Rozdział drugi
Beta: Aribeth :* wspaniała i niezastąpiona:)
Odkrycie
Drugi sierpnia
Harry uśmiechnął się, przypominając sobie ostatni list Toma. Cóż, wygląda na to, że eliksir Snape'a będzie gotowy już za parę dni, a sam zainteresowany niezmiernie się z tego cieszył. Nie, żeby Czarny Pan w ogóle się czymś ekscytował czy cieszył, jak to zwykł wmawiać wszystkim Tom, ale Harry wiedział lepiej...
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi sypialni. Harry w pośpiechu schował list do kufra i rzucił się, by je otworzyć. Od rana siedział jak na szpilkach w nadziei, że już dziś odbierze go Zakon. Niestety, gdy tylko uchylił drzwi, całkowicie się rozczarował, widząc postać po drugiej stronie.
- Ty!
***
Severus Snape miał zły dzień. Jego śniadanie było zimne, skaleczył się podczas krojenia korzenia mandragory, a na dodatek musiał siedzieć i słuchać jakiegoś głupiego przemówienia. Ale, to była tylko wisienka na torcie w porównaniu do tego, co miało zaraz nastąpić. Zdziadziały idiota, Albus Dumbledore rzecz jasna, zdecydował, że najlepszą osobą do zabrania bachora z Privet Drive będzie nie kto inny, jak on sam... Cholera!
Gdy tylko aportował się na końcu alei Privet Drive, uderzyła go myśl: Och, jak w ogóle można mieszkać w takim miejscu?
Jednak przywołując się do porządku, Mistrz Eliksirów podszedł do domu z numerem czwartym i zapukał do drzwi. Drzwi otworzył niewiarygodnie tłusty dzieciak, który, widząc Severusa, natychmiast zaczął krzyczeć: - Mamo! Tato! To jeden z tych dziwaków! – Już po chwili w progu ukazały się dwie sylwetki - równie obrzydliwie grubego mężczyzny oraz chudej kobiety o końskich rysach twarzy. Grubas, którego twarz przybrała odcień dziwnego fioletu, odezwał się jako pierwszy.
- Czego chcesz?
Severus zadrwił w myślach i spokojnie odpowiedział.
- Jestem tu, by odebrać Pottera. Zakładam, że gdzieś tu jest? - Mężczyzna spojrzał na niego uważnie i zmarszczył brwi.
- Jesteś tutaj, żeby zabrać tego dziwaka z naszego domu? Hm, w takim razie w porządku. Dudley, zaprowadź tego... pana na górę, do pokoju Pottera.
***
Harry poczuł rosnące rumieńce na twarzy, gdy tylko jego wzrok napotkał spojrzenie Mistrza Eliksirów. Tego samego Mistrza Eliksirów, którego "przyłapał" na szybkim numerku z Czarnym Panem zaledwie miesiąc wcześniej. W odpowiedzi Severus uniósł brew, zupełnie nie rozumiejąc, co spowodowało ten odcień czerwieni na policzkach chłopaka.
- Jesteś gotowy? Nie życzę sobie spędzać więcej czasu, niż to definitywnie konieczne w tym... miejscu zamieszkania, jak mniemam.
- Jeszcze chwilkę... - odpowiedział chłopak. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie w stronę drzwi, by chwilę później podnieść jedną z luźniejszych desek i wyciągnąć swoją różdżkę, album ze zdjęciami i pelerynę niewidkę. Pośpiesznie wrzucił przedmioty do kufra, a różdżkę schował do tylniej kieszeni spodni. Na końcu otworzył klatkę Hedwigi, pozwalając jej odlecieć.
- Już? – spytał Severus, a widząc skinienie głowy Harry'ego, wyciągnął swoją różdżkę i rzucił szybkie zaklęcie kurczące na kufer i klatkę. Następnie w szybkim tempie udał się na dół, nie czekając na Gryfona.
Stojąc już przed Grimmauld Place 12, Harry wyjęczał:
- Jak ja nienawidzę tych cholernych świstoklików! – Mistrz Eliksirów zignorował go całkowicie i wszedł szybkim krokiem do środka. Potter już w momencie, gdy przekroczył próg domu, wiedział, że był to błąd. Wszędzie, gdzie nie spojrzał, widział swojego ojca chrzestnego, a to zdecydowanie nie było coś, czego akurat teraz potrzebował. Zanim jednak mógł cokolwiek z tym zrobić, został dosłownie ściśnięty przez Rona i Hermionę, którzy wybiegli, by go przywitać.
CZYTASZ
Spisane... [karty]
FanfictionOpowiadanie nie należy do mn, tylko je udostępniam. Dopiski tłumaczki zostawiam. autor: Dysperdis link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/3400542/1/ gatunek: Romance/Angst długość: 14 status: zakończony zgoda na tłumaczenie: jest tłumaczenie...