**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚1˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*

332 16 0
                                    


Pov: Geralt

       Podróżowałem wraz ze swoją wierną przyjaciółką Płotką, zwalczając potwory, które próbowały na każdy możliwy sposób uniemożliwić moją dalszą podróż do Oxenfurtu. Moją misją, a raczej planem, było zabić Tajęże, która terroryzowała miasto, oczywiście, jeżeliby wierzyć plotkom. Ostatnimi czasy, nie miałem ochoty na chodzenie w głąb lasów dobrowolnie. Zabijałem te stwory tylko dla zamówienia, aby dostać pieniądze i móc ruszyć dalej.
Tydzień temu, kiedy spotkałem się z Yennefer, obwieściła mi plan jednego z królów. A mianowicie, chciał znaleźć pewną książkę, zawierającą wiedzę o najciemniejszej magii całego kontynentu. Nie wiedziałem po co, ani w jaki sposób ta bezużyteczna sklejka kartek miałaby coś zmienić. Szczerze? Nawet mnie to nie obchodziło. Moją pracą było zabijanie potworów, które zagrażały ludziom.

Podczas mojej drogi do Oxenfurtu, widziałem mnóstwo wiosek, które miały porozwieszane ogłoszenia. Nie poświęcając im więcej uwagi, marzyłem o chłodnym kuflu dobrego piwa. Miałem zamiar dzisiejszą noc spędzić w lesie, pomiędzy drzewami. Nie chciałem marnować swoich pieniędzy, na nocleg w jednej z karczm. To już nie te czasy, gdy podróżowałem z bardem. Wymuszał on wtedy choć jedną noc w tygodniu, której nie spędzilibyśmy pod gołym niebem. Za każdym razem oczekiwał miejsca,  gdzie można by było zjeść normalny, ciepły posiłek i umyć się. Czasem, gdy samotność mnie przytłacza, a cisza szumi w uszach, żałuję, że go wtedy zostawiłem. Pomimo, iż często mnie irytował, był w niektórych momentach również przydatny. Kiedy byłem zbyt leniwy na kąpiel, (czyli zawsze), to właśnie on bawił się moimi włosami, równocześnie zachwycając się ich kolorem i długością. Nie wiem, dlaczego je tak bardzo wielbił, ale sam fakt, że się o nie troszczył więcej niż ja, był ciekawy.

Gdy nareszcie dojechałem do wioski, przywiązałem swojego konia i wszedłem do gospody, zamawiając piwo. Jak zawsze siedziałem przy ostatnim stoliku, gdzie prawie nikt nie zaglądał. Nie potrzebowałem obserwatorów.

— Podobno nie zlituje się nad nikim! Mówią, że zabił trzydziestu żołnierzy sam, bez odniesienia żadnych poważniejszych obrażeń! —
Słyszałem rozmowy przy stoliku, który stał niedaleko mnie. Nie miałem pojęcia o czym, albo o kim rozmawiają, jednak zaintrygowany nasłuchiwałem dalej. Ten ktoś musiał być naprawdę niezły, skoro udało mu się zabić tylu mężczyzn. Chwilę jeszcze słuchałem rozmów wieśniaków, jednak, gdy już dopiłem swoje piwo, opuściłem gospodę.

— Mam nadzieję, że nie zanudziłaś się podczas mojej nieobecności. —
Powiedziałem do swojego konia, odwiązując wcześniej zawiązaną wokół płotu pętlę. Jednak nie było dane mi w spokoju odjechać.

— Wiedźminie! Stój! —

Krzyk kobiety zabrzmiał mi w uszach. Mogła mieć około trzydziestu lat. Włosy miała brązowe i lekko kręcone. Jej oczy wręcz błagały o pomoc. Widziałem w nich przerażenie, jednak nie byłem pewien, co owa kobieta może ode mnie chcieć.

— Proszę, pomóż mi! Mój mąż Radosz został porwany! —
Przybiegła do mnie ze złączonymi dłońmi. Czy ją wyglądałem na kogoś, kto by się zajmował szukaniem ludzi?

— Jestem Wiedźminem, a nie detektywem. —
Powiedziałem niezainteresowany. Chciałem wskoczyć na Płotkę i odjechać jak najdalej stąd, jednak kobieta nie odpuszczała.

— Mam w domu czwórkę dzieci, które pytają kiedy wróci ich ukochany ojciec, a ja muszę je okłamywać! Zlituj się nade mną, wiedźminie! Dam ci wszystko, tylko proszę, znajdź mojego ukochanego! —
Była na skraju płaczu. Naprawdę jej zależało na swoim mężu. Wiedziałem, że nie mogę tego tak zostawić. Moje serce zwyczajnie mi na to nie pozwalało.

Błąd przeszłości ( Geralt x Jaskier ) Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα