93

74 4 0
                                    

Rano dość wcześnie obudził mnie Noah. Zaczynał przesypiać całe noce, ale budził się bardzo wcześnie, mam tu na myśli godzinę 6-7. Wzięłam syna na ręce i poszłam do kuchni zrobić mu mleko. Nakarmiłam go i przewinęłam, a później wróciłam z nim do łóżka. Posadziłam małego między mnie a Hylera i okryłam się cieplutką kołderką.

Jakieś 4 godziny później, bo o 10, obudził się Hyler i od razu zaczął bawić się z małym. Uwielbiam patrzeć jak oni we dwóch się wygłupiają. Hyler robił głupie miny, a Noah śmiał się uroczo, jak to dziecko.

Lubiłam też takie poranki. Gdy można było dłużej poleżeć w łóżku. Popatrzeć jak syn i mąż rozbawiają się nawzajem. Zapomnieć kim się jest i móc udawać, że nie ma żadnych problemów ani zmartwień.

Niestety, takie poranki nigdy nie trwają długo i tak też było tym razem.

Równo 10:30 przyszedł Lead z sukienką oraz awoks z jakimś pisemkiem do Hylera. Mój mąż, gdy tylko je zobaczył, zmarszczył brwi i zaczął czytać. Z każdym poruszeniem się jego oczu, jego twarz rozświetlał coraz szerszy uśmiech.

- Zgodził się. - Powiedział w końcu. - Mój ojciec zgodził się, żebyśmy pojechali do Dwunastki.

- Jest jakieś „ale"? - zapytałam, biorąc Noah na ręce z zamierzeniem zmienienia mu pieluchy.

- Chyba nie. Wymienił nas oboje, więc Ty też możesz jechać, bez żadnych jego zastrzeżeń.

- Skoro tak, to się trochę pospieszmy. Uroczystości mają być o 14, a przecież trzeba się ubrać i dotrzeć do Dwunastki. Mamy trzy i pół godziny na wszystko.

- Nie martw się, zdążymy. Mamy czas. - Powiedział i wstał z łóżka.

Przewróciłam oczami i zajęłam się synem. Przewinęłam go i zabrałam do kuchni. Posadziłam do w foteliku i zrobiłam mu mleko i kaszkę. Później zabrałam się za zrobienie kanapek i herbaty dla mnie i męża. Chwilę później Hyler wszedł do kuchni, przeczesując włosy palcami. Usiadł przy stole i zaczął karmić Noah kaszką. Położyłam na stole talerz z kanapkami i kubki z herbatą.

Kilkanaście minut później skończyliśmy śniadanie i poszliśmy się przebrać. Dochodziła 13 nim zdążyłam ogarnąć siebie i Noah, bo oczywiście Hyler był gotów w 15 minut. O równej trzynastej wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko.

Do Dwunastki dotarliśmy za piętnaście druga. Wysiedliśmy z poduszkowca i wojskowym samochodem zostaliśmy zawiezieni do Pałacu Sprawiedliwości. Czułam się dziwnie przekraczając próg tego miejsca. W końcu to tu żegnałam się z rodziną przed igrzyskami.

W środku było już pełno ludzi: urzędnicy, rodzina burmistrza i rodziny górników. Wraz z Hylerem usiedliśmy w pierwszym rzędzie między urzędnikami a rodziną burmistrza. Obok mojego krzesła postawiłam wózek z Noah. Dałam synkowi niehałasującą zabawkę i odwróciłam wózek w moją stronę. Wolałam, żeby patrzył na mnie niżeli na ludzi, którzy widzą w nim tylko przyszłego tyrana.

Rozpoczęły się uroczystości. Burmistrz podziękował wszystkim za przybycie i oficjalnie przywitał mnie i Hylera. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Oczy każdego zwrócone były na mnie i męża. Potem burmistrz zaczął przemawiać do zgromadzonych jak wiele Panem zawdzięcza pracy górników.

To była farsa. Szopka wyższych klas dla niższych. Każdy obecny w Pałacu Sprawiedliwości to wiedział, ale nikt nie mógł nic zrobić. Wszędzie roiło się od Strażników Pokoju, gotowych w każdej chwili pojmać każdego, kto przejawi chęć wszczęcia buntu.

Kolejnym punktem programu było odznaczenie rodzin poległych górników złotymi medalami. Wśród tłumu ludzi ze Złożyska udało mi się dostrzec Everdeenów. Clara nie przypominała siebie, miała zapadnięte policzki i nieobecny wzrok. Do niej tuliły się dwie jej córki - Katniss i Primrose. Było mi ich żal zostały same, bez ojca. Nie wyobrażam sobie stracić Hylera.

Ścisnęłam dłoń męża i zaczęłam gładzić jej wierzch. Hyler spojrzał na mnie, a potem zaczął robić to samo.

Kilkadziesiąt minut później uroczystości dobiegły końca. Chciałam zobaczyć się z Clarą na osobności, ale zaczepił mnie dowódca Strażników Pokoju, proponując, że będzie chronić mnie i męża, gdy będziemy wracać do poduszkowca. Na szczęście Hyler pojawił się obok mnie i grzecznie odmówił.

Przez to zamieszanie nie znalazłam Clary, a nie chciałam iść do nich do domu. Ostatnie czego potrzebują to odwiedziny dawno niewidzianej podopiecznej Edwarda.

Wyszliśmy z Pałacu Sprawiedliwości i skierowaliśmy się w stronę rynku. Wózek został odstawiony przez awoksów do poduszkowca, gdyż przez śnieg nie dało się przejechać.

- Żona mówi, że znajdziemy tu najlepsze bułeczki z kremem w całym Panem. - Powiedział Hyler, wchodząc do piekarni rodziców.

- Hyler? Co ty tu robisz? - Tata stojący za ladą był w kompletnym szoku.

- Cześć, tato. - powiedziałam, również wchodząc do piekarni.

- Jeanine? - tata pokonał dzielący nas dystans i zamknął mnie w uścisku silnych ramion. - Myślałem, że już nigdy Cię nie zobaczę.

- Wiem, tato.

- Caleb, co tu się dzieje? - w drzwiach prowadzących na zaplecze pojawiła się mama.

- Hej mamo. - Puściłam tatę i nie zważając na jej pokryty mąką fartuch, objęłam ją tak mocna, jak tylko byłam w stanie.

- Jean, co Ty tutaj robisz?

- Przyjechaliśmy na uroczystości i postanowiliśmy was po drodze odwiedzić. Chcielibyśmy kogoś wam przedstawić.

Noah zagaworzył jakby wiedział, że o nim mówimy.

- No cześć, Noah - mama podała małemu rękę, którą ten od razu chwycił. - Ale ty już duży jesteś. Ile to on już ma? - zapytała, biorąc Noah od Hylera.

- Sześć miesięcy. A Hyler już nudzi mnie o kolejne.

- Macie jeszcze czas, nacieszcie się Noah, póki mały, bo dzieci szybko dorastają. - Powiedział tata. - Wystarczy popatrzeć na Jean. Nie tak dawno pamiętam ją śmigającą po podłodze w piekarni, a już sama ma dziecko.

- Tato!

- Kotek, wiem, że psuję atmosferę, ale musimy się zbierać. Pilot poduszkowca napisał, że ojciec do niego dzwonił i pytał, czy już lecimy, a ten idiota powiedział, że tak. Przykro mi Mar, ale musimy iść. - Pokiwałam głową.

- Tato, zapakujesz nam bułeczek? Po 3 z każdego rodzaju?

- Już biegnę, słońce.

Kilka minut później tata wręczył mi obszerną torbę pełną bułeczek, a w zamian Hyler wręczył mu plik pieniędzy. Początkowo tata nie chciał się zgodzić na taką ilość gotówki, ale z racji, że musieliśmy się zbierać, był zmuszony odpuścić. Pożegnaliśmy się z moimi rodzicami i wróciliśmy do poduszkowca.

Podróż do Kapitolu strasznie się dłużyła. Było mi smutno, że znów opuściłam rodzinne strony, że znów musiałam ich zostawić. Cieszyłam się, że nie spotkałam Peety. Nie umiałabym go po raz kolejny opuścić.


_______________________

Dobra, udało się. Skończyłam ten rozdział. Nie jestem zachwycona, ale cóż poradzę.

Cieszę się, że jesteście, pozdrawiam i do następnego! (będzie najpewniej w przyszłym tygodniu)

Buziaki  

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz