Chapter 1. The Beginning Of The Tragedy.

15 0 0
                                    

Cisza.

Od czterech latach, towarzyszy jej cisza. Ona już się do niej nie odezwie. Nie zobaczy jej rano pijącej kawę, czy śmiejącej się. Nie zobaczy jej w towarzystwie Ophelii. Już nigdy.

Stała w miejscu, gdzie sprzed czterech laty spłonął budynek. To tam rozegrał się największy koszmar. Dla niej, dla Tamary, dla Teneru. Stres wtedy towarzyszył im nieustannie. Mimo wszystko, udało im się przeżyć, przezwyciężyć to zło. Tej trójce, lecz nie wszystkim. Na własne oczy widziała, jak ciało Rosjanki, Espinosy... Jej matki palą się żywym ogniem. Na własne uszy słyszała nieprzyjemny odgłos skwierczenia ciał.

Najgorszy czas już minął.

Stała teraz na górce, gdzie to wszystko się rozegrało. Dzielnie powstrzymywała emocje patrząc na pokrytą trawą grudkę ziemi. To tam pochowała swoją matkę po kilku dniach od tragedii. Nie chciała rozgłosu na temat jej matki, nie potrafiłaby spojrzeć ludziom w oczy.

Przyjemnie ciepłe promienie słońca ogrzewały jej policzki, które były zaróżowione od zimna porannego mrozu. Dłonie miała schowane w czarnym żakiecie. Uniosła wzrok ponad grób patrząc na miasto. Piękny widok.

Gdy Maggie już nie ma, jej pustkę zastępuje Tamara i Teneru, Phantom. Bree westchnęła cicho i wyszeptała.

- Ostatnio Richard wykrył nowe podgatunki. Magna Vindicta. Wyglądają jak węże z kolcami jeżozwierza. Ciekawie poznawać inaczej świat mamo... Ale... - Urwała na chwilę. Owszem, świat się zmienił, ale na jaki? Dodała po chwili. – Mamo jest źle... Nie radzę sobie... Tamara i Teneru są dla mnie wszystkim, ale... Potrzebuję twojej pomocy... - Przełknęła ślinę, gdy poczuła jak jej wzrok staje się zamazany od łez. – Zmieniając temat... Phantom troszkę urósł, ledwo mieści się w drzwiach, polubiłabyś go.

Ucichła i popatrzyła przed siebie. Już zbyt długo tu jest.

- Muszę jeszcze zajrzeć do Tamary... Do zobaczenia mamo w przyszłym tygodniu. – Uśmiechnęła się delikatnie. Spokojnym krokiem odeszła.

Idąc w stronę domu Reine, rozmyślała nad tym, jak bardzo czarne chmury zwisają nad nią i jej przyjaciółmi. Od kiedy powstali Ostatni, Phantom, Arashi i Niori nie są bezpieczni. Starają się ukrywać swoje Cacecus.

Będąc już w mieście, skręciła w odpowiednią ulicę i podeszła do drzwi domu Tamary. Zapukała kilka razy i stanęła w miejscu wyczekując aż ktoś jej otworzy. Po niedługiej chwili, za drzwiami usłyszała ciche szuranie, potem otwieranie zamka w drzwiach. Drzwi uchyliły się, a za nimi O'Sullivan ujrzała niebieską czuprynę.

- Bree! Cześć, chodź! – Mówiąc to, Tamara szerzej otworzyła drzwi. Korzystając z tego, Bree czmychnęła do wnętrza budynku. – Co tam? Skąd przyszłaś?

- Byłam u mamy... Musiałam się troszkę wyżalić. – Nerwowo zachichotała i podążyła za Reine do salonu. – Znowu była tu grupa. Złapali Magmowce.

- Nigdy nie lubiłam tych Caecus. Są okropne.

- Nie przesadzaj. Są gorsze. Twoi rodzice znowu na zakupach?

- Tak, cały czas kupują Sushi dla Niori.

Podążając za Tamarą, Bree i Reine weszły do dużego pomieszczenia z basenem zamontowanym na środku pomieszczenia. Z basenu wyskoczyła duża meduza. Błyskawicznie wokół niej utworzył się bąbel. Meduza wylądowała w ramionach Bree.

Zielonooka zachichotała i przejechała dłonią, po niebieskiej aurze.

- Cześć Niori.

- Jak tam u Phantoma tak w ogóle?

