VI: 30 marca 1998

Začít od začátku
                                    

— Twoje przeziębienie to ostatnia rzecz, której byśmy chcieli — Harry zerwał się do pozycji siedzącej, jednak zamiast zobaczyć właściciela zachrypniętego głosu, jego pole widzenia zostało zasłonięte przez bluzę, która wylądowała na jego głowie.

Ściągając bluzę, zauważył blond czuprynę i nie ukrywał swojego zdziwienia. Założył rzuconą mu przed chwilą ubranie, po czym odwrócił się w kierunku chłopaka, który właśnie siadał obok.

— Długo tu siedzisz? — zapytał Malfoy, po czym odchrząknął w celu pozbycia się chrypy, którą miał po każdym przebudzeniu. Harry nie mógł wyczytać nic z jego głosu, a tym bardziej mimiki twarzy.

— Straciłem poczucie czasu — wzruszył ramionami, po czym powrócił do swojej wcześniejszej pozycji.

Malfoy zerknął na niego, a następnie zrobił to samo. Między nimi nastała cisza, chociaż jak by się mogła wydawać, wcale nie była niezręczna albo złowroga. Tamten moment był jakby musieli pobyć chwilę ze sobą i przyzwyczaić się do obecności tego drugiego. Pogodzić się z sytuacją, w której się znajdują i znaleźć wspólny język po tych kilku latach.

Harry miał ochotę prychnąć. To wszystko wydawało się absurdalne, ale mimo to znajdował się właśnie z Malfoy'em pod czystym niebem, leżąc na niewielkiej polanie, oświetlanej tylko przez światło księżyca.

— Wiesz Snape... — zaczął Malfoy, po czym przełknął ślinę, jakby to miało mu dodać otuchy. — Wydaje mi się, że nie ma sensu, abyśmy, no wiesz... dalej byli wrogami.

Harry milczał, czekając czy chłopak chce dodać coś więcej.

— Chodzi tu głównie o zadanie, które mamy wykonać — wytłumaczył cicho, jednak chłopak słyszał go wyraźnie. — Jeśli chcesz, możemy się pogodzić — podniósł się, spoglądając na czarnowłosego. Wyciągnął do niego dłoń, chociaż jego twarz nic nie zdradzała. Wydawała się poważna, jak każdego dnia, chociaż mógłby przysiąc, że coś było inaczej.

Przez chwilę gapił się to na blondyna, to na jego dłoń, nie mogąc uwierzyć, że Draco Malfoy we własnej osobie, podaje mu rękę na zgodę.

Kiedy w końcu zmusił się do poruszenia, złapał jego dłoń, uśmiechając się delikatnie. I chociaż szarooki dosyć szybko powrócił do oglądania nieba, mógłby sobie rękę uciąć, że widział, jak jego kąciki ust drgnęły w odwzajemnionym geście.

Ponownie zamilkli, chociaż myśli okularnika już w ogóle nie skupiała się na gwiazdach, tylko na osobie leżącej obok niego. Przed oczami ponownie znalazła się zakrwawiona sylwetka chłopaka, leżąca na mokrej podłodze. Zamknął oczy, jakby to miało pomóc, chociaż nic to nie dało.

— Malfoy ja... — zaczął, zanim w ogóle zdążył to przemyśleć. Słowa wyleciały z jego ust szybciej niż zaklęcie z różdżki Rookwooda i mimo jakby powiedział, że blondyn ma zapomnieć, nie czułby się dobrze. W końcu dostał szansę, aby zrobić to, co chciał zrobić już wcześniej i nie mógł odpuścić.

— Ja chciałem przeprosić.

Ślizgon zmarszczył brwi. Mógłby się spodziewać po czarnowłosym wielu rzeczy, ale nie przeprosin.

— Wtedy w tej łazience, ja... nie wiem co we mnie wstąpiło. Chyba tak zażarcie się kłóciliśmy, że rzuciłem zaklęcie, nie znając jego skutków. Naprawdę nie chciałem tego zrobić i możesz wierzyć lub nie, ale żałuję — zamilkł, chociaż pod koniec jego głos z każdym słowem cicho. Czekał na jakąkolwiek reakcję.

— Minęło dużo czasu Snape. Zdążyłem się z tym pogodzić — mruknął. Powiedziałby, że zdążył już o tym zapomnieć, chociaż nie wiedział czy miałoby to jakiś sens. Widząc codziennie blizny w lustrze, nie dało się o tym zapomnieć. — Nie myślałem, że kiedykolwiek poruszę ten temat jeszcze raz, tym bardziej z tobą, ale... — co mu szkodziło? Skoro tak naprawdę zaakceptował wszystko co wydarzyło się na szóstym roku, dobrze wiedząc, że nie może już tego zmienić, nie było sensu, aby był do chłopaka wrogo nastawiony po tym, zwłaszcza skoro zaledwie kilka minut temu zawarli pokój. — Ale przeprosiny przyjęte.

Słyszał jak Snape odetchnął z ulgą i nie wiedział czemu, ale również poczuł wewnętrzny spokój. Miał wrażenie, że wyjdzie im to obu na dobre.

I może Harry nadal się zastanawiał, czemu Malfoy wykonał pierwszy krok do ich pogodzenia się, uświadomił sobie, że tego potrzebowali. W takiej sytuacji, współpraca na pewno okaże się łatwiejsza, a skutki może i bardziej owocne.

— Robi się zimno, a jutro czeka nas kolejny dzień. Chodź — powiedział Draco, chociaż w jego głosie nie było żadnych emocji. Harry nie spodziewał się niczego innego.

Wstał i ruszył za chłopakiem do namiotu, a gdy zasypiał, na twarzy nadal miał cień uśmiechu.

























drarry nam się kręci kochani XDD

a huge riddle // drarry ✔︎Kde žijí příběhy. Začni objevovat