– No nie! – krzyknął, biegnąc w stronę przedpokoju. Zdeterminowany włożył na stopy buty i wybiegł z domu, zapominając nawet o ubraniu czapki czy kurtki.

– Jak z dzieckiem… – wymamrotała blondynka, po czym westchnęła, prostując się. Zacisnęła zęby, kiedy poczuła nagły ból głowy. Zemdliło ją, więc oparła się o sofę, głęboko oddychając, a kiedy poczuła ciepłą ciecz lecącą z jej nosa, przymknęła na chwilę oczy. Piwnooka prędko udała się do łazienki. Ruby stanęła przy umywalce, pochylając głowę w dół, zaciskając przy tym skrzydełka nosa, a kiedy ciecz przestała w końcu lecieć przemyła twarz zimną wodą.

– Będzie dobrze – powiedziała do swojego odbicia w lustrze. W jej oczach pojawiły się łzy, lecz szybko je odgoniła, kręcąc głową.

Kiedy Ruby wyszła z pomieszczenia, w przedpokoju zastała Charliego z kotem na rękach. Czarnym kotem na rękach, który wcale nie powinien znaleźć się w ich domu.

Skąd on wytrzasnął tego kota?!

– Charlie… – zaczęła dziewczyna, marszcząc brwi.

– To nie moja wina! – odezwał się od razu. – Byłem na chwilę na dworze poszukać jemioły, a zamiast jej, to znalazłem jego… Zobacz, jak na mnie patrzy! Nie mogłem go nie wziąć – westchnął. Pogłaskał kota za uchem, a ten zamruczał. Co prawda kotek był bardzo uroczy, ale oboje wiedzieli, że nie mógł on zostać w ich domu.

– Wiesz, że Fado nie za bardzo dogaduje się z kotami – odparła.

– Wiem, dlatego poszukam dla niego domu. Dzisiaj jednak pozostanie u nas. Poza tym, jak na razie Fado spokojnie śpi, więc nic się nie stanie – odpowiedział, lekko się uśmiechając.

Piwnooka złapała się za głowę. I jak oni wytłumaczą to rodzicom?

– A jemioły jak nie było, tak nie ma – wymamrotała, spoglądając na chłopaka, który położył kota na ziemię. Zwierzak zaciekawiony zaczął wąchać wszystko wokół.

– Tylko go pilnuj – nakazała. Zmęczona już dzisiejszym dniem ponownie usiadła na sofie, włączając telewizor. – Daj mu coś do picia i jedzenia! – krzyknęła.

Po kilku minutach do domu wpadł mężczyzna. Zdyszany odłożył dwie wielkie reklamówki na ziemię.

– Co tam masz? – zapytała się dziewczyna. Była bardzo ciekawa, co ojciec kupił kobiecie.

– Dosłownie nic nie było! Ani perfum, kosmetyków czy nawet kubka… Więc wykupiłem wszystkie herbaty, jakie mieli. Pięćdziesiąt pudełek herbat… – odparł zdyszany. Wziął reklamówki do ręki i położył je koło choinki. Wysypał z nich na ziemię zawartość, a następnie odwinął papier do pakowania, który leżał nieopodal, próbując to wszystko spakować.

– Z kim ja żyję… – mamrotała Ruby, patrząc na poczynania swojego ojca. Wiedziała, że jej matka kocha herbaty, ale chyba nie, aż tak!

Mężczyźnie udało się zapakować wszystkie herbaty. Wielki prezent składający się z samych herbat umieścił pod choinką i zadowolony wstał, otrzepując kolana.

– Jestem genialny! – odezwał się sam do siebie.

– Widział ktoś kota?! – zapytał Charlie, biegając po pomieszczeniu.

– Jakiego kota? – ich ojciec zmarszczył brwi.

– Miałeś go pilnować! – odparła blondynka.

– Tylko na chwilę poszedłem do toalety!

Nagle cała trójka stanęła w miejscu, słysząc podjeżdżające pod dom auto.

– Elizabeth przyjechała! – odezwał się William.

Ruby pokręciła zrezygnowana głową.

– Lucky! – wołał Charlie.

– Boże! Nadałeś mu już imię? – krzyknęła Ruby.

– Przymknij się i pomóż mi go szukać! – młodszy zaglądał pod stół oraz szafki w poszukiwaniu zaginionego kota.

– O jakim kocie mowa? – mężczyzna założył ręce za piersi.

Drzwi w przedpokoju nagle się otworzyły, a William, Charlie i Ruby stanęli w miejscu, spoglądając na kobietę.

– No co? – zapytała.

Nikt nie zdążył odpowiedzieć na pytanie blondynki, ponieważ Fado nagle zerwał się na cztery łapy i pognał w stronę choinki. Przerażony Charlie próbował go złapać, ale nie udało mu się. Już po chwili choinka leżała na ziemi. Prezenty się pogniotły, kilka bombek się zbiło, lampki odłączyły się z prądu, a z choinki niespodziewanie wyskoczył… kot.

– Tu jesteś! – zawołał Charlie. Wziął kota na ręce z dala od psa, który zaczął na niego szczekać. Papier do pakowania, w które były zapakowane herbaty się rozerwał, dlatego też kilka pudełek wystawało spod choinki.

– Williamie, czy ty… – kobieta poczerwieniała ze złości, spoglądając na pudełka od herbaty.

Zanim jednak blondynka skończyła mówić, w domu zabrzmiał donośny alarm przeciwpożarowy i zapach spalenizny.

– Pierniczki! Zapomniałam ustawić stoper! – krzyknęła nagle Ruby, gnając do kuchni. Prędko wyciągnęła blachę z piekarnika, z którego ulatniał się czarny dym, a kiedy wyłożyła ją na blat, cicho parsknęła śmiechem. To nie były pierniczki, a istny  węgiel. Wszyscy momentalnie zatkali nosy. W całym domu śmierdziało spalenizną, a alarm przeciwpożarowy wciąż dudnił im w uszach. Kiedy czujnik skończył wydawać irytujący dźwięk, Charlie, Ruby i William głupio się uśmiechnęli.

– Wesołych świąt! – krzyknęli chórem, starając się udobruchać kobietę, która poczerwieniała ze złości prawdopodobnie do granic swych możliwości.

– Ja wam zaraz dam wesołych świąt! – fuknęła, rzucając torebkę na szafkę.

I może nie były to idealne święta, ale liczyło się to, że spędzili je wspólnie, popijając herbatę i śmiejąc się z kota, który właził cały czas na choinkę. A pierniczki… cóż, następnym razem może się udadzą.

Bo w święta liczy się wspólnie spędzony czas i miła atmosfera...

Cześć, jestem Ruby i umieramOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz