Powrót do punktu wyjścia

880 21 120
                                    

Wakacje powoli dobiegały końca. Od wydarzeń wokół pokazu kolekcji dla dzieci minęły trzy miesiące, a w domu przy Różanej 5 świat znów wywrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. A może wrócił do poprzedniego ładu?

Trzy miesiące – dla jednych długo, dla innych zbyt szybko, a dla nich? Dla dzieci zbyt długo, gdy musiały jeszcze ponad dwa miesiące czekać na ponowną przeprowadzkę ojca do ich domu. Ale dla Uli i Marka czas gnał jak oszalały. Każdego dnia stawali sobie coraz bliżsi. Każdego kolejnego dnia na nowo budowali to co, z perspektywy czasu, zbyt łatwo porzucili. Przeprowadzili dziesiątki jak nie setki rozmów. Zarówno tych tylko we dwoje, intymnych i szczerych o swoim uczuciu, potrzebach i wizji na przyszłość, ale i rozmów przy wspólnych posiłkach, zabawach czy spacerach z dziećmi. Rodzinnych rozmów w piątkę, pełnych śmiechu i radości, których od dawna brakowało w tym domu. Dom, który znów stał się domem o którym Ula pisała w swym pamiętniku dwanaście lat temu gdy, jeszcze z narzeczonym, kupowali posiadłość przy Różanej. Szczęśliwy w dom, w którym jedyne łzy na jakie jest zgoda to łzy wywołane śmiechem.

- Kochani – wołała Ula wchodząc schodami na piętro, udając się do pokoju dzieci. - Kola... - zaczęła wesoło jednak widząc umazaną farbami plakatowymi całą czwórkę, która otworzyła pracownię malarską na podłodze, szybko zrzedła jej mina. - Ciekawa jestem kto was doszoruje po tych farbach, co?

- Mama! - zawołał Antoś biegnąc do niej z wyciągniętymi rączkami przy których każdy paluszek był umazany innym kolorem farby.

- Ejejej! Mały – Marek szybkim ruchem chwycił ramieniem biegnącego syna przygarniając go do siebie. - Może lepiej nie mów tego głośno, bo z kolacji będą nici.

- Dopóki nie doprowadzicie pokoju i samych siebie do czystości to z kolacji nici.

- Oj no mamo – westchnęły starszaki ze spuszczoną głową.

- No mamo – powtórzył za nimi Marek. - Może najpierw jednak kolacja, nabierzemy siły a potem tutaj posprzątamy. Wiesz, szkoda żeby te tosty wystygły i twoja praca poszła na marne.

- Ty mnie tu nie czaruj tylko zabieraj Antośka do łazienki i go kąp póki farba na nim nie zaschła, a wy sprzątacie – wskazała ruchem głowy na wciąż siedzącą po turecku na podłodze dwójkę starszych dzieci. - Obrazki na biurko, gazety do kosza, a te pędzle wstawcie do słoika z wodą, umyjecie po kolacji.

- Dobra dzieciaki, zbieramy to, bo serio kolacji dziś nie dostaniemy. A my takie piękne obrazki dla ciebie rysowaliśmy.

- I przy okazji siebie pomalowaliście – pokręciła z dezaprobatą głowa przyglądając się odłożonym na blat biurka kartkom. - A obrazki powiesimy w kuchni na lodówce jak wyschną.

- Mój też – spytał z nadzieją Marek trzymając na rękach najmłodszego synka, który z rozbawieniem głaskał ojca kolorowymi dłońmi po policzkach.

- Twój też – odparła z uśmiechem spoglądając na partnera. - Na drzwiczkach od zamrażarki.

- Ej! Ja się tak starałem przecież, a ty chcesz je tak nisko powiesić, żeby nikt go nie zobaczył? Osz ty niedobra.

Złapał rączkę Antosia i cofając się z progu pokoju szybko odwrócił się do stojącej za nim Uli i odbił dłoń malca na jej policzku.

- Nie zadzieraj bo dostaniesz tosty z rukolą!

- Ale my nie mamy rukoli przecież – stwierdziła rezolutnie Julka.

- No widzisz, nici z twojej kary.

- Sam ją sobie chyba już zadałeś – stwierdziła przyglądając się Antosiowi, który próbował wymigać się od kąpieli wycierając się w ojca. - Namocz od razu tą koszulę w umywalce, tylko wlej trochę płynu. I tą bluzkę Antka też wrzuć.

Wróćmy tam gdzie byliśmy szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz