Wstęp: Rozdział 1 - Początek podróży

Zacznij od początku
                                    

Pewnego wiosennego dnia, Dante jak zwykle wyszedł z drewnianej chatki, aby pójść rankiem poćwiczyć walkę w lesie. Ubrany był w czarny lekki pancerz, który nosił na ćwiczenia, aby przyzwyczaić się do jego ciężaru. W ręce trzymał drewniany miecz ćwiczebny, który dostał od ojca. Zdawał sobie sprawę z tego, że powinien ćwiczyć już z prawdziwą bronią, ale z rana wolał rozgrzać się ze sztucznym ostrzem. Młody mężczyzna, mrucząc sobie coś pod nosem, wszedł w ciemny las. Było tam jeszcze dość zimno z powodu porannych przymrozków, ale zbroja grzała wystarczająco, aby można było tego nie czuć. Dante zdając sobie sprawę, że czeka go trochę drogi, zaczął wspominać swoje dzieciństwo. Zabawy z tatą od razu przyszły mu na myśl. Polegały one co prawda na mniej lub bardziej zaawansowanej walce na miecze, jednak i tak dawały dużo radości. Po takich ćwiczeniach zazwyczaj wracali z ojcem do domu. Po kolacji siadali razem z matką przy stole i słuchali jej opowieści. Były to stare legendy o bohaterach, smokach lub demonach. Chłopak uwielbiał słuchać głosu Rozalindy, gdy ta wczuwała się różne role. Mógł wtedy sobie wyobrażać tak wiele wspaniałych przygód.

Cofał się w pamięci i nagle natrafił na specyficzną pustkę we wspomnieniach. Pamiętał wszystko od czasu swoich piątych urodzin. Wcześniejszy czas był dla niego dziwną czarną plamą. Nie próbował jej jeszcze w żaden sposób pominąć, ale była dość irytująca. Większość ludzi pamiętała chociaż pojedyncze rzeczy z tak wczesnego dzieciństwa. A on nic. W dodatku nigdy nie słyszał opowieści o sobie z tego okresu. To było interesujące, ale nigdy nie miał dość czasu, aby porządnie się nad tym zastanowić. Tak samo było i dzisiaj. W momencie, gdy tylko o tym zaczął myśleć, dotarł do miejsca ćwiczeń. Była to niewielka polanka obok góry, z której spływał wodospad. Błękitna woda spadała kaskadami w dół, tworząc duże jezioro. Obok jeziora był skrawek ziemi, na którym stały obrotowe, drewniane manekiny ćwiczebne, sklecone niewprawną ręką. Przytwierdzone miały żelazne kule, które w momencie, gdy ćwiczący zrobił zły ruch, mogły zrobić krzywdę. Wielkie drzewa liściaste nad polanką dawały przyjemny cień w lecie i chroniły przed śniegiem w zimie. Dante czuł się tutaj spokojny i mógł panować nad emocjami ukierunkowując je w jeden cel. W takim otoczeniu zaczął się rozgrzewać.

Kiedy skończył, rozpoczął ćwiczenia z manekinami. Z zamkniętymi oczami, wsłuchiwał się w szum wodospadu i pieśń wiatru tańczącą między drzewami. Raz za razem ciął sztucznego przeciwnika, pozwalając swoim odruchom wziąć górę, kiedy czuł, że manekin zaczyna się obracać. Zupełnie zatracił się w myślach. Wyobraził się, że stoi naprzeciwko prawdziwego wroga, a nie beznamiętnej kukły. Obserwował czerwone oczy wymyślonego przez siebie wielkiego, zielonego orka o postawie niedźwiedzia na dwóch łapach, odgadując raz za razem jego ruchy. Uderzał coraz mocniej, chcąc go pokonać, przebić swoim mieczem. Unikał ataków tak szybko jak mógł, wykorzystując wszystkie znane sobie techniki. Aż w końcu, kiedy po raz kolejny uchylił się przed ciosem, zobaczył odsłoniętą część zbroi przeciwnika. Z całej siły uderzył mieczem w to miejsce, mając nadzieję, że ostrze przebije się przez twardą skórę napastnika.

Nagle Dante usłyszał głośny trzask rozbijanego drewna. Otworzył oczy. Manekin z którym ćwiczył był roztrzaskany w drobny mak. Miecz ćwiczebny za to był lekko wyszczerbiony. Zszokowany spojrzał na szczątki swojego wyobrażonego wroga. W końcu, zorientowawszy się co zrobił, roześmiał się i kładąc broń na ziemi, podszedł do jeziora, aby przemyć się zimną wodą. Robiąc to, ledwo zerknął na swoje odbicie. Wiedział, że gdyby bardziej się na tym skupił, to nie zapanowałby nad sobą. Jego inność wciąż mu przeszkadzała. Po szybkim orzeźwieniu zimną wodą, położył się na trawie obok jeziora.

Po pewnym czasie usłyszał wołanie Rozalindy:

- Dante! Obiad! - Zerwał się z miejsca, ponieważ był już bardzo głodny. Pozbierał swoje rzeczy i przeszedł zaledwie kilka kroków, kiedy usłyszał przeraźliwy, kobiecy krzyk. Zaniepokojony przyśpieszył. Zastanawiał się, co się mogło stać. Ktoś ich zaatakował? A może Rozalinda tylko nierozważnie się poparzyła? Miał irracjonalną nadzieję, że to drugie, choć wiedział, że jego matka nigdy by tak nie krzyknęła z powodu oparzenia. Przekonał się, że grozi jej niebezpieczeństwo, gdy do jego uszu doszedł krzyk bojowy ojca, który zakończył się wrzaskiem bólu. Chwytając mocniej drewniany miecz, zaczął biec. Przedzierał się przez poszycie lasu, starając się wrócić jak najszybciej. Miał nadzieję, że zdoła dotrzeć na czas, aby uratować rodzinę. Równocześnie modlił się o to, aby jego rodzicom nic się nie stało. W pewnym momencie poczuł spalone drewno. To zmotywowało go do jeszcze szybszego biegu, choć zdawało się to wcześniej niemożliwe. W końcu wybiegł z lasu i jego oczom ukazał się przerażający widok.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 22, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Daskass - Podróż DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz