Rose

231 37 43
                                    

Gdyby słowo "walentynki" miałoby zabrzmieć w naszych głowach, każdy doskonale a wręcz z znakomitą zręcznością wymieniłby kilka jak nie więcej skojarzeń, które by je opisywało

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Gdyby słowo "walentynki" miałoby zabrzmieć w naszych głowach, każdy doskonale a wręcz z znakomitą zręcznością wymieniłby kilka jak nie więcej skojarzeń, które by je opisywało. Miłość. Pary. Czekoladki. Serduszka. Całujące się i migdalące się po kątach pary, które przyprawiały powoli o odruch wymiotny. Nigdy nie miałam z tym aż tak dużego problemu, dopóki trzymali się z dala ode mnie i mych biednych oczu. Mogłam przeżyć wszystko byleby nie być świadkiem niczego co mogłoby zepsuć mą cichą i ciepłą otoczkę, którą sobie stworzyłam.

Znosiłam ten dzień przez osiemnaście lat. I już nie chodziło mi o to, że nie lubiłam tego dnia — bo tak nie było — a o sam fakt, że nadal żyłam samotnie bez choćby jednego nastoletniego całusa, gdzie inni zaliczyli ich o wiele więcej. Nigdy w życiu nie miałam chłopaka. Nie szukałam go na siłę ciągle powtarzając, że miłość sama do mnie przyjdzie. Jak widać nie przyszła. Dlatego sama musiałam użerać się z własnym problemem udając, że wcale mnie to tak bardzo nie obchodzi. Jednak na prawdę ciężko zignorować miziające się przez tobą osoby, które jakby na złość chciały pokazać jak wiele teraz tracę. Nie musiały mi tego udowadniać — wiedziałam doskonale o tym sama.

Jednak ten dzień miał być inny niż zawsze. Każdy maleńki szczegół doprowadzał mnie do świadomości, że jednak może nie będzie aż tak źle. Nie musiałam sobie potem tłumaczyć, jak bardzo moja intuicja się pomyliła i zrobiła błazna.

W tamtej chwili czułam, że gorzej być nie może.

No i cóż.

Raczej nie mogło.

Nie wiedziałam co sobie myślałam w tamtym momencie, gdy szłam z kupionymi na wzór serduszka czekoladkami i jak gdyby nigdy nic podeszłam do jednego z tych popularnych i przystojnych chłopaków, który podobał mi się już od roku. Nie wiedziałam co mnie w nim pociągało — może fakt, że każda go chciała, a ja byłam tą, która chciała mieć go pierwsza. Byłam głupia myśląc, że wszystko potoczy się zgodnie z utworzonym przeze mnie scenariuszem w głowie. Wszystko było nie tak jak trzeba. Nie byłam pewna nawet co w tamtej chwili mówiłam, lecz dokładnie zapamiętałam śmiech, który ozdobił korytarz wokół mnie pozbawiając przez chwilę oddechu. Był tylko śmiech. Śmiech, który przebijał się przez bębenki w uszach i trafiał do mojego poranionego serca. Poczułam się jak śmieć. Brzydki wyrzucony śmieć. Moje serce krwawiło a ja ledwo powstrzymałam łzy, które cisnęły mi się spod powiek.

Na oślep rzuciłam czekoladkami roztrzaskując je na jego twarzy i odeszłam nie chcąc dłużej tam przebywać.

Nie rozpłakałam się. Nie dopóki nie wyszłam z terenu szkoły. Wtedy poczułam jak gorąc oblewa moją twarz a ja nie powstrzymałam się już i dałam upust łzą, które niemalże parowały na mojej twarzy pozostawiając po sobie jedynie suche smugowate ślady.

Ledwo widziałam przez mgłę, która zasłoniła mi oczy. Mrugałam zawzięcie próbując rozbić tą przeszkadzającą taflę.

Nic jednak nie pomogło, gdy łzy wręcz zakręcając koło przybierały tempa i pojawiały się na nowo. Ścierałam dłońmi każdą nową krople, tarłam policzki jakby paliły mnie żywcem.

𝑹𝑶𝑺𝑬 || Hanma Shuji ||𝑶𝑵𝑬-𝑺𝑯𝑶𝑻 ✓Where stories live. Discover now