- Dobrze, wciąż musi się ukrywać jak Niori, czy też Arashi... Tamara? Musimy porozmawiać. – Bree poważnie spojrzała na przyjaciółkę. Ta z kolei znacząco wywróciła oczami i westchnęła męczennie.

- Znowu o Ostatnich? – Tamara zabrała z rąk Bree Bąbel i usiadła na podłodze, głaszcząc go spokojnie.

- Nie, nie o nich... Chciałam porozmawiać o ostatnim badaniu naszych Caecus, pamiętasz? – Bree uniosła brew i przykucnęła naprzeciw przyjaciółki.

Reine popatrzyła na nią marszcząc brwi. Musiała sięgnąć pamięcią dwa tygodnie wstecz. Cóż wtedy się działo?

- A czekaj, czekaj! Mam! Mówisz o tym, kiedy meduziak zniszczył stół, a Phantom i Arashi wdali się w bójkę? –Tamara uniosła brew. O tak, to był jeden z bardziej feralnych dni. W odpowiedź, zielonooka pokręciła głową i odpowiedziała szybko.

- Dokładnie! Tylko nie o to mi chodzi. Pamiętasz jak Richard powiedział, że w ciałach Caecus wykrył dziwny gen, który co kilka godzin mutuje do pewnego momentu? A później pozostaje w ostatniej formie. – Energicznie gestykulując O'Sullivan doszukiwała się jakiejś zmiany, w minie Reine. Ta wyglądała jakby się zastanawiała nad słowami przyjaciółki.

- A tak, pamiętam.

- Co to może oznaczać?

- Może jakieś moce? – Niebieskowłosa zażartowała i wrzuciła Bąbel do wody. Wstała na równe nogi i otrzepała ubranie z niewidzialnego kurzu.

- Może, przy następnym badaniu, musimy o tym wspomnieć Welbergowi. Póki co, ja muszę iść. Trzymaj się kochana. – Na pożegnanie dziewczyny przytuliły się. – Uważaj na siebie, niedługo wpadnę na dłużej. – Z tymi słowami opuściła dom Tamary, a sama skierowała się do własnego, nowego domu.

Po tym jak ten został zniszczony, zaczęła pracować, przy okazji pomieszkując trochę u Tamary i trochę u Teneru. Po ciężkiej pracy udało jej się zebrać wystarczającą ilość pieniędzy, aby wynająć dom.

Po kilku, dłużących się jej minutach, dotarła do celu. Stanęła przy drzwiach i złapała za klamkę, lecz nie pociągnęła. Bała się tego, co ujrzy w środku. Jak duże zniszczenia spowodowane, przez Phantoma? Młody Tenebris teraz jest bardzo rozhulany, gryzie wszystko i niszczy wszystko.

Bree nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Korytarz wyglądał schludnie i czysto. Podreptała dalej. Kuchnia również była czysta. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się. Coś tu nie gra.

- Phantom? – Mruknęła zerkając w stronę salonu. W chwili ciszy nagle usłyszała głośne uderzenia. Jej twarz w mgnieniu oka zbladła. Z salonu wybiegł duży stwór o ametystowych piórach, za nim natomiast ciągła się peleryna zniszczeń. Zdenerwowało to dziewczynę. Jak tak dalej pójdzie, dziewczyna znów będzie musiała się przeprowadzić, lub pomieszkiwać u Tamary, bądź Teneru.

- Phantom stój! – Krzyknęła, co skutkiem było zatrzymanie się z poślizgiem sześcionoga. Tenebris położył po sobie pióra i mruknął cicho. – Coś ty znowu narobił! Ty fioletowy robalu! Jeszcze raz coś zrobisz, a na nas zostaną skazani Reine i Hatano! – Potwór w odpowiedzi smutno zamruczał i położył się u nóg Bree, liżąc jej buty w geście przeprosin. Bree wywróciła oczami i zachichotała.

- No dobrze, nie mogę się na ciebie długo gniewać. Mój ty mały sześcionogi gigancie. – O'Sullivan przykucnęła i zaczęła drapać Caecus. Phantom obrócił się na plecy i zaczął podgryzać dłoń Bree.

- O ty mały! I ty mnie gryziesz? – Dziewczyna usiadła na ziemi, przy okazji przestając głaskać Tenebris. – Nie wiem jak to będzie... Nie wiem jak to będzie z nami... Ale damy radę... Prawda?

Black Streak - Over the Chasm. [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz