92

80 5 0
                                    

Kilka dni po imprezie Hyler dość ostro pokłócił się z ojcem. Na tyle ostro, że rzucił wszystkie obowiązki, którymi prezydent go obarczał. Mimo wszystko się cieszyłam. Hy bywał częściej w domu, pomagał mi z Noah, nasze życie wreszcie miało okazję rozkwitać. Co prawda zdarzało się że miałam go dość, zwłaszcza gdy maniakalnie dokumentował każde posunięcie w rozwoju Noah. Każda zjedzona łyżeczka musu owocowego, każde niezrozumiałe gaworzenie, każdy uśmiech i utrzymanie równowagi w pozycji siedzącej. 

Nic więc dziwnego, że komoda dość szybko zapełniła się zdjęciami Noah i moimi. 

Końcem grudnia Hyler zaczął marudzić coś na temat kolejnego dziecka, ale wybiłam mu to z głowy. Jakoś nie czułam (i nadal nie czuję) się psychicznie gotowa na kolejne maleństwo. Tak samo nie czuję potrzeby ponownego zajścia w ciążę, ponownego przechodzenia przez to wszystko. Może za rok, dwa, ale jeszcze nie teraz. 

Początkiem stycznia maluch zaczął mi uciekać. Oczywiście nie dosłownie. Nie można było zostawić go nigdzie samego, zwłaszcza na łóżku, bo wystarczyło odwrócić się na kilka sekund, a on już przeczołgał się w całkowicie inne miejsce. 

Hylera niezwykle to bawiło, ale mnie nie było do śmiechu. Mimo to mu się nie dziwiłam. Mój mąż wręcz nie mógł się doczekać, aż nasz syn zacznie stawiać swoje pierwsze kroki. Mnie to przerażało. 

O ile przeczołgiwanie się z jednego miejsca na drugie było całkiem urocze, o tyle ząbkowanie było katorgą. Pobudki z płaczem, opuchnięte dziąsła i zgryzione smoczki. 

Trudno było użerać się z ząbkującym synem. Codziennie smarowałam mu dziąsełka specjalną maścią, żeby zmniejszyć ból i opuchliznę.

Około połowy stycznia Hyler chyba pogodził się z ojcem, bo wieczorami coś tam skrobał w swoim biurze, ale wciąż starał się spędzać jak najwięcej czasu ze mną i Noah. Pewnego dnia, pod koniec miesiąca, gdy już położyłam Noah spać, poszłam do Hylera do gabinetu. 

Jak zwykle miał na biurku mnóstwo papierów, ale moją uwagę przykuła koperta z symbolem Dwunastki. Wzięłam ją do ręki i obejrzałam z każdej strony.

- Co to? Jeśli mogę wiedzieć? - zapytałam Hylera. 

- Nie wiem. Przyszło po południu. Sprawdź, jeśli chcesz. - Odparł, wyciągając nożyk do listów  z szuflady. Chciałam go od niego wziąć, ale gdy tylko dotknęłam jego dłoni, złapał mnie mocno i posadził na swoich kolanach. Dopiero wtedy pozwolił mi wziąć nożyk. 

-  Za rzadko siadasz mi teraz na kolanach. - Powiedział mój mąż, gdy starałam się przeciąć papier nie raniąc przy tym palców.

- Może dlatego, że nasz syn zajmuje moje miejsce. - Odparłam, wyjmując zwitek papierów z koperty. Był to list informujący o wybuchu w kopalni. Szybko odłożyłam kartkę i przyjrzałam się liście nazwisk, tych, którzy tam zginęli. 

Nie chciałam znaleźć na niej TEGO nazwiska. Łzy same pocisnęły się do oczu. Poczułam jak cała krew odpływa mi z twarzy.

- Mar, co się stało? Pobladłaś. - Powiedział Hyler, odwracając moją twarz w swoją stronę.

 - W Dwunastce był wybuch w kopalni. Zginęła około setka górników. - Odparłam starając się zapanować nad drżeniem głosu. - Pamiętasz Pana Everdeena?

- Tego zawsze zadowolonego faceta, który zabierał nas na polowania, gdy byłem w Dwunastce? Co z nim?

- Zginał we wczorajszym wybuchu w kopalni. Jutro są uroczystości honorujące górników, którzy zginęli. Czy moglibyśmy...

- Jechać do Dwunastki na te uroczystości? Oczywiście. Jeśli chcesz. 

- Dziękuję, Hyler. - Wstałam z jego kolan i pocałowałam go.

- Nie masz za co. Powinnaś mieć możliwość pożegnania się z przyjacielem ojca. Zwłaszcza że był Ci bliski. Kto zostanie z Noah?

- Pojedzie z nami. Myślę, że po drodze z Dwunastki wstąpimy do piekarni. Chciałabym, żeby mój syn poznał dziadków. 

- Pewnie, czemu nie. Zadzwoń do Leada, żeby przywiózł Ci sukienkę. Ojciec nawet się nie dowie. 

- Mam pewne obawy co do tego ostatniego. Znajdą się ludzie, którzy będą mu chcieli o tym donieść.

- Więc zrobimy tak, żeby wyjechać za jego przyzwoleniem.

- Niby jak? - zapytałam, unosząc brew.

- Sprawię, że pojedziemy tam jako jego wysłannicy. Przekonam ojca, że nie jest w odpowiedniej formie na tak długą podróż i zaproponuję, żebym to ja pojechał. A Ciebie zabiorę ze sobą.

- Czy przypadkiem to nie będzie trochę podejrzane? - nie byłam przekonana co do jego pomysłu.

- Może trochę, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Warto spróbować.

- To idę zadzwonić do stylisty. Masz jakiś garnitur?

- Nie jeden, ale możesz powiedzieć Abrams'owi, żeby coś przygotował. 

Pokiwałam głową, cmoknęłam go w policzek i wyszłam z gabinetu. Znalazłam telefon na stoliku w salonie i wybrałam numer do mojego stylisty. Szybko omówiłam szczegóły wykonania kreacji i poprosiłam o przygotowanie garnituru dla Hylera, jeżeli będzie miał czas. 

Poszłam do swojej sypialni. Noah uroczo spał wśród przytulanek. Powinnam część z nich wyrzucić. Ma ich zdecydowanie za dużo. Raun jest zbyt oddanym dziecku wujkiem. I zdecydowanie przynosił za dużo zabawek. 

Poszłam do salonu pozbierać zabawki, którymi Noah bawił się przed południem. Poskładałam je wszystkie do pudełka i schowałam do komody. Później poszłam się szybko umyć i nim się ogarnęłam, była już 22. Ubrałam szlafrok na piżamę, która tak naprawdę była niegdyś koszulką Hylera i poszłam do biura męża, gdzie zastałam go śpiącego, wśród tych pieprzonych papierzysk. 

Delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem. Mój małżonek przebudził się i spojrzał na mnie zaspanym spojrzeniem. 

- Która godzina? - zapytał, a właściwie wymruczał, mrużąc oczy pod wpływem światła lampki na jego biurku. 

- Dochodzi 10. Chodź się położyć. 

- Zaraz pójdę, Mar. Tylko dokończę... 

- Nic nie będziesz już dokańczał. Idziemy spać. Pójdziesz po dobroci czy siłą mam Cię zaciągnąć do łóżka?

- Ja mogę Cię nawet do niego zanieść. - Wymruczał przymilnie, posyłając mi sprośne spojrzenie spod przymrużonych oczu. 

- Przebierz się i widzę Cię za chwilę w łóżku. Papiery mogą zaczekać do jutra. - Cmoknęłam go w czoło i poszłam do swojej sypialni. 

Nie minęło 10 minut, a Hyler już wpakował się pod kołdrę obok mnie. 

- Dobranoc, moja różyczko. - Wymruczał wprost do mojego ucha i wtulił się w moją szyję. Włosy miał jeszcze wilgotne po prysznicu i pachniał tymi pieprzonymi różami, którymi mnie uwiódł. 

- Dobranoc, Misiaku. - Delikatnie odwróciłam się i pocałowałam go w czoło. 

Jego prawa ręka powędrowała pod moją głowę, z kolei lewą gładził mnie po brzuchu. 

- Nie uciekaj mi z rana, ptysiu. - Wyszeptałam i poprawiłam swoje ułożenie na jego ręce. 

-  Nie zamierzam. - Mruknął i już po chwili dało się słyszeć jego miarowe pochrapywanie. 

___________

Hej wszystkim
Chciałam wam podziękować za na ten moment 12.2 tysiąca wyświetleń.
Buziaki i do następnego


Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now