96

100 5 0
                                    

Minęło pięć lat wypełnionych planowaniem rebelii. Każdy trybut był przez nas oceniany pod względem siły, umiejętności i charyzmy, ale niestety żaden nie pasował do roli rebelianta. Nasz plan stał w miejscu.

Jednakże nie nasze życie. W trzecią rocznicę mojego ślubu z Hylerem na świat przyszła nasza córeczka, Juliette Alison. Przez pierwsze pół roku nie widzieliśmy świata poza nią. Ona i Noah byli wszystkim, na czym nam zależało.

Mimo upływu czasu Raun wciąż nie znalazł sobie żony. Przeżywał ulotne miłostki, ale nie było to nic trwałego. Często przebywał w naszej rezydencji, by nie czuć się samotnym wśród ciszy jego apartamentu i milczenia służby. Lubiłam patrzeć jak ożywa, gdy bawi się z moimi dziećmi. Wiedziałam, że nadal coś do mnie czuje, ale ja z całych sił starałam się odgradzać się od niego ścianą, nie dając mu żadnej nadziei.

Przyszedł czas Dożynek 74 Głodowych Igrzysk. Od rana czułam, że coś się święci. Coś złego, jak zapowiedź burzy, wisiało nad moją głową. Zaraz po śniadaniu, zostawiłam dzieci z Raunem i poszłam do gabinetu Hylera. Jak zwykle siedział przy biurku i coś tam skrobał.

- Chciałeś pogadać, więc jestem.

- Dziś Dożynki. Myślę, że powinniśmy jechać na nie do Dwunastki. - Podniósł wzrok znad papierów.

- Dlaczego akurat w tym roku?

- Rok jak każdy inny, ale czuje, że coś będzie inaczej. Ojciec zgodził się, żebyśmy pojechali. - Oparł się i założył ręce - Spotkasz się z rodzicami. Skoro się zgodził, nie powinniśmy zwlekać z wyjazdem.

- A jeśli wie? Może zrobił to tylko po to, żeby zdemaskować plan. Sześć lat przygotowań i to może się spalić. - Usiadłam na brzegu biurka.

- Nie wie. Jestem tego pewien w stu procentach.

- Wyjeżdżamy za pół godziny.

- Dobra. Przebiorę się i odeślę dzieciaki do Rauna. Zostają w Kapitolu. To jednak Dożynki. Im później nasze dzieci poznają ich ideę, tym lepiej. Coś jeszcze, kochanie?

- Nie. Idź się ubrać i spakować dzieciaki. - Westchnął ciężko i znów pochylił się nad papierami.

- Czy jest coś, o czym mi nie mówisz? - zapytałam, siadając na fotelu naprzeciwko niego.

- Mam złe przeczucie. Ten rok będzie inny, ale nie wiem co się zmieni.

- Mam nadzieję, że nasze złe przeczucia się nie spełnią. Idę. Mam jeszcze kilka spraw na głowie.

Nie wierzyłam w czystość intencji starego Snowa. Może i byłam częścią rodziny od 7 lat, ale wciąż miałam mieszane uczucia co do teścia. Niestety nie mogłam zweryfikować moich przeczuć. Nie bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń.

Poszłam do garderoby po torbę, do której spakowałam ubrania na zmianę dla dzieci i kilka zabawek. Potem w kuchni spakowałam kilka musów owocowych i pudełko ciastek. Dorzuciłam też kukurydziane chrupki i owocowe soczki.

Wręczyłam torbę Raunowi i wzięłam dzieciaki do pokoju, żeby ich przebrać. Po kilku minutach wróciłam do salonu.

- Żadnych słodyczy przed obiadem...

- Tak, wiem, wiem. - Raun przewrócił oczami. Znał moje zakazy i nakazy dla dzieci na pamięć, ale wiedziałam, że i tak nie będzie się ich trzymał. Taki już był Raunulus Miles. - O której wrócicie?

- Wieczorem. Odbierzemy dzieci, gdy tylko wrócimy.

- Wasz wyjazd na Dożynki ma związek z... Sama wiesz czym.

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now