odpowiedź na propozycję władcy. Zastanowienie nie zajęło mu dużo czasu. Jeśli mógł odzyskać dobre imię, a drugą opcją była śmierć jego decyzja była chyba oczywista.

Szedł nieśpiesznie wąską drogą, a jego zimne oczy obserwowały otoczenie spod kaptura. Nigdy nie straci czujności, nigdy nie da się zaskoczyć. Domek Bravera znajdował się na obrzeżach lasu, więc ścieżkę którą teraz szedł otaczały drzewa. Między nimi rosły niewielkie krzaki, wśród których swoje schronienia miały leśne zwierzątka. Była wiosna, więc na gałęziach drzew siadały ptaki i śpiewały wieczorną pieśń. W końcu mężczyzna wyszedł za linię ostatnich drzew, a jego oczom ukazał się piękny widok. Otoczone murem miasto, Aralom, nad którym górował wielki zamek zbudowany z jasnych kamieni skrzących się w promieniach zachodzącego pomału słońca. Wyglądało to niezwykle, ale na mężczyźnie nie zrobiło wrażenia. Skrzywił się tylko. Będzie musiał przejść przez to skupisko domów. Oczywiście mógłby je ominąć, ale zajęłoby mu to wiele czasu. Zbyt wiele. Braver zszedł z wzgórza, na którym rósł las i zaczął mijać pierwsze chatki znajdujące się poza murem. Ludzie, którzy właśnie wracali do swoich domów po całym dniu ciężkiej pracy patrzyli na niego z pewnym strachem i ustępowali mu z drogi lub udawali, że jest on powietrzem. Ciężka praca. Kolejna rzecz będąca dla Bravera bezsensem. On zdobywał środki do życia w łatwiejszy, choć nie zawsze zgodny z panującym tu prawem sposób. Dotarł do miasta i nie zważając na patrzących na niego nieprzychylnie strażników powędrował drogą. Tu mieszkańcy patrzyli na niego nie tylko ze strachem, ale i z niechęcią i odrazą. Niektórzy odważyli się nawet rzucać w jego stronę jakieś niemiłe słowa. Znowu to samo. Jego przybycie do miasta uruchomiło lawinę plotek. Braver zaczął żałować, że nie wyruszył wcześniej i nie ominął tej miejscowości. Dzieci jak zwykle uciekały na jego widok, a te odważniejsze patrzyły na niego z ciekawością. Natomiast już prawie dorośli młodzieńcy i panienki bawili się jego kosztem obrzucając go wyzwiskami. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie lodowatych, błękitnych oczu, a już milkli, bledli, odwracali się na pięcie i szybko odchodzili. Przynajmniej tyle dobrego było w sławie złodzieja i płatnego zabójcy. Wszyscy się bali, że mogą zostać jego kolejną ofiarą. Braver był znany wśród mieszkańców Aralom, zwłaszcza tych biedniejszych, wśród których pogłoski roznosiły się bardzo szybko. Bogatsza ludność znała go dość słabo, co niemal go ucieszyło, gdy wyszedł z uboższej części miasta. Tu ludzie po prostu nie zwracali na niego uwagi. Taka zakapturzona, nie wyglądająca na kogoś z pokaźnym majątkiem postać zwyczajnie nie była warta nawet spojrzenia.

Gdy wreszcie Braver opuścił miasto odetchnął z ulgą. Miał szczerze dość tego jak był traktowany i postrzegany przez innych. Ale prawdą jest, że sam wybrał takie życie. Mógł mieć jedynie nadzieję, że szansa na odzyskanie dobrego imienia, która właśnie się nadarzyła, będzie rzeczywista i coś zmieni. Mężczyzna szedł drogą w stronę zamku. Była to budowla piękna i jednocześnie wytrzymała. Smukłe wieże i grube mury tworzyły idealną wręcz całość. Braver widział w swoim życiu dość dużo zamków i musiał przyznać, że ten jest wręcz arcydziełem budownictwa. Dotarł do muru okrążającego tą twierdzę i w bramie spotkał dwóch strażników. W pierwszej chwili chcieli go zatrzymać, ale zaraz potem zorientowali się kim jest przybysz i przepuścili go. Braver wkroczył na teren zamku i od razu skierował się do sali audiencyjnej. Tam powinien znajdować się król Ronald. Mężczyzna był w tym miejscu kilka razy i doskonale się tu odnajdywał. Przechodził przez dziedzińce i korytarze zachwycające architekturą i wystrojem. Co jakiś czas spotykał kogoś z służby, ale ani razu nie natknął się na kogoś ważniejszego.

ObrońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz